Federacja Starej Huty
-
Mężczyzna jeszcze przez chwilę siedział z otwartymi ustami, próbując łączyć wątki, po czym powoli na jego twarz spłynął gniew. Zrobił się czerwony, zmarszczył brwi i uderzył pięścią w stół.
- Mówię wam obu, że to prawda! Dawid wciąż poluje! Widziałem go! Łazi wokół kościoła, szuka ostatnich bydlaków! -
— Tak, tak… A ja mam piękne, bujne włosy sięgające do mojego pasa. — Odpowiedziałem, wciągając do reszty swoją potrawkę. — Ktoś naopowiadał Ci głupstw. To, co właśnie nam powiedziałeś, to kopia starej kreskówki, tylko ktoś podmienił imiona.
-
- Widziałem go…! - Chciał, by jego głos brzmiał donośnie, chociaż na koniec się załamał i dawał wydźwięk człowieka, który zaraz się rozpłacze - Dawid wciąż pilnuje nas wszystkich…!
-
— Widziałeś go, mówisz. — Marley podrapał się po szczecinie. — A jak bym powiedział Ci, że uwierzę jeżeli mi go pokażesz? Nie będę miał już żadnych wątpliwości, słowo harcerza. — Uniósł ceremonialnie dłoń w górę.
-
- To idź, zobacz! Wciąż patroluje rejony kościoła! Na pewno go w końcu zobaczysz!
- Dobra, stary, daj spokój. Wciąż gadasz tylko o jednym… - Kolega uspokoił twojego rozmówcę. -
— Twój kolega dobrze Ci radzi. — Marley kiwnął na to głową drugiemu.
Po części miał jeszcze ochotę ciągnąć dalej dosyć zabawny temat, ale wypadało okazać choć trochę solidarnej postawy z drugim mężczyznom, który wydawał się być już zmęczony tą sytuacją. Z resztą, fan Dawida także chyba nie miał się najlepiej, a Mar nie był typem osoby, która kopałaby leżącego, dlatego odpuścił.
-
Gadatliwy facet zamilkł, ponuro gapiąc się w stół i szklankę samogonu na nim. Jego towarzysz odetchnął z ulgą.
-
— Jesteście tutejsi? Z Federacji? — Zapytał Mar, zmieniając zręcznie temat.
-
- Obaj - Towarzysz gadatliwego wzruszył ramionami - Ojczyzna wzywa, to przybywamy. A że te sprzedajne świnie postawiły kolejkę, od odbiorę chociaż część swoich podatków.
-
— Aha. — Marley kiwnął głową. — Ja tutejszy nie jestem, ale mogę się podpisać pod szamą za darmo i odesłaniem kiboli z powrotem na ich obsrany stadion.
//Jakieś podpowiedzi do tego, co dalej począć? Na pewno nie zamierzam opuszczać Federacji dopóki Owca nie wyjdzie z szpitala.//
-
//Warto do niej wreszcie wrócić, i sprawdzić czy, jak się miewa, a nie tylko plotki, ploteczki :P//
- Amen, bracie! - Mężczyzna uderzył mocno kieliszkiem o stół, po wypiciu porcji samogonu - Zapłacili ci jakoś uczciwie? Nam poza kolacją dali kilka zdobycznych gówien i powiedzieli, że jako stalkerzy zarobimy więcej, niż jakby w pestkach zapłacili. Ha! Skurwysyny…
-
// A obiadek szpitalny zjedzony? :V //
-
//A to odkąd on ją odwiedził nie minęły jakieś dwie godziny maks, czy się mylę? Choć time skipem nie pogardzę.//
-
//Uznajmy, że ploteczki trwały do wieczora.
-
Marley powrócił do prowizorycznego szpitala, by zobaczyć jak trzyma się Owca. Choć przy charakterze dziewczyny, pewnie najgorszą karą dla niej były nie szramy, a nuda…
-
Już z daleka było widać, że siedzi na łóżku strasznie nadąsana. Nad nią stała pielęgniarka z jakimiś papierami, najprawdopodobniej próbowała wypełnić kartę pacjenta. Wnioskując po jej minie, Owca w ogóle jej w tym nie pomagała.
-
— Owca! — Machnął jej już z daleka, podchodząc do lazaretowego łóżka. — I jak, wypisują Cię już?
-
- Minimum dzień obserwacji, rana wciąż nie wygląda za dobrze - Mruknęła pielęgniarka, wciąż coś pisząc.
- Dzień?! I co ja mam tu robić?! Mam swoje sprawy!
Pielęgniarka przewróciła oczami i westchnęła ciężko. Odeszła od łóżka, idąc na tył sali, gdzie było postawione przepierzenie. Zniknęła za drzwiami, prawdopodobnie do swojej dyżurki, a Owca posłała jej takie spojrzenie, że jakby mogło ono zabić, to kobieta padłaby trupem już przy łóżku. -
Marley pokręcił głową, stając przy ramie łóżka.
— Ona wie co mówi, Owca. — Stwierdził, wodząc wzrokiem w kierunku przepierzenia. — Twoje sprawy będą miały się lepiej, jeżeli wrócisz do nich zdrowa. Dzień temu jeszcze majaczyłaś. Daj sobie czas na zregenerowanie. -
- Kiedy ja już jestem zde-gra-do-wa-na! - Zająknęła się płaczliwym głosem - Jeszcze mi kasa przepadnie za to całe nadstawianie cycków dla Federacji!
