Światło Świtu
-
Jedna z kilku ostatnich twierdz Zakonu Gryfa na kontynencie. Tak jak inne, i ta położona jest w krasnoludzkich górach, teraz opuszczonych, bowiem brodacze dawno schronili się pod ziemią, ale jest to jednocześnie jedyna twierdza Zakonu, która ma dostęp do morza, znajdując się na najbardziej wysuniętym skrawku krasnoludzkich gór. Zarówno tereny górskie, jak i morze utrudniają zdobycie zamku, który niejedno oblężenie już przetrwał. Lokalny port jest siedzibą małej, ale bardzo groźnej, floty zakonnej, walczącej z drowskimi Czarnymi Arkami, a także stanowi jedyną drogę do handlu i zaopatrzenia fortecy z innej strony, niż krasnoludzkie tunele. Jej zdobycie ułatwiłoby dobicie Zakonu Gryfa i zapewne byłoby początkiem jego końca, ale na przekór wszystkiemu załoga twierdzy wciąż się trzyma, zasilana od czasu do czasu ochotnikami z innych rejonów świata, przybywającymi tu na okrętach zakonu czy własnych. Poza zamkiem, w górach roi się od gniazd Gryfów, strażnic i wież obserwacyjnych, dodatkowo utrudniających zdobycie zamku. Od kilku miesięcy trwa tu cisza i spokój, gdy ostatni atak Demonów został rozbity w drobny mak na grubych murach zamku, który nazwę wziął od minerałów wydobywanych z okolicznych gór, które świecą niczym tęcza, gdy padną na nie promienie słońca, a wykorzystane zostały w budowie zamku jako ozdoba i wątły promyczek nadziei w tych ponurych i mrocznych czasach.
-
Bulwa:
Podróż była długa i nudna, ale pierwszy raz w życiu widziałeś otwarte morze, Czarną Arkę i jej osławionych korsarzy przy pracy. Niestety, ci tutaj mieli widocznie ważne zadanie do wykonania, przez co ominęliście kilka statków czy okrętów widocznych na horyzoncie, okazje do zdobycia łupów i dobrej zabawy. Ty zaś jeszcze bardziej zapragnąłeś nauczyć się Magii Mroku, bowiem już kilka godzin tkwiliście na kotwicy w zasięgu wzroku obrońców twierdzy, a oni Was nie widzieli, dzięki ochronnemu zaklęciu Maga będącego na pokładzie. -
Jeśli ten jakoś mocno nie skupiał się na utrzymaniu zaklęcia, podszedł do niego. - Jestem Sendemir. - Przedstawił się z lekkim ukłonem. - Jak zazwyczaj zaczynają świeżaki w magii mroku? Macie jakiś zestaw podstawowych technik, czy to po prostu trening kontroli jak w przypadku magii żywiołów? - Zadał nurtującego go pytanie. Może uda mu się “zaprzyjaźnić” z magiem, jeśli mroczne elfy mogą w ogóle odczuwać takie emocje. W sumie Upadli też mają z tym problem, a to taki, że zazwyczaj mają resztę w dupie. Jak dobrze pójdzie, to może pozna chociaż kawałek teorii tej sztuki.
-
- Nie jesteś w stanie opanować tej Magii, a przynajmniej z tego, co wiem. - odparł, rzeczywiście nie poświęcając wiele uwagi utrzymaniu tego czaru, zdaje się, że trwał on samoczynnie i po jakimś czasie Mag musiał go jedynie odnawiać. - A wiem wiele. I nazywam się Dinin.
-
- Nie śmiem wątpić w twoją wiedzę, ale było strasznie mało badań w tym kierunku. Chciałbym mimo wszystko kiedyś spróbować… - Odrzekł, rozmarzając się. - Magia ognia nie jest zła, ale jest strasznie prosta, żeby nie powiedzieć prymitywna. Trudno jej używać z finezją. A wasza magia…
-
- Nasza Magia. - powtórzył Drow, kładąc nacisk na pierwsze słowo. - Ale wiedz, że nawet niektóre Mroczne Elfy mają problem z jej opanowaniem.
-
- Jestem tego świadom, jednak… - Nagle jego oczy lekko się zamgliły, wracając do odległych czasów. - Upór zmienia kamienie w Stal. - Powiedział i dopiero po chwili zrozumiał co zrobił. Słysząc wypowiedź elfa przypomniał sobie słowa swojego nauczyciela magii. Czemu wróciło to wspomnienie? I czemu zdawało się miłe… Nie ważne. - Cóż, może kiedyś zyskam odpowiednio dużo łask by móc choć podjąć próbę nauki. Jestem Upadłym, nas można praktycznie dowolnie modyfikować, być może znajdzie się i sposób na to. Transfuzja krwi może… - Zaczął się zastanawiać.
-
- Spotkałem już kilku Upadłych. Ciekawie jest spostrzec, że choć jeden spośród Twojej… Hm, rasy jest kimś więcej niż tylko tępym sługusem czy bezmózgim rzeźnikiem chcącym przelewać krew. Chyba że się mylę?
-
- Nie mi oceniać. Mogę Ci tylko powiedzieć, że Upadli nie są wcale mało inteligentni. Są pyszni, zuchwali, chciwi i zdegenerowani, ale nie są idiotami, zapewnia to nasza transformacja. Pod każdym względem jesteśmy lepsi od naszych poprzednich form. Ja jako tako wyzbyłem się tych cech przez to, kim kiedyś byłem i to jakie zadanie postawiono mi od razu po przemianie. Mam tylko jedną Panią i będę jej wierny do końca życia. - Odrzekł całkowicie pewny tego co mówi. - Ja zawsze uważałem mroczne elfy za małomównych skrytobójców, jednak widzę, że ty nie wchodzisz w ten stereotyp, Dinin
-
- Jak zaskoczyłem Ciebie, Ty mnie - jesteśmy kwita… Kapitan nawet słowem nie odezwał się co do szczegółów tej misji. Może Ty coś wiesz?
-
- Moja Pani chce wyciągnąć kogoś z najgłębszej części tamtejszego lochu, przynajmniej takie jest moje zadanie. Wiem tylko, że wy będziecie próbowali się tam przedrzeć. Czy zostaliście wynajęci przez moją Panią, czy po prostu zabrałem się z wami “przy okazji”, cholera wie. Nie wiem czy to ma być ktoś dopiero do przemiany w Upadłego, Upadły, jakiś Demon czy może Mroczny Elf. Ale cóż, rozkaz jest rozkaz
-
- Nie słyszałem jeszcze, aby Zakon Gryfa brał jeńców. Nie żebyście też Wy jakichś brali, a przynajmniej zbyt często…
-
- Byłem kiedyś gryfitą. - Splunął. - To nie do końca tak, że nie bierzemy jeńców. Lochy są dla ludzi i nie tylko, którzy mają cenne informacje, szczególnie w twierdzach. Tam się je z nich wydobywa. Przynajmniej tak było w mojej fortecy.
-
- Masz jakieś podejrzenia, kto może być tam przetrzymywany? Bo jestem prawie pewien, że nie chodzi o jakiegokolwiek Drowa.
-
Starał się odszukać myślami osobę, która spełniałaby wymagania bycia ważnym dla Pani czy dla demonów ogólnie i będącą w rękach gryfitów.
-
Nie dochodziły do Ciebie zbyt szczegółowe wieści o innych Demonach czy Upadłych, a jeśli, to żaden nie pasował Ci do roli więźnia Zakonu.
-
Cmoknął językiem i pokręcił głową. - Nic a nic. Najwyżej dowiemy się na miejscu. -
-
//Chcesz jeszcze pogadać z nim o czymś? Albo z kimś innym?//
-
// Nie, dawaj do bitki
-
//Nie mam za bardzo czasu na dłuższe odpisy. Następny, dziś wieczorem albo w sobotę, bo jutro będę zajęty do późna, pociągnie fabułę bardziej do przodu.//
Rozmowę przerwał Wam dzwon, zapewne również wygłuszony przez Maga, tak jak uczynił on Czarną Arkę niewidzialną, tak i niczym trudnym nie mogło być dla niego wyciszenie tego dźwięku. Niemniej, cokolwiek on oznaczał, to wszystkie Drowy spieszyły ku jego źródłu, nawet potężny Mag Mroku, więc musiało być to coś ważniejszego, niż zwykłe wezwanie na posiłek czy zmianę warty. -
On za to ruszył normalnie. Nie powoli, nie szybko, tak pomiędzy, z gracją. To zostało mu jeszcze sprzed przemiany. Nie widział sensu śpieszyć się, kiedy okazja nie ucieknie. Dzięki temu można było oszczędzić sporo stresu.
// kk -
Przez brak pośpiechu może i się nie zmęczyłeś ani nie stresowałeś, ale z drugiej strony trafiło Ci się miejsce na samym tyle. Na szczęście coś widziałeś, a dokładniej kogoś, bo Książę-Admirał i jego przyboczny zajęli miejsca na podwyższeniu, aby dodać sobie autorytetu i być lepiej widocznymi dla wszystkich zebranych wokół żołnierzy, marynarzy i Magów, bo tę Czarną Arkę, jak wiele innych, napędzali również Magowie Wody lub Powietrza, co pozwalało wydatnie skrócić czas podróży i zwiększyć prędkość samego okrętu, zwykle ledwie szybszego, niż wielkie statki handlowe, na które polował, choć było to drogie udogodnienie - domyślałeś się, jak wiele tacy Magowie pobierali za swoje usługi od każdego rejsu.
- Tam, w Świetle Świtu - zaczął dowódca Mrocznych Elfów. - czekają na nas zastępy rycerzy i ich pachołków, ale nie tylko. Gdy przełamiemy ich obronę, a zrobimy to, sięgniemy po wspaniałą broń, pancerze i kosztowności z ich rozległych skarbców. Wszystko to będzie Wasze, moi żołnierze, moi Magowie, moi Korsarze. O ile tylko będziecie wykonywać rozkazy i wykażecie odpowiednią wolę walki. Sięgnijcie po to, co jest już Wasze, a czeka jedynie, aby je zabrać!
Mroczne Elfy nie zareagowały owacjami, ale wzniosły w górę broń lub zaciśnięte pięści, co oznaczało, że przemowa była dobra. Drow odniósł się w niej do podstawowych wartości, jakie wyznaje jego rasa: Do chciwości, do chęci sprawdzenia się i udowodnienia, że jest się lepszym od innych, do czerpania przyjemności z zabijania… Ale słowem nie wspomniał o żadnym więźniu, więc widać, że te informacje nie są przeznaczone dla każdego… -
Uśmiechnął się pod nosem. To właśnie pokazuje, dlaczego ich rasy zawarły przymierze. Większość wartości była dokładnie ta sama, co u Upadłych i Demonów. Jeśli to dalej nie trzyma ich w przymierzu, to Sendemir nie wie już co. W sumie… Nie obraziłby się gdyby został kiedyś ambasadorem w kraju Drowów czy coś w podobie. Teraz pozostaje czekać na desant i bitkę.
-
Wszyscy w milczeniu rozeszli się, aby szykować się do walki, jednak dowódca Drowów skinął lekko głową na Ciebie, abyś podszedł.
-
Podbił do niego. - Tak? - Spytał całkowicie neutralnie.
-
- Zakładam, że domyślasz się, że Twoje zadanie jest inne niż nasze, tak? - zapytał od razu. - Choć nie ukrywam, że jeśli pomożesz nam w naszej walce, nie zostanie Ci to zapomniane.
-
- Nie dbam o pamięć, ale o nagrody. - Odrzekł wchodząc w ten sam styl bycia co mroczne elfy. - Ale nie widzę w tym problemu. I tak miałem zamiar brać aktywny udział w oblężeniu, chwała zawsze się przyda, szczególnie kiedy pretenduje się do wyższych stanowisk. - Odrzekł Sendemir. Zastanawiał się nad tym jak będzie musiał wykonać swoje zadanie. W sumie… Jakie kryteria trzeba było spełnić by być Heroldem i ile Sendemirowi do tego brakuje?
-
- Nie nazwałbym tego oblężeniem. Mamy za małe siły, aby oblegać twierdzę choćby od strony morza, nie mówiąc o lądzie. Albo na odwrót. Będzie to coś bardziej… finezyjnego. Tak jak lubią Drowy. Liczę, że znasz się też i na tym?
Dokonania i chwała, to na pewno jest potrzebne, aby zaimponować Demonowi, który wprowadzi Cię do kręgu tej organizacji, co nie jest takie proste. -
- Nie jestem ekspertem, ale nie będzie to problem. - Odrzekł. - Zapoznasz mnie z planem czy domyślę się? -
-
- Moi ludzie zajmą się samą walką i dywersją, choć liczę na to, że zabijesz jak najwięcej wrogów po drodze do lochów, bo to one są Twoim celem. Jest wiele cel, ale więzień tylko jeden, i to jego powinieneś wydostać. Jest Demonem, tyle wiem.
-
- Jak tylko uwolnię więźnia i upewnię się, że został odpowiednio zabezpieczony, dołączę do walki. - Odrzekł i czekał na wielki spektakl. Nie ma na sobie żadnych ciężkich i trzeszczących rzeczy, które utrudniłyby skradanie, no może poza bronią, ale na to nic nie poradzi, więc jedynym co musi wyciszyć, to buty. Poszedł do kwatermistrza czy jak to się nazywa na statkach i poprosił o dwa kawały długiej szmaty albo najlepiej bandaże. Obwiąże nimi buty, by pozbyć się odgłosów chodzenia.
// Przejdźmy już do ataku, chyba, że są jeszcze jakieś ważne sprawy do ogadania. -
//Domyślasz się, że nie zaatakują od frontu, co nie? Dlatego chcesz zapytać kapitana o dokładną taktykę czy mam ją przedstawić na żywca, w kolejnym poście, gdy zacznie się atak?//
-
// Na żywca. Albo na żubra najlepiej
-
//Żuberek to zawsze.//
Już kilka chwil po Waszej rozmowie zaczął się atak. Na wodę spuszczono małe łodzie wiosłowe, mogące pomieścić tuzin wojowników, będących jednocześnie wioślarzami. Nic wielkiego, ale łodzi tych było tak wiele, że do walki ruszyła większość korsarzy i żołnierzy, pozostawiając tylko niezbędne minimum do obrony okrętu i jako ewentualne odwody. Choć płynęliście cicho, to na pewno by Was zauważyli. Nie zrobili tego tylko dlatego, że Mag rozciągnął tłumiącą obraz i dźwięk barierę nie tylko na Arkę, ale i płynące w szyku łodzie, które kierowały się ku wejściu do portu. Mroczne Elfy jeszcze raz sprawdzały swoją broń, czyli jatagany, kusze, jednoręczne miecze, sztylety, noże do rzucania, a także tajemnicze pakunki w postaci skórzanych toreb. -
Przekręcił pierścień na palcu i zacisnął pięść. Dzisiaj się wypróbujemy, skarbie… Swojego uzbrojenia nie musiał sprawdzać, robił to wielokrotnie w trakcie podróży. Nie odzywał się, nie było po co. Pozostaje czekać na desant. Oglądał sobie mury… Ah, jak dobry jest mord na byłych rodakach.
-
//Już mi się podoba, jak zwracasz się do biżuterii w ten sposób.//
Łodzie podzieliły się. Większość, w tym Twoja, wpłynęły do portu, a tylko kilka przybiło pod otaczające basen portowy mury, aby i je zapewne opanować, szybko i po cichu. Pozostałe łodzie jednak i tak dzieliły się, każda odbijała w kierunku stojących w porcie okrętów Zakonu lub statków kupieckich. Reszta, około pół tuzina łodzi, w tym i Twoja, przybiły do portu. Po chwili zrozumiałeś, co było w tamtych torbach. Nigdy nie widziałeś sensu w używaniu broni palnej czy prochu, ale musiałeś przyznać, że duża ilość materiały wybuchowego zrobiła niemałe szkody. Wrzucone przez bulaje odpowiednio blisko dna i podpalone, torby eksplodowały. Nie mogły zniszczyć w ten sposób dużych jednostek, ale na pewno je uszkodziły, zdezorientowały załogę i uniemożliwią pościg za Arką, gdy walka się już skończy. Czar działał jeszcze przez jakąś chwilę, co wykorzystali kusznicy, ostrzeliwując wszystkich kupców, marynarzy, strażników i żołnierzy, jacy pojawili się na pokładach okrętów czy nadbrzeżu, ale w końcu Magia przestała działać, a Mroczne Elfy zeszły na ląd i rzuciły się do walki. -
Ruszył za nimi, na razie nie aktywując pierścienia. Sięgnął po zestaw broni jaki zabrał ze zbrojowni, dokładnie przyglądając się twierdzy. Gdzie znajdował się punkt w którym miał dostać się do środka? Jeśli na razie nie było do niego dostępu, pomógł w ataku, nie narażając się zbytnio i oszczędzając energię magiczną. Czas na brawurę przyjdzie kiedy odeskortuje demona.
-
Jak na razie byłeś w porcie, gdzie widziałeś jedynie nadbrzeża, do których mogły cumować statki i okręty, magazyny na towary, kapitanat portu, siedzibę straży portowej i kilka karczm czy kantyn dla strudzonych wędrowców. Sam zamek, a więc i lochy, były o wiele dalej.
-
W takim razie pomagał na razie w ataku, trzymając się blisko dowódcy. Potem znajdzie się okazja.
-
Ubrani w skórzane kapoty i płaszcze, uzbrojeni w szable, jednoręczne miecze i tym podobną broń, portowi strażnicy mieli pilnować porządku, a nie odpierać zmasowane inwazje Mrocznych Elfów, więc ulegli Wam bardzo szybko, Ty nie zostałeś nawet draśnięty ani się nie zmęczyłeś, a pośród Drowów zauważyłeś ledwie kilku martwych i rannych. Zostawiwszy kilkanaście Mrocznych Elfów do opanowania portu, ruszyliście dalej, napotykając pierwszy problem tuż po wyjściu z doków. Najpierw powietrze przeciął głośny skrzek, przypominający dźwięki wydawane przez drapieżne ptaki, a później na niebie zauważyliście sylwetki trzech Gryfów. Dwa z nich były stosunkowo niewielkie, a na pewno mniejsze od tego ostatniego, przenosiły na swoim grzbiecie jeźdźca oraz łucznika lub kusznika, którzy nie strzelali wiele, ale na pewno celnie, zmuszając wszystkich do znalezienie schronienia. To był jednak niewielki problem, dałoby się ich zestrzelić za pomocą kusz, o wiele groźniejszy był trzeci Gryf, o wiele większe bydlę, dodatkowo z głową, grzbietem, szyją i karkiem chronioną przez pancerz. Na jego grzbiecie siedział pojedynczy jeździec, od stóp do głów zakuty w stal, z mieczem długim w jednej, a tarczą w drugiej dłoni, niewiele mniej groźny od swojego wierzchowca. Gdy bestia zleciała na dół, rozszarpując dwa pechowe Drowy, a jego jeździec skrócił trzeciego o głowę, tak rycerz, jak i Gryf wbili w Ciebie swoje spojrzenia, uznając za najgroźniejszego spośród atakujących.
-
Ubrani w skórzane kapoty i płaszcze, uzbrojeni w szable, jednoręczne miecze i tym podobną broń, portowi strażnicy mieli pilnować porządku, a nie odpierać zmasowane inwazje Mrocznych Elfów, więc ulegli Wam bardzo szybko, Ty nie zostałeś nawet draśnięty ani się nie zmęczyłeś, a pośród Drowów zauważyłeś ledwie kilku martwych i rannych. Zostawiwszy kilkanaście Mrocznych Elfów do opanowania portu, ruszyliście dalej, napotykając pierwszy problem tuż po wyjściu z doków. Najpierw powietrze przeciął głośny skrzek, przypominający dźwięki wydawane przez drapieżne ptaki, a później na niebie zauważyliście sylwetki trzech Gryfów. Dwa z nich były stosunkowo niewielkie, a na pewno mniejsze od tego ostatniego, przenosiły na swoim grzbiecie jeźdźca oraz łucznika lub kusznika, którzy nie strzelali wiele, ale na pewno celnie, zmuszając wszystkich do znalezienie schronienia. To był jednak niewielki problem, dałoby się ich zestrzelić za pomocą kusz, o wiele groźniejszy był trzeci Gryf, o wiele większe bydlę, dodatkowo z głową, grzbietem, szyją i karkiem chronioną przez pancerz. Na jego grzbiecie siedział pojedynczy jeździec, od stóp do głów zakuty w stal, z mieczem długim w jednej, a tarczą w drugiej dłoni, niewiele mniej groźny od swojego wierzchowca. Gdy bestia zleciała na dół, rozszarpując dwa pechowe Drowy, a jego jeździec skrócił trzeciego o głowę, tak rycerz, jak i Gryf wbili w Ciebie swoje spojrzenia, uznając za najgroźniejszego spośród atakujących.
-
- Stalą zwalczaj zło, hartem tęp niewierność. Kurt Halstein zgłasza swój oddział do służby. - Przypomniał sobie motto swojej dywizji, dość sławnej swoimi czasy i kpiącym głosem wygłosił ją wystrzeliwując dwie kule ognia w obie mordy gryfa. Nie pamięta czy widział coś takiego kiedyś, ale na pewno nie lubi ognia. Przygotował się do walki, bardziej na uniki, niż obronę, przypominając sobie wszystkie informacje o gryfach jakie miał i tym bardziej o ich jeźdźcach. Jak to najłatwiej zapierdolić?
-
Stwór od razu wybił się w górę jednym machnięciem skrzydeł, a kilkoma kolejnymi wzleciał jeszcze wyżej, aby zapikować w Twoją stronę. Pamiętałeś, że po zabiciu jeźdźca Gryf walczy jeszcze bardziej zaciekle, więc lepiej zacząć od niego, a później zatłuc konserwę. Jeśli zaś chodzi o słabe punkty, to najlepiej było atakować od tyłu czy w boki zwierzęcia, inne części ciała, w tym brzuch, były chronione. Możesz też spróbować zaatakować skrzydła, ale nawet jeśli go uziemisz, to wpadnie wtedy w jeszcze większy szał.
-
Wypuścił szeroką falę ognia w kierunku gryfa, żeby ukryć się w niej i ruszył do przodu pędem, chcąc w momencie pikowania wykonać przewrót w przód, by na pewno uniknąć obrażeń. Gryfy, może i są niezłomne, ale nie są na tyle głupie, by wjebać się ryjem w ziemię, więc zawróci w finalnej fazie, gdy nie zobaczy Sendemira przy ziemi. Wtedy przyzwie włócznię z pierścienia, na kształt oszczepu z postrzępionym ostrzem, by zwiększyć krwawienie Gryfa. A jak pokaże swój bok, to oberwie kulami ognia. Z tyłu ma się wykrwawiać, z boku jarać. Wtedy ruch będzie mu sprawiał ból, a zwiększenie wysiłku i zaciśnięcie mięśni spowoduje wykrwawienie w szybszym tempie. Jak dobrze pójdzie, to może nawet zrzuci jeźdźca.
-
//Jeszcze raz, tylko mniej akcji w poście, daj mi też szansę, żeby jakoś to skomentować.//
-
// No jak mniej? “chmura” ognia, bieg i przewrót w przód, po czym rzut włócznią gdy gryf będzie wracał do normalnej pozycji na niebie. Reszta to tylko plany i myśli Sendemira.
-
//Teraz, gdy wiem, że to były tylko myśli, to okej. Następnym razem, żeby nie opóźniać, na czym obaj tracimy, zapisuj to kursywą czy coś.//
Plan był bardzo dobry, ale nie doceniłeś człowieka, który dosiadał bestii, będącego pełnowartościowym wojownikiem, a nie tylko ozdobą na grzbiecie Gryfa. W ostatniej chwili zasłonił bok swojego wierzchowca tarczą, dzięki czemu uratował go przed zranieniem, a może i śmiercią, choć odniosłeś pewien efekt, bo włócznia wybiła mu z rąk tarczę, z której już raczej nie skorzysta. W kolejnym nawrocie posadził on Gryfa kilka metrów przed Tobą, a później bestia zaszarżowała na Ciebie z szeroko otwartym dziobem. -
Zdematerializował włócznię, która wbiła się w tarczę woja i wykonał chyba najbardziej ryzykowny atak w całej swojej karierze. Do lewej ręki przyzwał tarczę, a z prawej wypuścił prosto w dziób bestii kulę ognia rozmiarów otworu, po czym nie przystał ataku, za kulą ognia posyłając promień ognia. Dodatkowo, jeśli było to możliwe, postarał się przyzwać zbroję z pierścienia i przygotował tarczę na przyjęcie szarży. Nie zamierza jej blokować, w momencie ataku podskoczy i przyjmie go na tarczę, by zostać odrzuconym do tyłu. W trakcie tego “lotu” spróbuje złagodzić upadek falami ognia, widział kiedyś magów latających w ten sposób. Nie… Zabicie tego bydlaka byłoby za proste i mało nagradzające. Tak go poranię, że przestanie się ruszać i walczyć, ale nie zdechnie. Potem zdejmę jeźdźca. Następnie, po szturmie zabiorę to dwugłowe bydle na statek, gdzie będę je jednocześnie leczył i torturował. Gdy dotrę do Popielnej Grani, w ramach nagrody poproszę o przemienienie go przez Treserów w coś bardziej odpowiadającego demonicznym standardom. Będę pierwszym Jeźdźcem Demonicznego Gryfa!
-
Poza kulą ognia, przed którą Gryf osłonił się pancerzem na głowie, zamykając dziób, wszystko przebiegło pomyślnie. Przeciwnik zdawał się obmyślać plan kolejnego ataku, gdy tuż przy głowie jeźdźca śmignął bełt z kuszy. Kilka Mrocznych Elfów postanowiło Ci pomóc, choć nie byłeś pewien, czy same chciały odebrać Ci chwałę, czy może takie miały rozkazy, aby utrzymać Cię przy życiu.
-
- Odejść! Tylko go rozjuszycie! - Odkrzyknął do mrocznych elfów. Zaczął flankować orła od prawej strony, przyzywając jednocześnie włócznię na kształt harpuna, przeznaczoną do rzucania. Poszukał z boku bestii jakichś luk w pancerzu czy miejsca gdzie był słabszy i oddał tam rzut. Przy okazji posłał wiązkę ognia w kierunku jeźdźca. Co jak co, ale jest tylko człowiekiem. Może być cholernie odporny, ale gorąc i tak przeszkadza w podejmowaniu rozsądnych decyzji, tym bardziej kiedy palisz się żywcem. Posłał jeszcze kulkę ognia w miejsce, gdzie gryf przyjął tamtą, rozgrzejmy mu skroń jeszcze bardziej. Jeszcze z ludzkich czasów pamiętam, że najgorsza nie była walka, ale ten skwar, przez który każdy centymetr blachy ważył więcej od cielska smoka. Teraz jest moim sojusznikiem.
// Mam pytanie. Czy dzięki demonologii mogę pierdolnąć sobie gdzieś wyjście z piekła i je tak zostawić na określony czas?