Federacja Starej Huty
- 
Pradawnych było jeszcze sporo, jednak wszyscy pod wezwaniem Federacji. Stalkerzy i przydzielone im siły Huty składały się z nowego już pokolenia. Spośród nich, odznaczali się w zasadzie tylko ci ciężko ranni i tacy, których oporządzenie było warte więcej, roczny pobyt w najlepszych lokalach u Kupców. 
 Jedynie chłopaczek, na oko piętnastoletni, w zbyt dużym mundurze przypominającym ten od Kolejarzy, stał w kącie i z ciekawością przyglądał się krzątaninie.
- 
Marley zawahał się. Może był staroświecki, ale jakoś tak… Ni stąd, ni zowąd znowu zabolało go to, jak szybko młode osoby zostają zaślubione z wojną. Nie powinno tak być. O wiele łatwiej jest patrzeć jak umiera ktoś w jego wieku, a nie ktoś, kto przed tym całym tałatajstwem jeszcze nawet nie mógłby kierować samochodem. Źle, aj źle, ale Marley wcale nie dobry… Po chwili jednak podszedł do chłopaka, zagadując: 
 — Na coś czekasz?
- 
Ten post został usunięty!
- 
- Na przygodę - zawadiacko wyszczerzył zęby. Spojrzał na ciebie bystrym okiem, momentalnie cię ocenił i chyba szybko doszedł do wniosku, z kim ma do czynienia. Z bliska wyglądał na starszego, niż wcześniej, nawet wąs zaczął mu się puszczać. 
- 
// Wybacz. W kwietniu przeniosłem się z laptopa na PC i Stalowa Wola zniknęła mi z zapisanych kart. Do tego doszedł mętlik z nadchodzącą wtedy maturą, później szukaniem pracy i załatwianiem wszystkiego do niej i tak jakoś zupełnie wyleciało mi to z głowy. // Przewrócił oczami. 
 — A która to będzie z twoich “przygód”, jeżeli pana — oOtatnie słowo wymówił z wyraźnym przekąsem. — Można spytać?
- 
Wzruszył ramionami. 
 - Odpowiednia - Wymijająco rzucił odpowiedź - To chcesz mojej pomocy czy nie? Nie mamy dużo czasu, a ja się też młodszy nie robię.
 Skinął głową w kierunku już formujących się grup bojowych.
- 
Niechętne westchnięcie wyrwało się z jego ust. 
 — Uznajmy, że chcę. Jak mam Cię nazywać?
- 
- Zwykle mówią mi “Hip”. Którędy idziemy? - Schylił się i wyciągnął z jakiejś dziury dość porządny plecak i coś, co na pierwszy rzut oka przypominało rurę od odkurzacza. Dopiero po chwili można było skojarzyć, że to jakiś samopał, ale na pewno nie był to dość elegancki muszkiet tworzony przez Federałów. 
- 
— Parter. — Odpowiedział, krzyżując ramiona. — Jeżeli kibolom strzeli do głowy coś, czego nie przewidzieliśmy, będziemy mieli szansę na ucieczkę. 
- 
- Uciec? Przed blok? To już wolę im dać dupy - Skrzywił się - Od samego początku trwa tu pojedynek snajperów, wyjście z budynku to samobójstwo. I niech ich szlag, ale dresy lepiej strzelają. 
- 
— A więc piętro, Hipie-Strategu? — Uniósł brew w pytającym geście. 
- 
- Wolę to, niż walkę w piwnicy - Wzruszył ramionami - Nie mi nic gorszego, niż walka w piwnicy. 
- 
— Czyli piętro, kapuję. — Odpowiedział. — W czym jesteś najlepszy? 
- 
- Jak dobrze zapłacą, to we wszystkim - Uśmiechnął się zawadiacko - Ale powiedzmy, że jak nie będziesz zbyt szybko biegać, to plecy będziesz mieć bezpieczne. 
 - (…) a tobie go utnę przy samej dupie i potem go w nią wsadzę! - Usłyszałeś krzyk Owcy, tylko ta końcówka przebiła się przez szum w okolicy, aż wszyscy na chwilę zamarli.
- 
Mar nie był pewien, czy w ogóle chciał wiedzieć o co chodzi. Jego sumienie jednak miało inną opinię na ten temat, wbrew jego woli sugerując mu, że przecież jest w pewnym sensie odpowiedzialny za dziewczynę. Westchnął ciężko i gestem dłoni wskazał Hipowi, że zaraz wróci do rozmowy z nim. Spojrzał w kierunku, z którego dobiegł krzyk, by zobaczyć co się działo. 
- 
Samej dziewczyny widać nie było, jej drobna sylwetka ginęła wśród facetów tak ogromnych, że spokojnie mogliby gołymi rękami bloki wybudzać. 
- 
//federacja starej dupy hehe// 
- 
W tym momencie zdecydowanie żałował pewnych decyzji. 
 — Powiedzmy, że zaraz do was wrócę. Czekajcie tutaj. — Rzucił szybko do Wikinga i Hipa, odchodząc w stronę zamieszania.
- 
Po zbliżeniu się, zauważyłeś, że Owca szaleje ze złości otoczona największymi drabami w całej okolicy. Oni jednak pokładali się ze śmiechu, gdy ta drobne dziewczyneczka groziła im w coraz wymyślniejsze sposoby. Każde jej kolejne piętrowe przekleństwo było kwitowane kolejnymi salwami szczerego śmiechu stalkerów, co jeszcze bardziej ją nakręcało. 
- 
Choć wcale mu się to nie widziało, przybrał na twarz dziarską minę i zawołał, wciskając się pomiędzy wielkoludów. 
 — Owca! Możemy na słowo? — Wycedził przez zaciśnięte zęby, siląc się na to, by ukryć zdenerwowanie w jego głosie.
 


