-
— Może podrzucimy ich reszcie? — Zaproponował, ładując z powrotem magazynek. — Na pewno mają tam jakiegoś szpeca od przesłuchań.
-
- Nie ma czasu i środków na bawienie się w jeńców. Jak nie chce gadać, to go tu zostawimy, aż chomiki się nimi zainteresują - I wyglądało na to, że facet tym razem nie groził, tylko stwierdzał fakt.
-
— Pff. A szkoda. — Przykucnął przy mundurowym. — Kilka słów nikogo by nie zabiło, w przeciwieństwie do ich braku. — Pacnął lufą pistoletu jego głowę.
-
Policjant chyba zaczął się łamać, rzucił też niepewne spojrzenie na towarzysza.
- Ja nic nie wiem! Kazali nam zrobić patrol z bazy do Katedry i legitymować każdego po drodze! Tylko to mi powiedzieli! Mam za niską rangę na szczegóły! -
Na usta Marley wstąpił szczerbaty uśmiech.
— A twój kolega? — Wskazał lufą pistoletu na drugiego policjanta. -
- Jest jedynie dłuższy stażem, nie stopniem! To fanatyk! - Mężczyzna chyba za chwilę się rozpłacze, był coraz bardziej zdesperowany.
-
— No nie wiem, no nie wiem, kolego… — Przeciągnął lufą po jego policzku. — Na pewno nie masz mi niczego ciekawego do powiedzenia, kolego?
-
- To wszystko! Mam rodzinę na wykarmieniu! - Mężczyzna się rozpłakał, a wasz przewodnik się skrzywił i go rozwiązał.
- Dobra, bierz kumpla na plecy i spierdalaj. Ale jak coś zaczniesz kombinować, to cię wypatroszę - Odwrócił się, i ruchem ręki dał znać, żeby Owca podprowadziła resztę konwoju. -
— Ten drugi mógł nam powiedzieć coś ciekawego. — Mruknął Marley, wzdychając. — Co robimy dalej?
-
- Idziemy. Już dość czasu zmarnowaliśmy. A jak Granatowi będą podskakiwać, to zrobimy im nalot - Wzruszył ramionami i poszedł przed siebie.
-
— Pff. — Zebrał się i poszedł za nim. — Wietnamczyk.
-
Zignorował cię, ruszył wprost na rondo, co raz popędzając kopniakami policjanta, który wciąż z związanymi nogami i nieco tylko zwolnionymi rękami, niósł na plecach swego nieprzytomnego towarzysza.
W tym czasie wozy zdążyły podciągnąć, i znowu stanowiliście straż przednią, wyprzedzając je o jakieś dwadzieścia metrów. -
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
W tym momencie Marleya zaczęło zastanawiać czy sami nie naruszają granic. No bo jak? Choć czy tak różnoraka zbieranina mogła być w ogóle pojmowana w kwestiach naruszania granic?
Szedł dalej, uważnie rozglądając się po całej okolicy. Naumyślnie trzymał się nieco z boku. Komisariat nie wysyła zwiadowców od tak, być może coś faktycznie jest na rzeczy.
-
Dalej już szliście bez większych niepokój. Zgodnie z topologią miasta, na rondzie przy Komisariacie odbiliście w Hutniczą i droga do Federacji stała dla was otworem.
-
“Ciekawe co teraz wymyśli Wietnamczyk? Puści nas na żywca czy ma bardziej skomplikowany plan?” Pomyślał, stając w cieniu jednego z budynków. Czekał.
-
Doszliście do bloku dziesiątego, od strony Ofiar Katynia doszedł do okienka piwnicznego na węgiel i zastukał w nie, stając przy ścianie, żeby nie było go widać, i wyjął z kieszeni granat.
-
“Już?” Mar uniósł brwi w zdziwieniu.
Dziwna ta wojna. Taka post-cywilizacyjna. Nieoficjalna.
Jego twarz stężała. Z odległości obserwował dalsze sceny. -
Gdy sklejka lekko się odchyliła, to przewodnik krzyknął.
- Grzmot! Grzmot bo strzelam!
- Błyskawica! - Odpowiedział ktoś ze środka równie głośno, choć spokojnie - Włazić!
Federacyjny skinął na was i sam zanurkował do pomieszczenia.