-
Wyglądało na to, że każdy z wysłanników sprawował pieczę nad tymi, których ze sobą przyprowadzili.
- A teraz idziemy na szklankę jakiegoś samogonu - I nie czekając na ciebie, ruszyła przodem w gąszcz alejek. -
Stanął w miejscu, zastanawiając się nad słusznością “zaproszenia” Owcy na wojnę. Jeżeli dalej tak pójdzie, to dziewczyna na pierwszą potyczkę z kibolami dotrze pijana, bez połowy zębów i co najmniej kilkunastoma nowymi pozycjami na liście osób, które będą chciały pozbawić ją drugiej połowy. Westchnął, przecierając twarz dłonią,
-- A teraz idziemy na szklankę jakiegoś samogonu. – Westchnął i powlókł się za nią. -
Znaleźliście się w barze, gdzie było niewiele osób. Mało, jak na takie skupisko ludzi idących na wojnę. A sądząc po lepszej jakości ubraniach, wszyscy byli tutejsi.
-
-- Myślisz, że stać Cię na to miejsce? — Zapytał z sarkazmem, widząc wdzianka tutejszych. — Pójdę gdzieś usiąść.
-
- Jestem bohaterką wojenną, dostanę za darmo - Wydęła wargi i poszła za tobą do wolnego stolika.
-
— Za darmo to ty dostaniesz najwyżej kopa w dupę. — Zaśmiał się, ale usiadł w końcu. Sam nie miał zamiaru niczego zamawiać, chociaż aż chciałoby się podejść do kontuary i zapytać “A można colę?”, znowu wtedy barman odpowiedziałby “A może być pepsi?”
-
Po chwili podeszło do was jakieś chude dziewczę, kolejna tyczka, zupełnie jak Owca. W dzisiejszych czasach zniknął problem nadwagi. Gdyby nie to, że była to sama skóra nawinięta na kości, to może mogłaby się podobać.
- Siwuchę i… Szklankę wody - Owca przewrócił oczami, jak zwykle przy wspólnych zamówieniach.
Kiedy tylko kelnerka się oddaliła na tyle, to dziewczyną przykleiła do niej wzrok i powiedziała z lekką zadumą.
- Jak myślisz, ile byśmy mieli jeszcze czasu…? -
— Nie wiem. Wydaje mi się, że do jutra wyruszymy. Najpóźniej, maks. A najwcześniej to jak Związek ogarnie swój chaos organizacyjny, może nawet za godzinę.
-
- Dobrze wiedzieć… - Mruknęła z nieodgadnioną miną, i aż westchnęła, gdy kelnerka schyliła się po upuszczony widelec.
Gdy po chwili przyniosła wam szklanki, to Owca dała jej porządnego klapsa. Dziewczyna już miała zrobić awanturę, ale gdy spojrzała najpierw niepewnie na stalkerkę, potem z lekkim strachem na ciebie, to powłoką zamknęła usta i odeszła z opuszczoną posłusznie głową. -
Spojrzał na Owcę surowo. Powiedzenie, że Marley za takimi zachowaniami nie przepadał, byłoby niedopowiedzeniem.
— Musisz? — Skarcił ją. -
- Muszę - Zadarła uroczy, kilka razy złamany, nosek - A ty co, święty niejebliwy? I tak się zaraz stąd zmywamy, nikt cię na pastwę chomików nie rzuci.
-
— No właśnie, my się zabieramy, ale ona zapamięta. Patrzysz na to z tej strony? — Zapukał kilkakrotnie palcem w blat.
-
Znowu przewróciła oczami. Mimo ogromnej różnicy standardów życia, to przedwojenna młodzież i ta dzisiejsza mimo wszystko niewiele się różniła.
- Zrzędzisz, dziadzia - Na raz upiła połowę zawartością szklanki. -
-- Zrzędzę, aha. – Odmruknął. – A mogę Ci zadać pytanie, Owca?
-
- Nie, nie mam drobnych na kawałek chleba, idź pod inną latarnię - Parsknęła śmiechem, mało nie wypuszczając szklanki z dłoni.
-
— Nie chce mi się, a poza tym ja na poważnie. — Strzelił knykciami. — Co w nas, dziadkach, starych, ludziach sprzed wojny jest najgorsze, co? Jakbyś miała wskazać taką jedną rzecz. — Spojrzał na nią, jego twarz nie wyrażała większych emocji.
-
- Wciąż patrzycie za siebie - Westchnęła i skrzyżowała ramiona, nigdy jej się nie podobały poważne rozmowy - Wasz świat był i zniknął, wszyscy mamy nowy. A wy dalej robicie wszystko po staremu. To nie działa. Frakcje, przesądy, zwyczaje… To było i się nie sprawdziło. Dzisiaj żyje się inaczej, i co? I gówno! Nie chcecie tego zaakceptować! Wygodniej sobie żyjecie we własnym świecie, kiedy to my, młodzi, musimy odpierdalać najgorszy syf, żebyście mogli wygodnie siedzieć na dupie, i narzekać na nas! I na to, że “kiedyś to było”!
Zaczęła się coraz bardziej nakręcać, zacisnęła pięści, aż pobielały, kolor na twarzy zmieniał się co chwilę z trupio bladego, po ciemną purpurę.
- Poświęcamy wiele. Często wszystko! A wy tylko urządzacie sobie kolejną wojnę domową! Raz już była! Mało wam?! Musicie wiecznie się napierdalać?! Nie możecie podzielić tych kilku cegieł między siebie i położyć lagę?! Wiecznie wam trzeba nawalać jeden do drugiego?! Nie patrząc na to, czy to strażnik, stalker czy…! - W jej oku pojawiła się łza, spłynęła po policzku wzdłuż blizny - Czy cywil…? -
Ten post został usunięty!
-
Marley wysłuchał jej do końca. Dopiero po ostatnim słowie odwrócił głowę. Wbił wzrok w ziemię. Z wszystkiego, co Owca powiedziała, najgorsze było to, że miała rację, a Mar, który przecież był z tych, którzy splamili swoje dłonie odpowiedzialnością za Shoah, musiał jej to przyznać. Trudno było jednak to zrobić bez porzucania swojego mantrowego “kiedyś to było”, tego samego, które dziewczyna wypomniała całemu pokoleniu. Za trudno, jak dla Marleya. Wspomnienia świata sprzed apokalipsy były zbyt cenna, by porzucić je na rzecz nowej, narodzonej z popiołów rzeczywistości.
— Masz rację. Za bardzo lubimy się zabijać, nawet w imię starych rzeczy. — Odpowiedział głuchym tonem, biorąc łyk wody. — Może faktycznie jesteście lepszymi ludźmi i postawicie świat na nogi, kiedy my, staruchy już wymrzemy. Fajnie by było. -
Siedziała z otwartymi ustami, mocno zaciskała dłonie na krawędzi blatu. Oddychała szybko, mocno. Mimo to nie powiedziałaś ani słowa. Musiała przyjąć do wiadomości twoją zgodę, jednak przez dłuższy czas musiała się uspokajać. W końcu wypiła resztę płynu jednym łykiem i mocno stuknęła szklanką o stół.
- Idziemy. Musimy ocalić Federację - Powiedziała to tonem nie znoszącym sprzeciwu, jakby była gotów zabić za najmniejszą skargę. Zostawiła na stole nabój pistoletowy i szybkim krokiem wyszła z boksu, a potem tylnym wyjściem z hali.