Światło Świtu
-
Tu gołym okiem było widać dwa różne style walki, gdzie Mroczne Elfy były szybkie i zwinne. Gdy ich ostrza znajdowały luki w pancerzach i trafiały tam perfekcyjnie, Ty po prostu przebijałeś pancerz wraz z tym, który go nosił. Niestety, nie walczyłeś z byle kim, ci tutaj mieli nie tylko dobry rynsztunek, ale i umiejętności oraz morale. Choć, rzecz jasna, ginęli z Twojej ręki, to nie przychodziło Ci to za łatwo, a i nie mogłeś powiedzieć o którymkolwiek z nich, że stchórzył, wszyscy woleli walczyć i zginąć, niż się poddać lub uciec. Tak czy siak, po zabiciu siódmego już wojownika, dostrzegłeś wreszcie drzwi prowadzące do lochu, a przynajmniej tak Ci się wydawało.
-
Dobra, teraz pozostaje się skupić. Wszedł w samozapłon razem ze swoim wyposażeniem i wykorzystał zdolności pierścienia do jeszcze większego poziomu, przy okazji zaostrzając swoją tarczę. Posyłając fale ognia w tamtym kierunku, stał się niczym nieposkromiony taran, dążący do celu. Nie musiał się zbytnio bać o zostanie zranionym, pancerz był gruby i twardy. Postarał się walczyć tak, by po szturmie na drzwi do lochu i wejściu tam, została mu jakaś 1/3 energii za równo magicznej jak i zwykłej. Musiał w końcu też wyciągnąć więźnia i być gotowym na walkę o niego ze strażnikami, a potem go odeskortować
-
Niektórzy z przeciwników postanowili zejść Ci przezornie z drogi, sądząc, że Ciebie zgładzi ktoś inny, a oni nie mają po co ginąć, jeśli jest szansa, że zamiast tego dadzą radę wymordować nieco Mrocznych Elfów, więc dostałeś się do drzwi.
-
Otworzył je, a jak się nie da to wyłamał i wszedł do środka, blokując. Po chwili wyłączył samozapłon i “tryb ciężki”, jeśli przeciwnicy nie pójdą za nim. Przyzwał lekką i cichą zbroję, wyjmując swój krótki miecz. Ze starego pancerza pewnie nic nie zostało i się zjarał. Rozejrzał się w środku.
-
Skręcone spiralnie schody prowadzące w dół, tylko z rzadka oświetlane wątłym światem zawieszonych na ścianach pochodni. Typowe wejście do typowego lochu.
-
Zszedł tam ostrożnie, uspokajając oddech i serce po walce, do tego wyczulając słuch. Teraz zaczyna się zabawna część misji.
-
Pierwszych kilka minut nic się nie działo, po prostu odpoczywałeś i schodziłeś na dół. Ale po chwili zaczęło robić się ciekawie, gdy nagle zza zakrętu wyskoczył zbrojny z krótkim mieczykiem, wykonując nim szeroki zamach, którym mógłby odciąć Ci głowę lub poderżnąć gardło, gdyby trafił, ale nie trafił, choć był bardzo blisko. Teraz za to sięgnął jeszcze po sztylet i ponownie zaatakował, dłuższą bronią znów wykonując zamach, a drugą pchając Cię między żebra sztyletem.
-
Jest na schodach, niezbyt może się cofnąć, więc swoim krótkim mieczem zablokował miecz oponenta, a dłoń ze sztyletem postarał się złapać swoją, zanim ten go sięgnie, dodatkowo wykonując kopniaka w kolano, by wybić wroga ze stabilności. - W zamku dziś nie zaśnie nikt… - Uśmiechnął się szkaradnie i wyszeptał.
-
//Wyobraziłem sobie Twoją postać z twarzą Rysia z Klanu, gdy to mówi.//
Udało się, ale ten nie upadł, zdołał w ostatniej chwili złapać równowagę, choć teraz przyjął pozycję obronną i powoli się wycofywał. -
- Mam wyższą pozycję. Dosłownie i w przenośni. - Po tych słowach wykorzystał swoją przewagę wysokości i skoczył na niego ze schodów, wykonując cięcie w bark i kopniaka w nerki. Idiota, mógł od razu się poddać. Posłał jeszcze obłoczek ognia w kierunku twarzy przeciwnika, by ten nie widział swojego oponenta przez oparzone oczy
-
Szczęśliwie lekki pancerz, jaki miał na sobie, zamortyzował cios i kopniaka, ale przeciwko ogniowi w oczy nie mógł już nic pomóc, a Twój przeciwnik z okrzykiem tak bólu, jak i zdziwienia, stracił równowagę (w czym mógł mu też pomóc kopniak) i zleciał na dół.
-
Zszedł w dół przyzywając tarczę, nie ździwi się jak wróg rzuci w niego sztyletem, gdy Sendemir spróbuje do niego podejść. Nonszalancko schodził w dół zasłaniając się tarczą
-
Nonszalancko zszedłeś na dół, gdzie zauważyłeś właściwy loch, czyli długie pomieszczenie pełne cel, wilgotnych, ciemnych, brudnych, podmywanych przez morskie fale i przesiąkniętych solą morską. Wszystkie cele zasłaniały grube, metalowe drzwi. Choć nie wszystkie pomieszczenia za nimi musiały być celami, jakieś dwadzieścia metrów od Ciebie jedne z nich się otworzyły, a wybiegło stamtąd dwóch strażników, jeden z mieczem jednoręcznym, drugi z włócznią, obaj mieli też duże tarcze, które wsparli o ziemię i skryli się za nimi. Po chwili dołączył do nich trzeci strażnik, z dwuręczną kuszą gotową do strzału, z której wystrzelił, choć pocisk nie przebił tarczy. Mimo to zaczął od razu przeładowywać broń, szykując się do oddania kolejnego strzału, który może mieć więcej szczęścia.
-
- Powiecie mi, gdzie jest demon? Albo nie, sam poszukam. - Był spokojny. Przygotował pocisk, kulę ognia, którą utworzył tak, by wykonała eksplozję ognia w miejscu, które uderzy, po czym wystrzelił ją w sufit, centralnie nad głowami strażników, tak by “przyjemne ciepełko” oparzyło ich głowy i przy okazji przerwało ładowanie. W czasie gdy pocisk leciał, wykonał szarżę odsyłając tarczę. W trakcie niej postarał się odbić albo rozwalić włócznie przeciwnika krótkim mieczem po czym wbić go w szczelinę między tarczami, chcąc wykonać dźwignię i wyrwać tarczę mężczyzny z włócznią ręką wyzwoloną z jego własnej tarczy. Na koniec wykonał jeszcze kopa w tego włócznika, tak by wpadł na kusznika.
-
Manewr udał się częściowo, pozbawiłeś jednego z przeciwników włóczni, a później wpadł on na kusznika, który i tak nie zdążył przeładować swojej broni. Jednak trzeci strażnik wciąż stał na nogach i osłonił swoich towarzyszy, tak tarczą, jak i zamachem swojego miecza. Wyprowadził serię ciosów, nie miały one Cię zabić, a może nawet i trafić, chodziło tylko o to, aby dać czas na pozbieranie się pozostałym.
-
Rozpoczął wymianę ciosów mieczem i czekal aż przeciwnik odsłoni się tarczą przy wymachu mieczem, by móc przypalić go trochę kulą ognia po czym kopnąc w kierunku reszty, usmarzy ich razem. Marnuję na tą walkę za wiele czasu, mógłbym teoretycznie ponownie odpalić się tak samo jak przy szturmie, ale to nie jest rozwiązanie problemu. Zarżnę ich normalnie.
-
Nie odsłonił podczas tej wymiany ciosów nic ponad ramię dzierżące broń i głowę, tarcza była odpowiednio duża, aby zasłonić resztę. W tym czasie pozostali zdołali się podnieść, i gdy kusznik dalej przeładowywał, pozostali dwaj pchnęli Cię z całej siły swoimi tarczami naprzód.
-
Dobra, koniec kurwa zabawy. Wziął rozbieg i przyzwał swoją tarczę, nadając jej kształt “kadłuba” zakończonego kolcem z dwoma uchwytami. Nadal osłania przed pociskami, a przyokazji może robić za taran. I tak ją właśnie wykorzystał. Zaszarżował na wrogów z całą swoją siłą, by odrzucić ich na kusznika i gdy tylko pojawiła się jakaś luka po jego szturmie, palił ich ogniem, który przyzywał w swoich ustach, bo ręce miał zajęte. - ZAWADZACIE! -
-
I tym pozytywnym akcentem skończyłeś walkę, gdy przeciwnicy padli u Twoich stóp, paląc się, wrzeszcząc i miotając, aby ugasić trawiące ich płomienie. Zapewne chcieli też błagać o litość czy łaskę, ale ciężko wywnioskować to z ich wrzasków.
-
Zaczął ich przeszukiwać w poszukiwaniu kluczy do cel czy czegoś takiego. Znalazł czy nie, ruszył do miejsca, skąd wyleźli, może być tam coś przydatnego.