Galera "Czarny Jastrząb"
-
- Bez stołów? Dobra, jak tam chcesz.
Podszedł do jednego z marynarzy. Nad innym, koło tego do którego podszedł, zrobił strasznego potworka, który zlatywał powoli z nożem w ręce. Jasnym było, że chce mu poderżnąć gardło. Obecnie znajdował się na głowie swojego celu, nawet go nie dotykając. Tylko kruczomordy i pierwszy z wymienionych marynarzy go widzieli.
- Patrz, ten upiór chce zabić twojego koleżkę. Pomóż mu - mówił cicho, tak jakby nie chciał zrobić z tego jakiegoś zamieszania. Liczył, że zwyczajnie go uderzy licząc, że w ten sposób zrani bestię i nie przeniknie przez nią. -
- Co do chuja bosmana? - zapytał zdziwiony marynarz i krzyknął. - Herge, uważaj! Co to za diabelstwo jest? - dodał jeszcze, ostatnie słowa kierując do Ciebie. Najwidoczniej był zbyt przerażony, aby podnieść dłoń na tę bestię. A jego słowa zwróciły uwagę nie tylko wymienionego z imienia marynarza, ale i niemalże wszystkich innych w pomieszczeniu, zdziwionych lub zaciekawionych. Jedynie kapitan uśmiechał się pod nosem.
-
//Ciekawe czy się uśmiecha, bo będzie mógł wywalić tego mojego, czy zwyczajnie wie że będzie fajnie.
To sprawę zmienia, ale i dodaje smaczku.
- Nie wiem do końca, ale zwyczajnie to uderz! Wiem tylko tyle, że są odporne na żelazo i stal. Tam też są! - krzyknął, wskazując miejsce gdzieś w tłumie. Tego zaś widziało trzech innych, znajdujących się niedaleko wybranego nieszczęśnika. Zrobił jeszcze trzy inne maszkary, każda w takiej pozycji, aby przy możliwości zdzielenia bestii uderzyć również marynarzy. Każdą z nich widział inny członek, niekoniecznie jeden. Oczywiście wszystkie były jednakowe i były gotowe zabić swoje cele. -
Wolała monety. Mniejsze, lżejsze, łatwiejsze do wyniesienia. Ale… inne skarby też mogła zagarnąć. W końcu znalazła je, a znalezione-nie-kradzione, nie? Zaczęła zaglądać do kufrów i skrzyń.
-
Max:
//Okaże się.//
Po kilku chwilach spadł pierwszy cios, a po nim kolejne. Wszystko się udało, przynajmniej trzy czwarte marynarzy, z wyłączeniem kapitana, jego oficerów i kilku starszych stażem wilków morskich, prało się wesoło po pyskach, tak jak chciałeś.
Radio:
To właśnie w kufrach i skrzyniach znalazłaś monety, wszystkie ze złota, póki co przynajmniej kilkaset. W innej skrzyni zaś znalazłaś bogato zdobione kompasy, lunety, sekstansy i tym podobne przyrządy, a na dnie skrzyni - czaszkę. Nie była to jednak zwykła czaszka, bo tę odlano ze szczerego złota, zaś w miejscu, gdzie powinny być oczy, osadzono dwa wielkie rubiny. -
- I jak? - spytał się osobę, która według niego było za to odpowiedzialna, to jest temu co go słabo ocenił.
-
//Opowiedz mi coś o tej swojej masce.//
– Oceniam siebie na dziesięć za pomysł, a Ciebie na siedem za dobrze wykonane zadanie. Jestem ciekaw co na to powie kapitan statku.
-
Szeth “Kotal” Aogad
Odwrócił się, jak zaczęła się walka i ją obserwował. Zastanawiał się, kiedy przyjdzie mu ich wszystkich rozdzielić, więc jak na razie obserwował, czy pojawiła się krew, oraz czy w grę weszły narzędzia ostre. -
Na razie musiała się zadowolić monetami, wszystkie złote przyrządy przygniotłyby ją do ziemii. Ale zainteresowała się czaszką. Chwyciła rubiny i spróbowała je wyciągnąć z oczodołolów.
-
Zohan, Max:
//To ja Was na razie zostawiam, piszcie sobie dalej.//
Vader:
Kapitan nie zmienił wyrazu twarzy odkąd bójka się zaczęła, ale zauważyłeś, że spojrzał na Ciebie i lekko skinął głową, dając też znak ręką, więc chyba najwyższa pora, żebyś wkroczył do akcji.
Radio:
Nie mogłaś tego zrobić, ale nie oznaczało to, że było to niewykonalne. Mając do pomocy odpowiednie narzędzia, jakiegoś specjalistę czy Maga, dałoby się wydobyć kamienie, teraz jednak musisz obejść się smakiem lub zabrać czaszkę ze sobą. -
Szeth “Kotal” Aogad
No cóż, trzeba było więc to zrobić. Założył na swoją głowę hełm, po czym ruszył rozdzielać walczących, najczęściej przez chwytanie ich i zmuszanie ich do posadzenia swoich czterech liter. -
Jej dusza złodziejki krzyczała jak kąpana w płonącej smole, ale pozostawiła czaszkę i resztę drogocenności na miejscu. Zabrała tylko monety. Z o wiele cięższym mieszkiem, przystawiła ucho do drzwi i nasłuchała czy korytarz jest pusty.
-
- Jakby co, to twoja wina - powiedział po czasie, obserwując scenkę.
-
– Twoja. Nikt Ciebie nie zmuszał do robienia tego, więc… – oblizał wargi i lekko się uśmiechnął. – Ty za to odpowiadasz.
-
- Kompromis - mięśniak najwyraźniej wiedział jak to się skończy, a i tak nie interweniował, więc to jego wina, że mnie nie powstrzymał.
-
/// :)) ///
-
Max, Zohan, Vader:
I tak to gdy Wy debatowaliście, rozdzielaliście prących się po mordach marynarzy, a pozostali członkowie załogi kończyli swoje napoje i posiłki, kapitan wstał, a wszelki tumult pośród marynarzy od razu ustał, co tylko potwierdzało, jak wielki miał on autorytet pośród swoich ludzi.
- Na dziś wystarczy. Rozejdźcie się do swoich kwater, od jutra zaczynamy pracę. Chcę osiągnąć nasz cel jak najszybciej.
Bez żadnych pytań, skarg czy protestów, wszyscy zaczęli rozchodzić się do swoich kajut, niekiedy zabierając ze stołu jakiś owoc, butelkę z resztkami wina czy rumu, kawałek chleba bądź mięsa, aż zostaliście sami, nawet kapitan wyszedł. Dopiero po chwili dołączyło do Was dwóch chłopców okrętowych i kucharz, zajmujący się sprzątaniem ze stołów.
Radio:
Korytarza tu nie było, kajuta wychodziła wprost na pokład. Przez jakiś czas nic się nie działo, ale po chwili usłyszałaś kroki i głosy kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu osób, zapewne marynarzy, do tej pory skrytych gdzieś na pokładzie lub pod nim. Jednak dźwięki te szybko ucichły, z racji na późną porę możesz podejrzewać, że wszyscy wrócili do swoich kwater, aby tam odpocząć. Dopiero po kilku chwilach usłyszałaś powolne kroki, z każdą chwilą zbliżające się do kajuty, w której się znajdowałaś. -
Ten post został usunięty!
-
Kurwa, kurwa, że akurat teraz? Nie mógł zaczekać kilku minut?! Szybko, Tissaen. Musiała coś wymyślić, byle nie skończyć za burtą o wiele szybciej niż powinna. Nie mogła wyjść, wpadłaby wprost na tego marynarza… Tak! Czy mogła zmieścić się w którymś z kufrów?! Szybko to sprawdziła, nie bacząc na wygody. Jeśli mieściła się, bez wahania wskoczyła, przymykając za sobą wieko.
-
Zohan:
//Czekam.//
Radio:
Udało Ci się zrobić to w ostatniej chwili. Nie mogłaś domknąć kufra w całości, nie bez wypakowania z niego przedmiotów, na które składały się lunety, mapy i tym podobne. Dzięki temu dostrzegłaś jednak osobę, która weszła do kajuty. Był to zapewne kapitan, mężczyzna około trzydziestki, dobrze, choć nie wybitnie, zbudowany. Ubrany był wyłącznie w czerń, takiego koloru były jego buty, spodnie, pas, koszula, kamizelka i kapelusz, a nawet pochwa na rapier. Wszedł do kajuty jak gdyby nigdy nic i zasiadł od razu przy biurku, otwierając niewielką, oprawioną w skórę książkę, oraz kałamarz pełen atramentu i pióru. Po chwili zaczął pisać w czymś, co mogłoby być jego osobistym dziennikiem czy pamiętnikiem lub dziennikiem pokładowym.