Imperium
-
Nieformalna stolica Oskad i miasto aspirujące do tego miana z racji bycia największym w całej kolonii, zajmując obszar równy Dodge City, choć powiększonemu sześciokrotnie…
Miasto łączy z Dodge i innymi ważnymi lokacjami linia kolejowa, dzięki której samo Imperium wzbogaciło się i urosło do obecnych rozmiarów.
Główną atrakcją jest luksusowe kasyno i jednocześnie kwatera główna lokalnego Szeryfa i burmistrza, Hoodoo Browna, co można wywnioskować po nazwie samego przybytku ‐ Pałac Hoodoo.
Poza tym w mieście znajduje się to, co być powinno, a więc kilka różnych sklepów, w których można kupić i sprzedać praktycznie wszystko, porządny saloon, choć ustępujący temu z Dodge, jedyny w kolonii bank, kilka tablic ogłoszeń ze zleceniami legalnymi i tymi mniej legalnymi, a także biuro konstabli, pełne cel dla rzezimieszków oraz zbrojowni. Uzupełniają to takie przybytki jak szubienice do wykonywania wyroków śmierci, domy publiczne, zakłady pogrzebowe, kuźnie, zakłady rusznikarskie, zakłady przetwarzające wydobyte w kopalniach surowce i tym podobne.
W centrum, gdzie znajduje się większość sklepów, bank i kasyno wszystko jest pięknie, ale rozrastającemu się miastu przybywa dzielnic nędzy, w których nie jest już tak różowo i nikt nie jest w stanie zaproponować rozwiązania skuteczniejszego, niż wysiedlenie mieszkańców slumsów i ich zburzenie, czego nikt się oczywiście nie podjął. -
FD_God
Ach, nie ma to jak spędzić chwilę czasu na konserwacji własnej broni, by przede wszystkim nie zacięła się czy też zwyczajnie była czysta… Nie mniej jednak nie wypada spędzać nad tym całego dnia, także szybko zebrał swoje uzbrojenie i postanowił opuścić swoją pracownię, by udać się do saloonu.
-
Kuba1001
Do Pałacu Hoodoo było mu daleko, to trzeba przyznać, ale miał swoje uroki, główne zimne trunki po przystępnej cenie, atrakcyjne kelnerki i przyjemną atmosferę: Jak informowała tabliczka przed wejściem, nikt nie został tu zastrzelony od trzech dni(!). Siedzący na krześle przed wejściem trep najęty do ochrony tego przybytku wetknął właśnie swój rewolwer do kabury przy pasie, gdy zdał sobie sprawę, że ma do czynienia z jednym ze stałych klientów, a następnie wziął do rąk swojego Harkla i pozdrowił Cię uprzyjmym skinieniem głowy.
W środku zastałeś to, co dobrze znasz i lubisz: Długi kontuar, a za nim barman, liczne krzesła i stoliki, różnoracy goście oraz kręcące się między nimi kelnereczki. -
-
Ether
//M8, ja wiem, że Tyś weteran, ale obejrzyj proszę…
www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112
// -
-
Kuba1001
Barman natychmiast spełnił Twoją prośbę, więc po dojściu do lady stał już przed Tobą kubek wypełniony rzeczony trunkiem. Naczyniu trochę brakowało do kieliszków ze szkła, w których najlepiej pijać whisky, ale da się przeżyć.
‐ Z lodem? ‐ zapytał barman, kręcąc bujnego wąsa.
Kelnerki, jak to kelnerki, odziane skąpo, aby nie było im zbyt gorąco, a klientom baru wręcz przeciwnie, ładne, zgrabne, mające na czym usiąść i czym oddychać. Rzecz jasna, wszystkie były rasy ludzkiej. -
-
-
-
Kuba1001
‐ Spokoju, ku*wa, ot co. ‐ odparł i splunął, celnie trafiając do stojącej niedaleko spluwaczki. ‐ Mam już dosyć tych pie**olonych dzikusów… Człowiek myślał, że jak już swoje odsłużył w Armii, to będzie mieć spokój… Gówno, a nie spokój, prędzej sobie flaki wypruję, niż dam radę załatwić kuriera i dostawy, już trzy wozy i dwóch posłańców straciłem! A alkoholu nie biorę znikąd, innych artykułów też nie.
-
FD_God
‐Ciężko chcieć pokoju, gdy wszyscy wkoło chcą wojny… Przykro mi z powodu strat, może dałoby się coś wymyślić, by jakoś ograniczyć te straty… Może nie wiem, hmm… Mechaniczne konie?‐ rzekł patrząc się w na sufit saloonu, po czym jedynie machnął ręką i westchnąwszy znowu zaczął mówić. Wydaje mi się, że zaradzenie jakoś na to jest awykonalne…
-
-
-
-
-
FD_God
‐Aaa tam niewykonalne… Po prostu wyjątkowo trudne, jak wszystko z początku. Gdybyśmy posiadali jakiś tunel podziemny, a tam nawet i kolej zwykłych wózków górniczych, to i tak byłby to ogromny sukces zważywszy na to ile dzięki temu się ocali… Zarówno istnień jak i towarów. Powietrze zaś… To zdecydowanie inny temat, trzeba nad tym jeszcze długo myśleć.‐ Smętnie popatrzył w szklankę, a następnie upił z niej łyk.
-
-
-
Kuba1001
‐ Od czegoś ma się dzikusów, co nie? ‐ zagadnął i zaśmiał się, ale opuścił Cię, bowiem musiał zająć się napełnieniem kufla piwem, wedle życzenia wypowiedzianego ochrypłym głosem, przez klienta, który dopiero co wszedł do środka… Wyglądał niczym rasowy traper, głównie z racji swego odzienia, na które składały się buty, spodnie, koszula, kamizelka i pas, wszystkie ze skór i futer, wraz z nieodłączną, sztandarową czapką z bobra, co uzupełniało też wyposażenie: Noże, toporki, wysłużony karabin i rewolwer. Zresztą, on był równie wysłużony, co jego broń, widać, że dawno się nie golił, a i czuć od niego efekty zbyt długiego przebywania w dziczy…
-
-
-
Kuba1001
//Zemsta za Belroith, Edgorath, Ilroim, Last Day i Twoje postaci we wszystkich moich PBF’ach.
A tak na serio, to zwyczajnie zapomniałem.//
Usiadł przy ladzie, a choć oddzielało Was ładnych parę metrów, to wyraźnie czułeś jego zapach, bogaty bukiet woni, na który składał się dym tytoniowy, błoto, pot, krew i tym podobne. Jednakże poza tym nie zwracał na siebie uwagi, a jedynie sączył swojego drinka w milczeniu. Zmieniło się to w chwili, gdy dwóch miejscowych pijaczków, wystarczająco zlanych i dostatecznie głupich, postanowiło wyrazić swoje obiekcje co do jego aparycji. Później… Cóż, nie byłeś do końca pewien, co i kiedy się stało, traper poruszał się tak szybko, ale fakt faktem, że obaj mężczyźni wylądowali na podłodze baru, z czego jeden trzymał się za krwawiący i złamany nos, a drugi z niedowierzaniem wpatrywał się na leżące obok niego trzy zęby, które dopiero co wypluł. -
-
Kuba1001
//Więc graj w Elarid, tam nie musisz być GM’em.//
Wzruszył ramionami.
‐ W puszczy nawet zwykły wypi**dek jest trudniejszym przeciwnikiem od takich patałachów. ‐ wyjaśnił, wskazując na przerażoną dwójkę, która zaraz uciekła z baru. Traper jedynie splunął w plamę krwi jednego z nich i wrócił do picia. -
-
-
FD_God
Skoro i ten postanowił zakończyć wątek, to i on sam pogrążył się w jakichś myślach. Konkretniej twórczych, kręciło go obecnie tworzenie jakiejś nowej broni, co od jakiegoś czasu i tak miał już w głowie. Na razie jednak wytrącił się z tych myśli i dopił swój napój, jak za niego zapłacił to postanowił opuścić lokal, w przeciwnym wypadku uiścił zapłatę i wyszedł.
-
Kuba1001
Wszystko przebiegło sprawnie, toteż uniknąłeś nieprzyjemności związanych z konfrontacją z wykidajłą baru, a on z Tobą. Opuściłeś przytulny lokal, zamieniając go na prażone popołudniowym słońcem ulice Imperium, którymi możesz dostać się dosłownie wszędzie. W końcu to tu prowadzą wszystkie drogi i tory w Oskad, prawda?
-
-
Kuba1001
Nie wypiłeś aż tyle, aby zapomnieć drogę, więc pewnym krokiem trafiłeś tam po kilku minutach. Co ciekawe, zauważyłeś dwóch mężczyzn pod drzwiami, z czego jeden oparty był o ścianę domu, a drugi krążył niespokojnie w te i wewte.
Obaj mieli charakterystyczne elementy ubioru: Czarne, skórzane płaszcze, kapelusze z tego samego materiału i brązowe gwiazdy na piersiach. Pierwszy, o zadartym nosie, pewnym siebie i szyderczym uśmieszku na twarzy oraz starannie przystrzyżonej koziej bródce, leniwie kręcił popisowe młynki swoim rewolwerem Vulcanic 10, który schował na Twój widok do kabury i podszedł bliżej, zatrzymując się kilka kroków od Ciebie.
‐ Pan Japser Clark, jak mniemam? ‐ zagadnął. ‐ Jestem Konstabl Webb, a tamten to mój współpracownik, Konstabl Radburgh. ‐ dodał, wskazując na drugiego mężczyznę o bujnych bokobrodach i wąsiskach koloru miedzi, który skinął Ci głową, opierając się na strzelbie, która mogła być jakimś unikatowym modelem lub czymś dalece zmodyfikowanym. -
FD_God
‐W istocie. Miło mi panów poznać.‐ Rzekł w ich stronę i uchylił im kapelusz.‐ W czym mógłbym służyć?‐ Dodał jeszcze przyglądając się strzelbie drugiego mężczyzny, nigdy bowiem jeszcze takiej nie widział, a być może jego inteligencja połączona ze znajomością broni da mu jakieś pojęcie na jej temat.
-
Kuba1001
Broń ta była słusznych gabarytów i wyglądała Ci na konwersję przynajmniej kilku znanych obecnie modeli broni, ale indywidualne malowanie i zdobienia utrudniały ich szczegółową identyfikację.
‐ Burmistrz Imperium i jednocześnie lokalny szeryf, Hoodoo Brown, zaprasza pana na rozmowę do swojego kasyna. ‐ wyjaśnił Konstabl, mając oczywiście na myśli umiejscowione w centrum Imperium kasyno zwane Pałacem Hoodoo, na którego górnych piętrach znajdowały się prywatne gabinety i biura lokalnego władcy okolicy, bo jak inaczej nazwać tego mężczyznę, zwłaszcza jeśli brać pod uwagę jego powiązania z Thomasem Magruderem? -
FD_God
‐Sam pan Brown?!‐ Powiedział głośniej zdziwiony i się nieco wzdrygnął. Jak zgaduję, pragnie ze mną rozmawiać niezwłocznie, czyli mam ruszyć tam z wami czy też sam już teraz, tak?‐ Spytał patrząc po nich, a w międzyczasie jakoś starał się ułożyć myśli dotyczące tego czego może on od niego chcieć.
-
-
-
Kuba1001
W odpowiedzi Webb jedynie się uśmiechnął, a jego masywny kompan prychnął i ruszył pierwszy w kierunku kasyna, za nim zaś skierował się drugi Konstabl. Wypada dołączyć, zwłaszcza że Twój wygląd jest bez zarzutu, co zawsze może się przydać podczas rozmowy z tak ważną personą, jak Hoodoo Brown.
-
-
Kuba1001
Podróż była krótka, więc po chwili znalazłeś się w Pałacu Hoodoo, miejscu niedostępnym dla zwykłych śmiertelników. Rzeczywiście, ten lokal był tak dobry, jak mówili, jeśli nie lepszy: Kosztowne dywany, marmurowe kolumny, obrazy na ścianach… To wszystko musiało kosztować niemałą fortunę, ale co z tego, skoro pewnie samo kasyno zwróciło się w ciągu kilku miesięcy? Nie brakowało tu klientów, głównie wyższych, czasem średnich stanów, którzy to spędzali tu czas przede wszystkim na grze w kości, pokera, czy jakiekolwiek inne gry karciane, a więc ogółem mówiąc, to na hazardzie. Tylko część bywalców zajęta była spokojnym sączeniem drinków i zajadaniem przekąsek, ewentualnie rozmowami na różne tematy lub gapieniem się na kręcące się tu i ówdzie, równie urodziwe, co skąpo odziane, kelnerki.
‐ Masz zamiar zostać tu na chwilę? ‐ zagadnął Webb po wejściu, co wyglądało na kurtuazyjne pytanie, a prędzej było jakiegoś rodzaju próbą. -
FD_God
Przyjście tutaj było dla niego czymś niezwykle odświeżającym od czasu spoglądania głównie na zabite dechami ściany saloonu czy własnej pracowni, spoglądanie na urodziwe kobiety czy też ogólną obecność wyższych sfer wśród, których parę razy jeszcze za młodu przebywał. Zaraz po usłyszeniu pytania jedynie lekko się uśmiechnął i odpowiedział.
‐O ile to miejsce rzeczywiście wygląda jak z bajki i pięknie byłoby zostać tutaj chwilę dłużej, to jednak jedynym celem mojego przybycia jest tutaj chęć pana Browna na rozmowę ze mną, dlatego też nie chcę odstraszać klienteli i nie kazać szanownemu czekać. -
Kuba1001
Pokiwał głową, najwyraźniej aprobując Twój wybór. Po chwili poprowadził Cię na górę, jego kompan został na dole, rozmawiając z kilkoma uzbrojonymi mężczyznami. Niemniej, Wy dwaj weszliście na piętro, najpewniej służące za kwatery obsługi i magazyny, a później na kolejne, gdzie to było już znacznie mniej pomieszczeń. Webb wskazał na jedne z drzwi i odszedł kilka kroków, aby przechadzać się po korytarzu.
-
-
-
-
Kuba1001
Burmistrz przez chwilę siedział do Ciebie odwrócony plecami, podziwiając panoramę Imperium i okolic przez spore, przeszklone okna za swoim biurkiem. Dopiero po chwili odwrócił się w obrotowym fotelu w Twoją stronę. Cóż, wyglądał tak, jak zawsze, a trzeba przyznać, że gość już od pierwszego wejrzenia wzbudzał spore zaufanie.
‐ Zgadza się, panie Clark. ‐ potwierdził krótko to, co sam mu przed chwilą wyłuszczyłeś i wypuścił kółko z dymu, ponownie zaciągając się cygarem. ‐ Proszę, niech pan siada. ‐ dodał, wskazując na krzesło naprzeciwko siebie, wstając z miejsca. ‐ Coś do picia? Lub zapalenia? -
-
Kuba1001
‐ Mam wielu przyjaciół. ‐ zaczął mężczyzna, zaciągając się cygarem, aby po chwili wypuścić spory obłok dymu. ‐ Kilku z nich bywa w tej samej spelunie, którą sobie pan upodobał. Tak się składa, że dowiedziałem się dzięki niemu wielu interesujących rzeczy o panu, panie Clark… Bądźmy szczerzy, mówca ze mnie kiepski, a pewnie obaj nie mamy zbyt wiele czasu, więc przejdę do meritum: Chciałbym, aby pan zajął się produkcją broni i innych wynalazków na potrzeby moje, mojej milicji i całego Imperium. Rzecz jasna, otrzyma pan odpowiednią zapłatę za swoją pracę, a wszelkie produkty, składniki, części i tak dalej zostaną pokryte z miejskiego budżetu… Wierzę w postęp, panie Clark. Podobnie jak Thomas Magruder. Czy chce pan do nas dołączyć? ‐ zakończył swój wywód pytaniem, gasząc niedopalone cygaro w popielniczce, aby móc wstać i wyciągnąć w Twoim kierunku dłoń.
-
-
-