Federacja Starej Huty
-
W filmach zawsze wyglądało to lepiej, dzielni komandosi otwierający drzwi z kopniaka by rozstrzelać złych terrorystów, wszędzie błysk i huk wystrzałów, najlepiej w akompaniamencie ACDC, Gunsesów albo jakiś innych amerykańskich franc…
Szedł wraz z resztą grupy przez ciche, ciemne korytarze. Tym razem bez samopału w dłoni, a z zdobyczną bronią przewieszoną przez plecy. W rękach ściskał, coraz to bardziej niecierpliwie, zaufany hokej, kiedyś prezent, później pamiątkę, teraz broń. Wiedział, że zaraz roztrzaska nim czyjąś czaszkę albo to jego kości zostaną zgruchotane. Zazwyczaj nie był tak bojowo nastawiony, martwił się o to, by swe cele tylko nokautować, nie zabijać. Teraz było inaczej. Po pierwsze, to już nie było zlecenie, to była wojna. Po drugie, to już nie byli ludzie, to byli kibole, których nienawidził tym bardziej, że kiedyś przewinął się przez ich szeregi, był jednym z nich. Znajome twarze, które przypominały mu osobę, o której istnieniu chciał zapomnieć najbardziej. Po trzecie, kibole utracili wszelkie predyspozycje to bycia nazwanym człowiekiem po tym, co zobaczył w piwnicach. Ludzie nie robili takich rzeczy, chciał w to wierzyć. Nawet zwierzęta nie dopuszczały się takich zbrodni. Może później będzie żałował myśli, jakie towarzyszyły mu idąc do walki. Może.
Nie słyszał prawdziwej, amerykańskiej muzyki od lat. Odkąd bomby spadły na Ziemię, pojęcie terroryzmu stało się zbyt wąskie, by skutecznie je stosować. Komandosi? Dla niego w dzisiejszych czasach komandosem była Kicińska, która potrafiła rozwalić stół siłą gołej pięści, Owca, która walczyła w nie swojej wojnie, Wiking, który jako pierwszy wkraczał do zajętych przez wroga ruin i Młody na równi z nimi wszystkimi, za to że po prostu przetrwał. On też był komandosem tego martwego świata.
Pojęcie dobra i zła też zamazywało się z czasem, ale dzisiaj Marley, zaciskając coraz bardziej napięte mięśnie na ciężkiej, tępej broni, był pewien, że to co zobaczył w piwnicach było złem. I tak samo wiedział, że dobrem będzie położenie kresu temu złu. Dlatego właśnie dziś nie martwił się o to czy osoba, której czaszka pęknie na mikre części po otrzymaniu ciosu śmiercionośnym obuchem, przeżyje. Dziś dla kiboli nie był dzień przeżycia.
-
Z każdym kolejnym krokiem w górę, nerwy były coraz bardziej napięte u każdego z wojaków. W powietrzu praktycznie było czuć zapach determinacji. Po minięciu pustego parteru, oddział skierował się na pierwsze piętro, nastąpił moment grozy. Ktoś kopnął odłamek cegły, który z hukiem godnym kolejnej apokalipsy, potoczył się w dół. Kilka sekund, ciągnących się jak godziny, i było już wiadome, że kibole nie wystawili warty, bądź strażnik bezczelnie spał na stanowisku.
Oddział ponownie ruszył w górę i już po chwili wszedł na piętro. Ludzie rozeszli się po mieszkaniach, to w którym się znalazłeś, było już zajęte. Do każdego z pokojów weszło po jednej osobie, tobie w udziale przypadł taki, gdzie dwóch karków śpiących w kącie na starcie szmat. -
Stanął nad parą śpiących, patrząc na nich z góry. Prawie chciał powrócić do swojego codziennego, litościwego ja i tylko pozbawić ich przytomności, związać. Jednak po tym, co zobaczył w piwnicach, prawie znaczyło zbyt mało.
Kibole byli okrutnymi idiotami, którzy zasługiwali na idiotyczną i okrutną śmierć.
W wielkiej ciszy i morderczym skupieniu uklęknął przy pierwszym z nich, delikatnie przyłożył ręce do obu stron jego głowy, kij miał zaraz obok, w gotowości, tak samo trzymany za pazuchą nóż. W jednej sekundzie z całą mocą obrócił jego głowę tak silnie jak mógł, by ukręcić mu kark. To samo uczynił z drugim zwierzęciem.
-
Oba trzaski brzmiały jak wystrzały karabinowe, chociaż i tak były o wiele bardziej ciche, niż odgłosy z jednego z pomieszczeń obok. Ohydne miękkie plaski jasno wskazywało, że ktoś bezceremonialnie ciął nożem. Mimo śmierci cichej i spokojnej, wrażenie pozostawało o wiele gorsze, niż strzelanie w piwnicach różnej maści. Teraz już oddział prowadziła Kicińska, drugie i ostatnie piętro tych niskich bloków jawiło się jako najmocniej strzeżone. Ale gdy weszliście do czołowego mieszkania, jakiś mężczyzna spał tam trzymając w objęciach broń, która równie dobrze mogła byś zdezelowanym przedwojennym karabinem maszynowym, jak i współczesną inwencją twórczą lokalnych szamanów. Dogasająca świeczka pod jego nogami wskazywała na to, że powinien trzymać wartę.
-
Obserwował, pozostawiając innym dostarczenie śpiącemu kibolowi tego, na co zasługiwał. Choć zaczęło trapić go poczucie tego, że sprawy toczyły się nieco zbyt dobrze… Ale nawet kibole nie byli tak głupi, by poświęcić tylu ludzi dla pułapki. To niemożliwe.
-
Bez zbędnych konwenansów, kobieta po prostu podeszła, wbiła mu nóż w szyję przy jednym uchu i przeciągnęła do drugiego. Śmierć szybka i stosunkowo bezbolesna. Jeszcze kilka minut żołnierze się upewniali, co do bezpieczeństwa sytuacji, po czym nastąpiła zbiórka. Jak się okazało, oddziałowi faktycznie skończyły się zapasy. Nigdzie nie było jedzenia ani wody, a naboi do broni było raptem kilka, i tylko dlatego oddział poszukiwawczy dał radę się przebić.
- Tak to jest, jak malkontenci biorą się za poważną robotę - Kicińska nie miała kompletnie żadnych refleksji, nad całą sytuacją przeszła do porządku dziennego - Zbierać tylko wartościowy szmelc, za pięć minut idziemy na Płytę, i jak uda się coś z tego złomu przehandlować, to wejdziemy na stadion bokiem. To ostatnia szansa, sami już nie mamy prowiantu na kręcenie się po okolicy. Ruchy, patałachy! -
Przebiegł prędko przez pokoje, poczynając od tego w którym zakończył żywot dwóch zwierząt, zbierając jedynie najpotrzebniejsze fanty, jak zapasy, naboje, proch, broń czy medykamenta. Starał się nie patrzeć na twarze martwych. Pomimo wszystkiego, co myślał teraz o kibolach, nie chciał zobaczyć w nich znajomych mu oblicz.
-
Dość szybko cały oddział zabrał się parterze i zgromadził sprzęt. Było tego niewiele, dowódca oddziału kręciła głową z dezaprobatą, niewiadomo czy przez małą szansę zapłaty, czy przez kompletne nieprzygotowanie Ligi do prowadzenia działań wojennych. Część z tego odrzuciła w kąt jako bezwartościowe, resztę mniej więcej rozdzieliła po równo, żeby każdy niósł równe dodatkowe obciążenie. Po tych przygotowaniach szybko wróciła pod swój stary posterunek, a stamtąd prosto na tereny sąsiedniej frakcji.
-
Posłała tego gońca z informacją do dowództwa? Chyba tak, a przynajmniej tak Marley myślał kiedy maszerował wraz z resztą grupy. Chociaż cały czas byli w ruchu, to uznawał to za swojego rodzaju odpoczynek. W końcu po tranzycie czeka ich Stadion, a tam zacznie się prawdziwa walka. Miał nadzieję, że major wie, na co się pisze.
-
//Rozkaz skoordynowanego ataku, odbicie Achaja, podporządkowania się specjalsom na przeciwległym skrzydle, odkrycie zbrodni wojennych Kiboli, wsparcie odciętej chorąży Kicińskiej, oswobodzenie Kicińskiej i pomoc w wykonaniu jej rozkazów//
Marsz w ciemnościach nie był łatwy i mógł trwać długo. W pewnym momencie wszyscy przystali, Federacja próbowała dawać sobie znaki rękami, jak przedwojenne wojsko, ale mrok uniemożliwiał komunikację. Każdy przystanął w pozycji gotowej do strzału. Sytuacja robiła się napięta, jednak Kicińska spokojnie powiedziała głośno:
- Grzmot.
- Że co? Nie pada przecież.
- Płyta?
- A kto, policmajstry?
- Federacja prosi o tranzyt.
- Prowadzicie wojnę z Ligą, nie możemy was przepuścić. Uznają nas za wrogów.
- Zapłacimy.
I Chyba te słowa sprawiły, że oddział pobliskiej frakcji się zawahał. -
Pieprzone ceregiele, nie mieli czasu na to! Musieli przejść jak najszybciej przez Płytę, później Stadion i powrót do Federacji. Marley chciał to prędko skończyć, nie tylko by oszczędzić bezsensownie przelanej krwi, ale też by upewnić się, że Owca wyszła z walki cało…
-
- Chodźcie z nami - W końcu ktoś z Płyty się przełamał i z mroku wyłoniło się osiem sylwetek. Oddział wypadowy oświetlił was latarkami, przy okazji dając ogląd na siebie. Jak na dość biedną populację, sprzęt mieli zdatnej jakości, chociaż żaden szanujący się stalker nie chciał by się z takim pokazać.
W obstawie lokalsów, wprowadzili was do jednego z pobliskich bloków, zapewne wysuniętego posterunku. Tam siedział ktoś, kogo można by śmiało porównać do stereotypowego dowódcy z czasów Drugiej Wojny Światowej. Krótkie wyjaśnienie sytuacji i przeglądnięcie przyniesionego sprzętu jednak nie rozchmurzyły jego ponurej facjaty.
- Możemy przez to samo zostać wciągnięci w wojnę. Już i tak mamy problemy z ich ciągłymi rajdami, nie trzeba nam jeszcze pełnoskalowego konfliktu. -
Słuchał, ciekawy jak Kicińska ma zamiar to rozwiązać. Ale powinno pójść gładko… Jeżeli już wpuścili ich,to znaczy że chcą ich też przepuścić. Teraz tylko kwestia tego, by sobie to uświadomili.
-
- Chyba się nie zrozumieliśmy… - Powiedziała spokojnie chorąży - To nie jest zapłata za tranzyt, tylko za zamknięcie oczu. Reszta zostanie dostarczona w przeciągu tygodnia.
Widać było, że oficer się waha.
- Nawet jeśli, to i tak nie mogę sam podjąć takiej decyzji. Osoby postawione wyżej ode mnie decydują, komu się opłaca narazić.
- Nie pierdol, człowieku! - Kobieta ryknęła na całe gardło - Nie mamy czasu na narady! Bierz chabar i nas przepuść. Klepiecie taką biedę, że tylko to wam starczy na miesiąc handlu, a jeszcze coś dorzucimy!
Sytuacja zaczęła się robić z lekka napięta, mimo to żołnierz Wielkiej Płyty pozostawał flegmatyczny jak stereotypowy Brytyjczyk. -
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
Ciało Marleya zaczęło się powoli spinać, podświadomie czuł, że ryzyko tego, że tranzyt przez Wielką Płytą nie pójdzie po ich myśli rosło… Ale wciąż ufał, że Major rozwiąże to polubownie. Wpuścili ich, więc chcą ich przepuścić. Nie chcą tylko zejść z ceny.
-
Przez chwilę jeszcze siedział spokojnie, po czym przeciągnął dłonią po twarzy.
- Postawią mnie przed sądem polowym… - Spojrzał na zegarek - Macie dziesięć minut, potem jest zmiana warty. I jak was zobaczą, to będę musiał zgłosić naruszenie granic.
Kicińska skinęła głową i pospiesznie was zebrała, po czym praktycznie biegiem ruszyła do bocznej bramy stadionu. Byliście w takiej odległości, że nawet za dnia zeszło by dłużej, a wy jeszcze musieliście się poruszać praktycznie po omacku. -
Lepsze warunki działania będą mieli dopiero po śmierci, a czy będzie to szybko czy późno, to zależało tylko od tego, jak poradzą sobie teraz. Pobiegł z resztą drużyny, przytrzymując hokej, by obwiązujące go łańcuchy nie miały nawet szansy zabrzęczeć. Ich dźwięk będzie potrzebny dopiero za chwilę.
-
Sapiąc jak parowozy, oddział dotarł do bramy, która była zamknięta na kłódkę. Chorąży chwilę grzebała przy niej jakimś trudem, i gdy ta wreszcie opadła na płytki z głuchym uderzeniem, pchnęła jedno skrzydło. Pisk zastanych zawiasów pośród nocnej ciszy był tak przeszywający, jak ryki dinozaurów ze starych filmów.
- Chuj, może są na tyle zajęci Dychą, że nie zwrócą uwagi - Mruknęła Kicińska - Biegiem do trybun, jak znam Messiego, to ten kutas będzie siedział gdzieś w ich podziemiach.
Kolejny bieg, kolejne sapanie, kolejne płuca wypluwane w kawałkach po drodze. Najwyraźniej faktycznie wszystkie siły były zaangażowane w wojnę, bo bez problemu weszliście pod trybuny. Tutaj kobieta się zatrzymała i zaczęła rozglądać po korytarzach. Ewidentnie była tutaj pierwszy raz i nie miała pojęcia, gdzie teraz iść.