Światło Świtu
-
On za to ruszył normalnie. Nie powoli, nie szybko, tak pomiędzy, z gracją. To zostało mu jeszcze sprzed przemiany. Nie widział sensu śpieszyć się, kiedy okazja nie ucieknie. Dzięki temu można było oszczędzić sporo stresu.
// kk -
Przez brak pośpiechu może i się nie zmęczyłeś ani nie stresowałeś, ale z drugiej strony trafiło Ci się miejsce na samym tyle. Na szczęście coś widziałeś, a dokładniej kogoś, bo Książę-Admirał i jego przyboczny zajęli miejsca na podwyższeniu, aby dodać sobie autorytetu i być lepiej widocznymi dla wszystkich zebranych wokół żołnierzy, marynarzy i Magów, bo tę Czarną Arkę, jak wiele innych, napędzali również Magowie Wody lub Powietrza, co pozwalało wydatnie skrócić czas podróży i zwiększyć prędkość samego okrętu, zwykle ledwie szybszego, niż wielkie statki handlowe, na które polował, choć było to drogie udogodnienie - domyślałeś się, jak wiele tacy Magowie pobierali za swoje usługi od każdego rejsu.
- Tam, w Świetle Świtu - zaczął dowódca Mrocznych Elfów. - czekają na nas zastępy rycerzy i ich pachołków, ale nie tylko. Gdy przełamiemy ich obronę, a zrobimy to, sięgniemy po wspaniałą broń, pancerze i kosztowności z ich rozległych skarbców. Wszystko to będzie Wasze, moi żołnierze, moi Magowie, moi Korsarze. O ile tylko będziecie wykonywać rozkazy i wykażecie odpowiednią wolę walki. Sięgnijcie po to, co jest już Wasze, a czeka jedynie, aby je zabrać!
Mroczne Elfy nie zareagowały owacjami, ale wzniosły w górę broń lub zaciśnięte pięści, co oznaczało, że przemowa była dobra. Drow odniósł się w niej do podstawowych wartości, jakie wyznaje jego rasa: Do chciwości, do chęci sprawdzenia się i udowodnienia, że jest się lepszym od innych, do czerpania przyjemności z zabijania… Ale słowem nie wspomniał o żadnym więźniu, więc widać, że te informacje nie są przeznaczone dla każdego… -
Uśmiechnął się pod nosem. To właśnie pokazuje, dlaczego ich rasy zawarły przymierze. Większość wartości była dokładnie ta sama, co u Upadłych i Demonów. Jeśli to dalej nie trzyma ich w przymierzu, to Sendemir nie wie już co. W sumie… Nie obraziłby się gdyby został kiedyś ambasadorem w kraju Drowów czy coś w podobie. Teraz pozostaje czekać na desant i bitkę.
-
Wszyscy w milczeniu rozeszli się, aby szykować się do walki, jednak dowódca Drowów skinął lekko głową na Ciebie, abyś podszedł.
-
Podbił do niego. - Tak? - Spytał całkowicie neutralnie.
-
- Zakładam, że domyślasz się, że Twoje zadanie jest inne niż nasze, tak? - zapytał od razu. - Choć nie ukrywam, że jeśli pomożesz nam w naszej walce, nie zostanie Ci to zapomniane.
-
- Nie dbam o pamięć, ale o nagrody. - Odrzekł wchodząc w ten sam styl bycia co mroczne elfy. - Ale nie widzę w tym problemu. I tak miałem zamiar brać aktywny udział w oblężeniu, chwała zawsze się przyda, szczególnie kiedy pretenduje się do wyższych stanowisk. - Odrzekł Sendemir. Zastanawiał się nad tym jak będzie musiał wykonać swoje zadanie. W sumie… Jakie kryteria trzeba było spełnić by być Heroldem i ile Sendemirowi do tego brakuje?
-
- Nie nazwałbym tego oblężeniem. Mamy za małe siły, aby oblegać twierdzę choćby od strony morza, nie mówiąc o lądzie. Albo na odwrót. Będzie to coś bardziej… finezyjnego. Tak jak lubią Drowy. Liczę, że znasz się też i na tym?
Dokonania i chwała, to na pewno jest potrzebne, aby zaimponować Demonowi, który wprowadzi Cię do kręgu tej organizacji, co nie jest takie proste. -
- Nie jestem ekspertem, ale nie będzie to problem. - Odrzekł. - Zapoznasz mnie z planem czy domyślę się? -
-
- Moi ludzie zajmą się samą walką i dywersją, choć liczę na to, że zabijesz jak najwięcej wrogów po drodze do lochów, bo to one są Twoim celem. Jest wiele cel, ale więzień tylko jeden, i to jego powinieneś wydostać. Jest Demonem, tyle wiem.
-
- Jak tylko uwolnię więźnia i upewnię się, że został odpowiednio zabezpieczony, dołączę do walki. - Odrzekł i czekał na wielki spektakl. Nie ma na sobie żadnych ciężkich i trzeszczących rzeczy, które utrudniłyby skradanie, no może poza bronią, ale na to nic nie poradzi, więc jedynym co musi wyciszyć, to buty. Poszedł do kwatermistrza czy jak to się nazywa na statkach i poprosił o dwa kawały długiej szmaty albo najlepiej bandaże. Obwiąże nimi buty, by pozbyć się odgłosów chodzenia.
// Przejdźmy już do ataku, chyba, że są jeszcze jakieś ważne sprawy do ogadania. -
//Domyślasz się, że nie zaatakują od frontu, co nie? Dlatego chcesz zapytać kapitana o dokładną taktykę czy mam ją przedstawić na żywca, w kolejnym poście, gdy zacznie się atak?//
-
// Na żywca. Albo na żubra najlepiej
-
//Żuberek to zawsze.//
Już kilka chwil po Waszej rozmowie zaczął się atak. Na wodę spuszczono małe łodzie wiosłowe, mogące pomieścić tuzin wojowników, będących jednocześnie wioślarzami. Nic wielkiego, ale łodzi tych było tak wiele, że do walki ruszyła większość korsarzy i żołnierzy, pozostawiając tylko niezbędne minimum do obrony okrętu i jako ewentualne odwody. Choć płynęliście cicho, to na pewno by Was zauważyli. Nie zrobili tego tylko dlatego, że Mag rozciągnął tłumiącą obraz i dźwięk barierę nie tylko na Arkę, ale i płynące w szyku łodzie, które kierowały się ku wejściu do portu. Mroczne Elfy jeszcze raz sprawdzały swoją broń, czyli jatagany, kusze, jednoręczne miecze, sztylety, noże do rzucania, a także tajemnicze pakunki w postaci skórzanych toreb. -
Przekręcił pierścień na palcu i zacisnął pięść. Dzisiaj się wypróbujemy, skarbie… Swojego uzbrojenia nie musiał sprawdzać, robił to wielokrotnie w trakcie podróży. Nie odzywał się, nie było po co. Pozostaje czekać na desant. Oglądał sobie mury… Ah, jak dobry jest mord na byłych rodakach.
-
//Już mi się podoba, jak zwracasz się do biżuterii w ten sposób.//
Łodzie podzieliły się. Większość, w tym Twoja, wpłynęły do portu, a tylko kilka przybiło pod otaczające basen portowy mury, aby i je zapewne opanować, szybko i po cichu. Pozostałe łodzie jednak i tak dzieliły się, każda odbijała w kierunku stojących w porcie okrętów Zakonu lub statków kupieckich. Reszta, około pół tuzina łodzi, w tym i Twoja, przybiły do portu. Po chwili zrozumiałeś, co było w tamtych torbach. Nigdy nie widziałeś sensu w używaniu broni palnej czy prochu, ale musiałeś przyznać, że duża ilość materiały wybuchowego zrobiła niemałe szkody. Wrzucone przez bulaje odpowiednio blisko dna i podpalone, torby eksplodowały. Nie mogły zniszczyć w ten sposób dużych jednostek, ale na pewno je uszkodziły, zdezorientowały załogę i uniemożliwią pościg za Arką, gdy walka się już skończy. Czar działał jeszcze przez jakąś chwilę, co wykorzystali kusznicy, ostrzeliwując wszystkich kupców, marynarzy, strażników i żołnierzy, jacy pojawili się na pokładach okrętów czy nadbrzeżu, ale w końcu Magia przestała działać, a Mroczne Elfy zeszły na ląd i rzuciły się do walki. -
Ruszył za nimi, na razie nie aktywując pierścienia. Sięgnął po zestaw broni jaki zabrał ze zbrojowni, dokładnie przyglądając się twierdzy. Gdzie znajdował się punkt w którym miał dostać się do środka? Jeśli na razie nie było do niego dostępu, pomógł w ataku, nie narażając się zbytnio i oszczędzając energię magiczną. Czas na brawurę przyjdzie kiedy odeskortuje demona.
-
Jak na razie byłeś w porcie, gdzie widziałeś jedynie nadbrzeża, do których mogły cumować statki i okręty, magazyny na towary, kapitanat portu, siedzibę straży portowej i kilka karczm czy kantyn dla strudzonych wędrowców. Sam zamek, a więc i lochy, były o wiele dalej.
-
W takim razie pomagał na razie w ataku, trzymając się blisko dowódcy. Potem znajdzie się okazja.
-
Ubrani w skórzane kapoty i płaszcze, uzbrojeni w szable, jednoręczne miecze i tym podobną broń, portowi strażnicy mieli pilnować porządku, a nie odpierać zmasowane inwazje Mrocznych Elfów, więc ulegli Wam bardzo szybko, Ty nie zostałeś nawet draśnięty ani się nie zmęczyłeś, a pośród Drowów zauważyłeś ledwie kilku martwych i rannych. Zostawiwszy kilkanaście Mrocznych Elfów do opanowania portu, ruszyliście dalej, napotykając pierwszy problem tuż po wyjściu z doków. Najpierw powietrze przeciął głośny skrzek, przypominający dźwięki wydawane przez drapieżne ptaki, a później na niebie zauważyliście sylwetki trzech Gryfów. Dwa z nich były stosunkowo niewielkie, a na pewno mniejsze od tego ostatniego, przenosiły na swoim grzbiecie jeźdźca oraz łucznika lub kusznika, którzy nie strzelali wiele, ale na pewno celnie, zmuszając wszystkich do znalezienie schronienia. To był jednak niewielki problem, dałoby się ich zestrzelić za pomocą kusz, o wiele groźniejszy był trzeci Gryf, o wiele większe bydlę, dodatkowo z głową, grzbietem, szyją i karkiem chronioną przez pancerz. Na jego grzbiecie siedział pojedynczy jeździec, od stóp do głów zakuty w stal, z mieczem długim w jednej, a tarczą w drugiej dłoni, niewiele mniej groźny od swojego wierzchowca. Gdy bestia zleciała na dół, rozszarpując dwa pechowe Drowy, a jego jeździec skrócił trzeciego o głowę, tak rycerz, jak i Gryf wbili w Ciebie swoje spojrzenia, uznając za najgroźniejszego spośród atakujących.