Dzikie Pogranicze
-
Twój kompan kiwnął głową, a Krasnolud jedynie prychnął, był zbyt nieufny, żeby nie wpaść na to, co mu właśnie doradziłeś.
W środku nie było wiele miejsca, jedynie proste komnaty z piętrowymi łóżkami dla żołnierzy, nieco większa izba pełniąca miejsce stołówki, kuchni i pokoju do odpoczynku pomiędzy wartami, a reszta nie była Wam przeznaczona, jak choćby zbrojownia, lochy czy szczyt wieży, gdzie znajdowało się stanowisko obserwacyjne dla wojowników. Was zakwaterowano w jednej z izb mieszkalnych, najwyraźniej pustej, bo nie było tu nic, co świadczyłoby o tym, że dzielicie ją z jakimkolwiek żołnierzem. -
//Leif dalej ma tego człowieka na plecach czy go gdzieś odstawił?//
-
//Skoro macie do dyspozycji piętrowe prycze, to na logikę chyba jasne, że go na niej położył, zamiast dalej dźwigać, co nie?//
-
//Myślałem, że go odstawili do medyka czy coś.//
– Połóż go. – rozkazał Leifowi, a gdy ten już to zrobił, to rzucił okiem na rannego.
-
Jego stan zdawał się nie pogarszać ani nie poprawiać od chwili, kiedy został zraniony, ale powiedzieć to na pewno mógłby jedynie jakiś medyk o odpowiednich kwalifikacjach.
-
Usiadł na podłodze i czekał, aż przybędzie ktoś, kto się nim zajmie. Nie wini siebie za jego stan i teraz zbytnio go wiele nie obchodzi. Gdyby nie zaczęli walczyć, to jeden by żył, a drugi nie miałby uszkodzonej ręki.
-
Leif usiadł na jednym z łóżek, a Krasnolud naprzeciwko Was, opierając głowę na toporze, choć wciąż patrzył na Was nieufnie. Nie zmieniło się to nawet w chwili, gdy dwaj żołnierze zabrali stąd rannego, aby się nim zaopiekować.
-
– Leif, idź spać. Zasługujesz na sen.
-
Nie miał zamiaru kwestionować Twojej decyzji, więc od razu położył się na plecach i zamknął oczy, choć wątpiłeś, żeby rzeczywiście spał, prędzej udawał lub lekko drzemał, gotów w każdej chwili zareagować, gdyby Krasnolud postanowił jednak Was zaatakować, w końcu był dość nieprzewidywalny, a Wy nawet nie wiedzieliście, o co chodziło w całej tej aferze.
-
– Może nie powinienem pytać, bo to nie moja sprawa, ale o czym tak dyskutowaliście i wyrwaliście się w trójkę, gdy zrobiło się gorąco? – zapytał Krasnoluda dopiero po jakimś czasie, gdy Leif się położył.
-
- Karawana to był tylko środek transportu, mieliśmy gdzieś, co się z nią stanie. Tu i tak mieliśmy się odłączyć, a ten atak Zielonoskórych był nam tylko na rękę. - wyjaśnił, choć dość mętnie, brodacz.
-
– Sprytnie. I po co się pchaliście w tą dzicz? – drąży dalej. Może dowie się czegoś ciekawego o nich?
-
- Mieliśmy zabrać coś z jednej jaskini, cholera wie co. Grunt, że płacili z góry. I to dużo. Ale nie licz, że powiem Ci coś więcej, bo ja jestem słowny Krasnolud, jak tylko mojego kompana podleczą, od razu tam pójdę i zabiorę przesyłkę. A jak będziecie próbowali mnie śledzić, to tym razem nie dam się ugłaskać i obetnę obu łby.
-
– Skoro zapłacili dużo, to musi być to coś cennego lub to zadanie jest niebezpieczne. Albo zwykła podpucha i ktoś chce was wykorzystać i to w niekoniecznie przyjemny sposób. Czemu ktoś miałby ukryć przesyłkę w jaskini, a nie po prostu zakopać pod jakimś drzewem lub pod głazem? Tyle opowieści słyszało się o magach, wampirach, nekromantach, że mnie by nie zdziwiło gdybym wpadł w szpony jakiegoś szaleńca, który ukrył się w jaskini.
-
- Mów co chcesz, ja i tak tam pójdę, a Ty nawet nie próbuj mnie śledzić.
-
– Najwyżej skończysz z rozgrzanym pogrzebaczem między pośladkami, czego nikomu nie życzę.
-
Krasnolud prychnął, a potem zaśmiał się serdecznie, bo najwidoczniej Twój żart trafił prosto do jego poczucia humoru.
//Przyśpieszamy ździebko akcję?// -
//Możnaaa.//
-
//To odpisz coś i przyśpieszę.//
-
Wstał z podłogi i położył się na jednym z łóżek.
– Masz jakiś alkohol, krasnoludzie? – zapytał go. – Taka długa wędrówka może zmęczyć, a po alkoholu lepiej się śpi.