Dzikie Pogranicze
- 
– Krasnoludzie! – zawołał, ale nie liczył na to, że ten go usłyszy, a co dopiero za nim ruszy. W końcu to krasnolud. Pobiegł w kierunku Leifa. 
- 
Ale jednak usłyszał i skinął Ci głową. 
 - Opóźnię ich i dołączę! - odkrzyknął, chwytając topór oburącz, aby zatrzymać potężny cios młota, a później wyprowadzić solidną kontrę, którą mało co nie rozpłatał Orka. - Muszę jeszcze ubić trochę zielonych sukinsynów!
- 
– Nikt nie będzie na ciebie czekać! – rzucił, aby Krasnolud ruszył swój zad. – Znalazłeś jakieś wyjście na zewnątrz? – zapytał swojego niewolnika. 
- 
Skinął głową, wskazując na koniec korytarza. 
 - Powinniśmy wyjść niezauważeni, jeśli Orkowie nie otoczyli wieży. - odparł. - I jeszcze coś: Był ze mną tamten kompan Krasnoluda, jakoś go poskładali, ale pod drzwiami natknęliśmy się na dwóch Orków. Zabiłem ich, ale oni zdążyli wcześniej pozbyć się jego.
- 
– Miejmy nadzieję, że nie otoczyli i za chwilę krasnolud do nas dołączy. Ktoś taki jak on może się przydać nawet na chwilę, a szczególnie, że tamten nie żyje. 
- 
Ponownie pokiwał głową, nie mając nic do dodania. Krasnolud za to rzeczywiście wrócił, widocznie szczęśliwy, więc jego walka z orczym hersztem musiała zakończyć się zwycięstwem, a wraz z nim uciekali dwaj strażnicy z wieży. Z jednej strony niewygodny balast, z drugiej to jednak w pięciu jest łatwiej przebijać się przez morze zielonych, niż we trzech. 
 - Uciekajta, kurwa! - krzyknął Krasnolud, pomimo krótkich nóg gnając na przedzie grupy. - Tuż za nami są!
- 
Wziął nogi za pas i biegł najszybciej jak tylko mógł. Liczy na to, że zgubią Orków w korytarzach albo chociaż zgubią poza murami wieży. 
- 
Orkowie, o których mówił Leif, byli pewnie tylko strażnikami, mającymi pilnować tej części wieży, ale pewnie ich herszt nie zakładał, że ktoś zdoła tędy uciec, więc na zewnątrz zastaliście tylko dwa trupy. 
 - Jeśli nie wystawicie nas po drodze, to zabierzemy Was do najbliższego miasta. - powiedział jeden z wartowników.
 - I to najkrótszą drogą! - dodał pospiesznie drugi.
- 
– Ile nam zajmie dotarcie do tego miasta? – spojrzał się na strażników. – I czy wy należycie do niego? 
- 
- Strażnica przestała istnieć, my jesteśmy zwolnieni z przysięgi. - odparł pierwszy z nich. - Możemy zaciągnąć się gdziekolwiek indziej. 
 - Nie należymy do nikogo i niczego, jesteśmy wolnymi ludźmi. - dodał drugi, nie wiedzieć czemu oburzony Twoim pytaniem.
 - Dobres, rybeńki, dobres. - wmieszał się Krasnolud. - Drapać siem będzieta później, nam tera trza stąd spierdalać!
- 
Krasnolud ma rację. Im szybciej dostanie się do miasta, tym lepiej. 
 – Prowadźcie do tego miasta.
- 
- Możemy, ale przy wieży też jest stajnia. Możemy spróbować się przebić i zabrać konie, tak będzie szybciej. 
 - Szybciej uciekniemy, ale większe szanse na to, że po drodze zabiją nas Orkowie. - odparł Leif. - Wolę uciekać na pieszo teraz, niż ryzykować dla kilku koni.
- 
– Chodźmy pieszo. Nie będę się narażać dla paru koni. 
- 
Również Krasnolud Was poparł, więc tamci dwaj zostali w mniejszości i nawet nie próbowali się spierać. Orkowie nie prowadzili pościgu, przynajmniej do czasu. Dopiero po jakiejś godzinie, gdy uciekliście daleko od wieży, dostrzegliście na horyzoncie kilka sylwetek jeźdźców na Wargach i jednego na Wielkim Wkurwie, gnających w Waszą stronę. Obiecane przez strażników miasto również było widoczne, ale nie macie co liczyć, że zdążycie do niego dobiec, nim tamci Was dopadną. Jesteście też w szczerym stepie, nie ma gdzie się ukryć, pozostaje tylko walka. 
- 
Rozproszenie się i próba walki w taki sposób wydaje się głupia. Zbicie się w jedną “kupę” wydaje się najlepszym pomysłem, ale co on tam może wiedzieć. 
 – Jakieś pomysły na walkę?
- 
- Dajta buźkie pod topór. - powiedział bardziej do siebie niż do Was Krasnolud, postępując o kilka kroków naprzód. Pozostali zwarli szyk i dobyli broni, oczekując na szarżę. Mieli wierzchowce, to spora przewaga, nie tylko dlatego, że mogli Was okrążyć, ale sam impet szarży, zwłaszcza tego odyńca, stanowił wielki problem. No i nie były to płoche koniki, ale Wargi i Wielki Wkurw, pełnoprawni przeciwnicy, z którymi musicie zmierzyć się na równi jak z Orkami. 
- 
Nadzieje pokłada w Leifowi, bo może ma jeszcze te noże do rzucania i coś nimi zdziała. Dobył broni i zwarł szyk z innymi. 
- 
Tuż przed szarżą Orkowie wysunięci najbardziej na lewo i prawo odbili na boki, chcąc Was okrążyć, a reszta gnała dalej. Wypadło akurat po jednym na każdego z Was. Dostrzegłeś jak Wielki Wkurw rozpruł jednego ze strażników swoimi kłami i zaczął tratować trupa, a jego jeździec walczył w międzyczasie z Krasnoludem, który dwoma szybkimi ciosami powalił najpierw Warga, a potem Orka. Leif i drugi strażnik wciąż walczyli tak z jeźdźcami, jak i wierzchowcami, natomiast szarżujący na Ciebie Ork spiął boki swego wierzchowca, a ten wyskoczył w górę, ku Tobie, kłapiąc paszczą pełną wielkich kłów. 
- 
Odskoczył w prawy bok i zamachnął się toporkiem w kierunku szyi Warga. 
- 
Unik się udał, ale cios był na tyle silny, żeby zabić Warga, lecz za słaby, żeby odrąbać mu łeb. Przez to Twoja broń utkwiła w ciele zabitego potwora, a Ork zeskoczył z jego grzbietu i wykonał szeroki zamach maczugą, którym bez problemu rozsadziłby Ci czaszkę. 
 

