Galera "Czarny Jastrząb"
-
//Na Maska i Vadera, fakt.//
-
A więc udał się do swojego pokoju, stale pamiętając o tej głowie.
-
//Jeszcze Vader.//
-
//Tamten mój ostatni odpis, który wymazałem, się nie liczy.//
Wziął butelkę wina, jakiś owoc i ruszył tam, gdzie będzie spać.
-
Zohan, Max:
//Obejście problemu, ale niech Wam będzie.//
Trafiliście tam bez większego trudu, znaliście już z grubsza drogę. Wasze prycze pozostawały puste, więc nie ma potrzeby, żeby próbować zabić się już pierwszego dnia.
Radio:
Kapitan pisał coś przez kilkanaście minut, kończąc to zamaszystym ruchem pióra i postawieniem kropki na końcu wpisu. Gdy atrament wysechł, zamknął książkę i odłożył na miejsce, podobnie jak kałamarz i pióro. Dopiero wtedy się odezwał:
- Wyjdziesz z tej skrzyni sama czy mam Ci w tym pomóc? - zapytał, a Ty ze zdziwieniem zdałaś sobie sprawę, że pytanie skierował właśnie do Ciebie. -
Szeth “Kotal” Aogad
Jak już zrobiło się spokojnie, to wybrał się w patrol po galerze, by wiedzieć, czy wszystko jest w absolutnym porządku. -
Słysząc te słowa, całą ją przeszedł przerażająco zimny dreszcz. Domyślił się! Już po mnie, rzucą mnie za burtę! Panikowała, trzęsąc się z strachu, który sparaliżował ją na tyle, że nie było mowy o samodzielnym opuszczeniu skrzyni.
-
Chlipnął sobie trochę z butelki i położył się na pryczy oraz zaczął rozmyślać o tejże podróży, o archipelagu oraz o tym, jakie zagrożenia na niego czekają.
-
Położył się na posłaniu i zaczął udawać, że śpi. Uprzednio usunął swoją iluzję.
-
Vader:
Minąłeś kilku innych wartowników, którzy skinęli Ci głową. Jeśli chodzi o porządek na pokładzie galery, to wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Radio:
- Zapytam jeszcze raz: Wyjdziesz z tej skrzyni sama czy mam Ci pomóc? - powtórzył mężczyzna, nieco mniej spokojnym tonem.
Zohan, Max:
//Uśpić Wam te postaci do jakiejś interakcji z Radiem lub następnego dnia, gdyby do takowej nie doszło?// -
//Zależy. Kto leży koło niego? Jacyś zwykli majtkowie?
-
// ^ //
-
Może jeżeli sama wyjdzie potraktują ją łagodniej, może nawet nie zabiją… Przemogła paraliż i jej głowa powoli wychynęła z skrzyni, podnosząc wieko. Ostrożnie przełożyła jedną nogę przez brzeg, następnie drugą, gotowa do uniku jeżeli tylko kapitan chciałby coś jej zrobić. Przyjrzała się mu. Miał gdzieś przy sobie klucze do kajuty?
-
Max:
//Najemnicy mają oddzielne kajuty, pisałem o tym.//
Radio:
- Nie mogłaś tak od razu? - zapytał i przyjrzał Ci się. - Goblinek na pokładzie jeszcze nie miałem. Kto Cię wynajął?
Nie miał, a jeśli, to nie w jakimś widocznym miejscu. -
//Uśpij.//
-
//Tysz.
-
//Okej, dam znać, jak zacznie dziać się coś ciekawego.//
-
Kto ją wynajął? Jak miała na to odpowiedzieć?! Zmyśl coś Tissaen, myśl i zmyśl coś! Pomyślała, w przypływie paniki.
— Ten zakutany po czubek głowy w zbroję! — Odpowiedziała, nie mogąc sobie przypomnieć innych majtków. -
- Krasnolud? - podjął kapitan, marszcząc podejrzliwie brwi. - Ponury Opój?
-
— Nie ma mowy, że krasnolud! — Stanowczo wzbroniła się, przywołując w myślach wygląd wielkiego wojownika. — On był wielki, prawie nie mieścił się pod sufitem! —