Federacja Starej Huty
-
— Czyli mus, przewóz. — Powtórzył swoje słowa sprzed chwili. — No to sobie poczekamy.
Przycupnął gdzieś pod ścianą, rzucając od czasu do czasu pobieżnym wzrokiem na swoich towarzyszy, ciekawy tego z kim przyjdzie mu szturmować kiboli. -
Obsada wyglądała na mocno zmęczoną. Nie wiadomo, od jak dawna trzymają ten posterunek. Z góry padło kilka pojedynczych strzałów, na co Liga odpowiedziała krótkim przeciągnięciem serii po ścianach. I tak sytuacja wyglądała przez kolejnych kilka godzin, aż o zmierzchu przyszedł jakiś podoficer i wezwał was do innego mieszkania na naradę.
-
Oficerowie, podoficerowie… W tych czasach, to wszystko przypominało Marleyowi zabawę w żołnierzy i nadawanie sobie tytułów. I faktycznie może byłaby to zabawa, gdyby nie to, że ludzie ginęli w niej i on sam miał na to szansę. Zebrał się i zgodnie z wezwaniem stawił się na naradę.
-
Jak można się było spodziewać, to Kicińska prowadziła zebranie.
- Jak się dowiedziałam od naszych nowych darmozjadów, sztab sra po łapach i mnie szuka jak czystej wody. Ale podle obecnej sytuacji, trzymamy te łyse pały w szachu. Więc wyjście jest jedno, po ciemaku wchodzi do tamtej ruiny, daje im w łeb i się zwijamy. W tym czasie goniec skoczy do naszych, a my zgodnie z planem wchodzi na Wielką Płytę i prosimy o tranzyt. Potem będzie z górki, zakończymy wojnę z siedem godzin. Pytania? -
— Żadnych, psze pani. —Mruknął pod nosem, śmiejąc się z dawki podstawówkowego humoru. Nie umiał się pozbyć z głowy obrazu Kicińskiej-nauczycielki. Pewnie gdyby był młodszy, a czasy inne, to zarobiłby od niej niejedną lufę z majcy. Jednak nie mógł jej odmówić swoistej charyzmy, baba umiała szybko i dosadnie przekonać do planu i to mu nawet imponowało.
-
- Mam nadzieję, że języki wam pouciekały w dupy z głodu, a nie ze strachu. Bo na to pierwsze jeszcze jakoś da radę poradzić, kibole pewnie mają żarcie. A już na pewno bimber na strach ale pijaństwa nie toleruję!
Ostatnie wykrzyczała i uderzyła pięścią w stary stół, który się złożył jak tekturowe pudełko.
- Wracać na stanowiska i czekać na sygnał! -
— Tak jest, psze pani! — Teraz już nie mógł powstrzymać się przed dodaniem tego głośniej, jednocześnie nie wychodząc spod piorunującego wrażenia, jakie kobieta przed chwilą sprawiła. Do cholery, facetowi zdolnemu do połamania stołu pięścią należało aby pogratulować krzepy, a co dopiero babie!
Zastosował się do rozkazu i wrócił na wyznaczoną wcześniej pozycję, czekając na sygnał do ataku.
-
Po oczekiwaniu, które zdawało się być wiecznością, zapadła wreszcie noc. Ciemna niczym mrok tunelu, gruba pokrywa chmur zasłoniła księżyc i gwiazdy. Kolejne minut ciągnęły się niczym paskudny stalkerski kleik obiadowy. I dopiero wtedy, w kompletnej ciszy, niemal kościelnej, nastąpiła zbiórka. Oddział sunął niczym duchy, z wolna prąc w stronę budynku, który w każdej chwili mógł wypluć z siebie całe wiadro gorącego ołowiu.
-
Jedyne na co mógł teraz liczyć, to że ani żaden błysk, ani żaden brzdęk, ani nawet najcichszy odgłos nie zdradzą posuwającego się naprzód oddziału. Jeżeli dotrą do bloku, rozpocznie się jatka, był tego pewien, więc cały ich sukces polegał właśnie na dotarciu do bloku. Krocząc wraz z innymi na koniuszkach swoich palców, przytrzymując dłońmi całe swoje wyposażenie, by te nie wydało żadnego dźwięku, zastanawiał się nad tym, co powiedzieliby o nich żołnierze przeszłych wojen, Ci którzy już od dawna wąchają kwiatki od spodu. Wojny po wojnie wszystkich wojen nie umywały się do wielkich konfliktów sprzed dekad… ale może to dobrze? Ciekawe jaki jest ich bilans; więcej ludzi umiera dzisiaj czy umierało niegdyś? Marley nie znał nikogo, kto prowadziłby takie statystki i szczerze, chyba wolał ten stan rzeczy, bo choć wiedział że prędzej czy później przyjdzie mu stać się częścią tej tabeli, to nieszczególnie mu się do tego spieszyło.
-
W największym skupieni dotarliście do klatki. Oddział się rozdzielił i zaczął kolejno zaglądać do mieszkań. Wciąż pełna cisza wskazywał, że kiboli nie ma na dole i muszą zajmować wyższe piętra, jednocześnie nie zdając sobie sprawy z tego, że wróg właśnie wkroczył do ich posterunku. Teraz wszystko się rozegra w ciągu kilku minut.
-
W filmach zawsze wyglądało to lepiej, dzielni komandosi otwierający drzwi z kopniaka by rozstrzelać złych terrorystów, wszędzie błysk i huk wystrzałów, najlepiej w akompaniamencie ACDC, Gunsesów albo jakiś innych amerykańskich franc…
Szedł wraz z resztą grupy przez ciche, ciemne korytarze. Tym razem bez samopału w dłoni, a z zdobyczną bronią przewieszoną przez plecy. W rękach ściskał, coraz to bardziej niecierpliwie, zaufany hokej, kiedyś prezent, później pamiątkę, teraz broń. Wiedział, że zaraz roztrzaska nim czyjąś czaszkę albo to jego kości zostaną zgruchotane. Zazwyczaj nie był tak bojowo nastawiony, martwił się o to, by swe cele tylko nokautować, nie zabijać. Teraz było inaczej. Po pierwsze, to już nie było zlecenie, to była wojna. Po drugie, to już nie byli ludzie, to byli kibole, których nienawidził tym bardziej, że kiedyś przewinął się przez ich szeregi, był jednym z nich. Znajome twarze, które przypominały mu osobę, o której istnieniu chciał zapomnieć najbardziej. Po trzecie, kibole utracili wszelkie predyspozycje to bycia nazwanym człowiekiem po tym, co zobaczył w piwnicach. Ludzie nie robili takich rzeczy, chciał w to wierzyć. Nawet zwierzęta nie dopuszczały się takich zbrodni. Może później będzie żałował myśli, jakie towarzyszyły mu idąc do walki. Może.
Nie słyszał prawdziwej, amerykańskiej muzyki od lat. Odkąd bomby spadły na Ziemię, pojęcie terroryzmu stało się zbyt wąskie, by skutecznie je stosować. Komandosi? Dla niego w dzisiejszych czasach komandosem była Kicińska, która potrafiła rozwalić stół siłą gołej pięści, Owca, która walczyła w nie swojej wojnie, Wiking, który jako pierwszy wkraczał do zajętych przez wroga ruin i Młody na równi z nimi wszystkimi, za to że po prostu przetrwał. On też był komandosem tego martwego świata.
Pojęcie dobra i zła też zamazywało się z czasem, ale dzisiaj Marley, zaciskając coraz bardziej napięte mięśnie na ciężkiej, tępej broni, był pewien, że to co zobaczył w piwnicach było złem. I tak samo wiedział, że dobrem będzie położenie kresu temu złu. Dlatego właśnie dziś nie martwił się o to czy osoba, której czaszka pęknie na mikre części po otrzymaniu ciosu śmiercionośnym obuchem, przeżyje. Dziś dla kiboli nie był dzień przeżycia.
-
Z każdym kolejnym krokiem w górę, nerwy były coraz bardziej napięte u każdego z wojaków. W powietrzu praktycznie było czuć zapach determinacji. Po minięciu pustego parteru, oddział skierował się na pierwsze piętro, nastąpił moment grozy. Ktoś kopnął odłamek cegły, który z hukiem godnym kolejnej apokalipsy, potoczył się w dół. Kilka sekund, ciągnących się jak godziny, i było już wiadome, że kibole nie wystawili warty, bądź strażnik bezczelnie spał na stanowisku.
Oddział ponownie ruszył w górę i już po chwili wszedł na piętro. Ludzie rozeszli się po mieszkaniach, to w którym się znalazłeś, było już zajęte. Do każdego z pokojów weszło po jednej osobie, tobie w udziale przypadł taki, gdzie dwóch karków śpiących w kącie na starcie szmat. -
Stanął nad parą śpiących, patrząc na nich z góry. Prawie chciał powrócić do swojego codziennego, litościwego ja i tylko pozbawić ich przytomności, związać. Jednak po tym, co zobaczył w piwnicach, prawie znaczyło zbyt mało.
Kibole byli okrutnymi idiotami, którzy zasługiwali na idiotyczną i okrutną śmierć.
W wielkiej ciszy i morderczym skupieniu uklęknął przy pierwszym z nich, delikatnie przyłożył ręce do obu stron jego głowy, kij miał zaraz obok, w gotowości, tak samo trzymany za pazuchą nóż. W jednej sekundzie z całą mocą obrócił jego głowę tak silnie jak mógł, by ukręcić mu kark. To samo uczynił z drugim zwierzęciem.
-
Oba trzaski brzmiały jak wystrzały karabinowe, chociaż i tak były o wiele bardziej ciche, niż odgłosy z jednego z pomieszczeń obok. Ohydne miękkie plaski jasno wskazywało, że ktoś bezceremonialnie ciął nożem. Mimo śmierci cichej i spokojnej, wrażenie pozostawało o wiele gorsze, niż strzelanie w piwnicach różnej maści. Teraz już oddział prowadziła Kicińska, drugie i ostatnie piętro tych niskich bloków jawiło się jako najmocniej strzeżone. Ale gdy weszliście do czołowego mieszkania, jakiś mężczyzna spał tam trzymając w objęciach broń, która równie dobrze mogła byś zdezelowanym przedwojennym karabinem maszynowym, jak i współczesną inwencją twórczą lokalnych szamanów. Dogasająca świeczka pod jego nogami wskazywała na to, że powinien trzymać wartę.
-
Obserwował, pozostawiając innym dostarczenie śpiącemu kibolowi tego, na co zasługiwał. Choć zaczęło trapić go poczucie tego, że sprawy toczyły się nieco zbyt dobrze… Ale nawet kibole nie byli tak głupi, by poświęcić tylu ludzi dla pułapki. To niemożliwe.
-
Bez zbędnych konwenansów, kobieta po prostu podeszła, wbiła mu nóż w szyję przy jednym uchu i przeciągnęła do drugiego. Śmierć szybka i stosunkowo bezbolesna. Jeszcze kilka minut żołnierze się upewniali, co do bezpieczeństwa sytuacji, po czym nastąpiła zbiórka. Jak się okazało, oddziałowi faktycznie skończyły się zapasy. Nigdzie nie było jedzenia ani wody, a naboi do broni było raptem kilka, i tylko dlatego oddział poszukiwawczy dał radę się przebić.
- Tak to jest, jak malkontenci biorą się za poważną robotę - Kicińska nie miała kompletnie żadnych refleksji, nad całą sytuacją przeszła do porządku dziennego - Zbierać tylko wartościowy szmelc, za pięć minut idziemy na Płytę, i jak uda się coś z tego złomu przehandlować, to wejdziemy na stadion bokiem. To ostatnia szansa, sami już nie mamy prowiantu na kręcenie się po okolicy. Ruchy, patałachy! -
Przebiegł prędko przez pokoje, poczynając od tego w którym zakończył żywot dwóch zwierząt, zbierając jedynie najpotrzebniejsze fanty, jak zapasy, naboje, proch, broń czy medykamenta. Starał się nie patrzeć na twarze martwych. Pomimo wszystkiego, co myślał teraz o kibolach, nie chciał zobaczyć w nich znajomych mu oblicz.
-
Dość szybko cały oddział zabrał się parterze i zgromadził sprzęt. Było tego niewiele, dowódca oddziału kręciła głową z dezaprobatą, niewiadomo czy przez małą szansę zapłaty, czy przez kompletne nieprzygotowanie Ligi do prowadzenia działań wojennych. Część z tego odrzuciła w kąt jako bezwartościowe, resztę mniej więcej rozdzieliła po równo, żeby każdy niósł równe dodatkowe obciążenie. Po tych przygotowaniach szybko wróciła pod swój stary posterunek, a stamtąd prosto na tereny sąsiedniej frakcji.
-
Posłała tego gońca z informacją do dowództwa? Chyba tak, a przynajmniej tak Marley myślał kiedy maszerował wraz z resztą grupy. Chociaż cały czas byli w ruchu, to uznawał to za swojego rodzaju odpoczynek. W końcu po tranzycie czeka ich Stadion, a tam zacznie się prawdziwa walka. Miał nadzieję, że major wie, na co się pisze.
-
//Rozkaz skoordynowanego ataku, odbicie Achaja, podporządkowania się specjalsom na przeciwległym skrzydle, odkrycie zbrodni wojennych Kiboli, wsparcie odciętej chorąży Kicińskiej, oswobodzenie Kicińskiej i pomoc w wykonaniu jej rozkazów//
Marsz w ciemnościach nie był łatwy i mógł trwać długo. W pewnym momencie wszyscy przystali, Federacja próbowała dawać sobie znaki rękami, jak przedwojenne wojsko, ale mrok uniemożliwiał komunikację. Każdy przystanął w pozycji gotowej do strzału. Sytuacja robiła się napięta, jednak Kicińska spokojnie powiedziała głośno:
- Grzmot.
- Że co? Nie pada przecież.
- Płyta?
- A kto, policmajstry?
- Federacja prosi o tranzyt.
- Prowadzicie wojnę z Ligą, nie możemy was przepuścić. Uznają nas za wrogów.
- Zapłacimy.
I Chyba te słowa sprawiły, że oddział pobliskiej frakcji się zawahał.