Miasto Gilgasz.
-
Szeth “Kotal” Aogad
W razie czego będzie spał albo na podłodze, albo na siedząco. Miał w sumie obecnie coś do roboty, oprócz chodzenia sobie po pokładzie? Raczej nie, bo piratów i morskich potworów w porcie nie spotka. -
//nie miałem dostępu do neta, wybacz.//
– Cholera, dużo słyszałem oraz dużo się naczytałem o tym archipelagu. Pewnie płyniemy tam dla jego bogactw, prawda?
-
Vader:
//Jak nie chcesz sam wypytać o coś NPC albo integrować się z innymi graczami to możesz sobie tę postać zamrozić do chwili wypłynięcia.//
Zohan:
//Mi to tam ryba, pewnie bardziej boli to resztę.//
- Nie tylko, mnie zawsze ciekawił świat, a gdy się urodziłem, wszystkie kontynenty były już zbadane, więc pozostało tylko południe i wyspy archipelagu. Ale oczywiście, że chodzi głównie o bogactwa, myślisz, że skąd biorę pieniądze na to wszystko?
Hades:
//Tu właśnie mógłbym zacząć jakąś interakcję, gdyby Vader się zgodził, a jego postać wyszła na główny pokład, więc czekamy. A jak nie, to dostaniesz NPC do towarzystwa.//
Radio:
Jak na razie zyskałaś tylko pięć złotych monet, marynarze nie wchodzili do gry zbyt ostro, zwłaszcza że tych pierwszych kilka rund traktowali pewnie bardziej jako rozgrzewkę.
Max:
- I co żeś tam robił? - zapytał strażnik, a jeśli myślałeś, że jego ton nie może być już bardziej podejrzliwy, to srogo się pomyliłeś. -
- Uczciwie pracowałem, aby móc wydać grosiwo w takim miejscu jak to. Niestety, ale pracodawca okazał się oszustem i musieliśmy pokojowo zakończyć współpracę. Ale i tak sama robota była nudna, to i nie żałowałem niczego, poza zmarnowaniem czasu.
-
– Pewnie jakaś wdówka cię zaopatruje w pieniądze. – zażartował. – Czyli nie płyniesz już tam pierwszy raz?
-
Teraz dała marynarzykom nieco upustu - pozwoliła sobie na nie zyskanie niczego, może nawet na stratę 2-3 monet, by Ci poczuli się pewniej i później zaczęli obstawiać większe sumy.
-
Szeth “Kotal” Aogad
Wyszedł więc, żeby rozprostować swoje kości, zanim wypłyną. Może niekoniecznie w porcie, ale już po pokładzie, to tak.
///Weź spotkanie z jakimś graczem, to może być ciekawe, a mi coś takiego niezbyt często się przytrafia./// -
Vader, Hades:
I tak Wasze drogi, zaokrętowanego i znudzonego najemnika, oraz barda potrzebującego pomocy w zadomowieniu się na pokładzie, spotkały się.
//Obojętnie, który zacznie, bawcie się dobrze. A jak wyrzucisz mu postać za burtę, Vader, to kończymy event.//
Radio:
Tak też się stało, a powoli do gry zaczęły wchodzić stawki po pięć, dziesięć czy piętnaście sztuk złota, również dwóch kolejnych marynarzy dołączyło do gry, powiększając pulę.
Zohan:
- W całym moim życiu będzie to ósma wyprawa, ale jako kapitana tej galery - czwarta.
Max:
- A co to za robota była? -
- Przenoszenie jakichś pierdół. Wiecie panowie, kaprys szlachcica. Tam mu się nie podoba, to może tam ta wielka donica będzie lepiej wyglądać, a tam może walnąć ławę, hmmm… A gdyby tę szafkę przesunąć bardziej w lewo… - mówiąc wszystkie te kwestie, starał się brzmieć jak najbardziej prześmiewczo i zabawnie. Oczywiście, jeżeli ta maska mu na to pozwalała.
-
Szeth “Kotal” Aogad
///Mhm.///
Kotal mógłby przysiąść, że ten człowieczek nie należy do załogi, o czym świadczyła zupełnie inna barwa ubioru, niż taka, jaką nosili załoganci Jastrzębia. Próbując jednak sprawić dobre wrażanie (co nie było łatwe ze względu na pancerz, wielkość i maskę), zagadał do niego.
-Więc? Też dałeś się w to wciągnąć? -
- Słucham? - odwróciłem się w stronę osoby, która postanowiła coś do mnie powiedzieć - Tak, pomyślałem że przygoda przyda się bardowi, ileż to pieśni będzie można ułożyć z tego co zobaczę. A ty?
-
– Czemu akurat na czarno? – kiedyś przeczytał książkę o przemytnikach, którzy malowali swe statki na czarno i żagle również, ale ten raczej nie jest przemytnikiem.
-
Zohan:
- Kaprys. - odparł obojętnie, wzruszając ramionami, choć czułeś, że jest jakieś drugie dno, o którym pewnie nie chciał lub nie mógł opowiedzieć, a przynajmniej nie teraz.
Max:
Odniosłeś pożądany efekt, jeden ze strażników parsknął śmiechem, a ten, który Cię przesłuchiwał, lekko się uśmiechnął.
- Taaa, pany-szlachcice. Tak to z nimi bywa. Dobra, możesz wejść. -
Wybornie… Jeszcze przez moment udawała nieporadną, by potem rozwinąć swoje zdolność do pewnego stopnia i już zyskiwać co nieco, a na pewno nie tracić. Teraz drażniła marynarzy tym, że jeszcze przed momentem sukcesy przychodziły im łatwo, a teraz “szczęście” uśmiechnęło się do goblinki. Powoli rozpoczęła zgarnianie coraz większych sum.
-
Wszedł więc i od razu skierował się do tablicy. Może znajdzie tam coś ciekawego…
-
Szeth “Kotal” Aogad
-Niektórzy po prostu lubią być w ruchu, a przy okazji chcą zarobić trochę złota. -
- Ja złotem też nie pogardzę. Czym się zajmujesz na statku?
-
Szeth “Kotal” Aogad
-Ochroną. -
Max:
Zlecenia na rabusiów, ochrona karawan i stoisk kupieckich… Nic nadzwyczajnego, w Gilgasz to wręcz norma. Dopiero po jakimś czasie odnalazłeś dobrze płatne zlecenie opiewające na ochronę okrętu i jego załogi lub robienie czegokolwiek przydatnego na pokładzie.
Radio:
Szło sprawnie, aż ugrałaś około osiemdziesięciu złotników. Wtedy, akurat na koniec partii, jednemu z marynarzy skończyła się cierpliwość i widocznie zwęszył jakichś przekręt. Wstał od stołu, waląc w niego pięścią.
- Ona kantuje, jak nic! Mieliśmy grać a nie dawać się orżnąć! -
Cholera, oni nawet mają mózg. Musiała się jakoś z tego wywinąć, ale teraz dojrzała jedną z wad bycia pod pokładem - ucieczka była tutaj raczej trudna.
– Jak niby miałabym kantować? W tą grę nawet nie da się kantować! – Powiedziała oburzonym głosem.