Miasto Gilgasz.
-
- Przenoszenie jakichś pierdół. Wiecie panowie, kaprys szlachcica. Tam mu się nie podoba, to może tam ta wielka donica będzie lepiej wyglądać, a tam może walnąć ławę, hmmm… A gdyby tę szafkę przesunąć bardziej w lewo… - mówiąc wszystkie te kwestie, starał się brzmieć jak najbardziej prześmiewczo i zabawnie. Oczywiście, jeżeli ta maska mu na to pozwalała.
-
Szeth “Kotal” Aogad
///Mhm.///
Kotal mógłby przysiąść, że ten człowieczek nie należy do załogi, o czym świadczyła zupełnie inna barwa ubioru, niż taka, jaką nosili załoganci Jastrzębia. Próbując jednak sprawić dobre wrażanie (co nie było łatwe ze względu na pancerz, wielkość i maskę), zagadał do niego.
-Więc? Też dałeś się w to wciągnąć? -
- Słucham? - odwróciłem się w stronę osoby, która postanowiła coś do mnie powiedzieć - Tak, pomyślałem że przygoda przyda się bardowi, ileż to pieśni będzie można ułożyć z tego co zobaczę. A ty?
-
– Czemu akurat na czarno? – kiedyś przeczytał książkę o przemytnikach, którzy malowali swe statki na czarno i żagle również, ale ten raczej nie jest przemytnikiem.
-
Zohan:
- Kaprys. - odparł obojętnie, wzruszając ramionami, choć czułeś, że jest jakieś drugie dno, o którym pewnie nie chciał lub nie mógł opowiedzieć, a przynajmniej nie teraz.
Max:
Odniosłeś pożądany efekt, jeden ze strażników parsknął śmiechem, a ten, który Cię przesłuchiwał, lekko się uśmiechnął.
- Taaa, pany-szlachcice. Tak to z nimi bywa. Dobra, możesz wejść. -
Wybornie… Jeszcze przez moment udawała nieporadną, by potem rozwinąć swoje zdolność do pewnego stopnia i już zyskiwać co nieco, a na pewno nie tracić. Teraz drażniła marynarzy tym, że jeszcze przed momentem sukcesy przychodziły im łatwo, a teraz “szczęście” uśmiechnęło się do goblinki. Powoli rozpoczęła zgarnianie coraz większych sum.
-
Wszedł więc i od razu skierował się do tablicy. Może znajdzie tam coś ciekawego…
-
Szeth “Kotal” Aogad
-Niektórzy po prostu lubią być w ruchu, a przy okazji chcą zarobić trochę złota. -
- Ja złotem też nie pogardzę. Czym się zajmujesz na statku?
-
Szeth “Kotal” Aogad
-Ochroną. -
Max:
Zlecenia na rabusiów, ochrona karawan i stoisk kupieckich… Nic nadzwyczajnego, w Gilgasz to wręcz norma. Dopiero po jakimś czasie odnalazłeś dobrze płatne zlecenie opiewające na ochronę okrętu i jego załogi lub robienie czegokolwiek przydatnego na pokładzie.
Radio:
Szło sprawnie, aż ugrałaś około osiemdziesięciu złotników. Wtedy, akurat na koniec partii, jednemu z marynarzy skończyła się cierpliwość i widocznie zwęszył jakichś przekręt. Wstał od stołu, waląc w niego pięścią.
- Ona kantuje, jak nic! Mieliśmy grać a nie dawać się orżnąć! -
Cholera, oni nawet mają mózg. Musiała się jakoś z tego wywinąć, ale teraz dojrzała jedną z wad bycia pod pokładem - ucieczka była tutaj raczej trudna.
– Jak niby miałabym kantować? W tą grę nawet nie da się kantować! – Powiedziała oburzonym głosem. -
Robienie czegoś przydatnego… Się zobaczy, czy się nada. Zostawił ogłoszenie i udał się we wskazane miejsce.
-
– Co różni ludzie, to różne kaprysy. Ile mniej więcej czasu zajmuje taka wyprawa na ten archipelag?
-
- To nie taka zła robota. Masz może pojęcie gdzie płyniemy? Mniej więcej oczywiście, bo z tego co wiem będziemy odkrywcami, czy coś w tym stylu
-
Szeth “Kotal” Aogad
-Nie i niezbyt mnie to obchodzi - odparł. - Chociaż, nie. Wybacz za to. Jestem na chwilę obecną gburowaty, bo mało czasu spędzam na rozmowach z innymi. -
Radio:
- Też kiedyś myślelilśmy, że wielu rzeczy nie da się zrobić. A później na pokład naszej galery zaciągnął się taki jeden Mag i pokazał nam, że to gówno prawda, niektórzy potrafią więcej od innych. I mi jakoś się wydaje, że Ty do takich osób należysz, mała.
Max:
//Tutaj musisz zaczekać, aż postać Zohana skończy rozmawiać z kapitanem.//
Zohan:
- Zależnie od wiatru, pływów i pogody, ale w sprzyjających warunkach około dwóch tygodni, tyle samo potrzeba na powrót, ale rzadko kiedy udaje się wyrobić w tak krótkim czasie, najczęściej w tym wszystkim przeszkadzają nam sztormy, bezwietrzne dni, potwory morskie, piraci czy inne tego typu przyjemności. A w samym Archipelagu Sztormów spędzamy zwykle około miesiąca, czasem więcej, czasem mniej, zależnie jak idą interesy. -
— Ta, i jeszcze czego? Pewnie ożywiam trupy? — Rzuciła sarkastycznie:
— Jakbym miała szansę zostać Magiem, to na pewno nie siedziałabym teraz tutaj i nie marnowałabym mojego czasu na grę z Tobą i twoimi kolegami. — Powiedziała prosto w twarz kłótliwego marynarza. -
- Cóż, każdy ma inny charakter.
//Jak masz jakieś pytania to dawaj je teraz, bo planuję kończyć rozmowę//
-
– Czyli ponad dwa miesiące. Macie tutaj jakąś biblioteczkę lub jakieś jakieś miejsce do poczytania?