-
Marley nie tyle poszedł, co pobiegł za nią, zostawiając na stole w połowie pełną szklankę wody. Coś uwierało go w lewej dłoni. Tym czymś było poczucie popełnienia sporego błędu.
-
Wyglądało na to, że ma ochotę kogoś poszatkować szczoteczką do zębów, aby tylko jakaś osoba jej się nawinęła.
Na całe szczęście trafiliście w porę, delegaci właśnie zbierali swoich ludzi, ostatnie skrzynie lądowały na wozach i lada moment zostanie wydany rozkaz wymarszu. -
-- Owca. – Marley dopadł do niej. Czuł się źle z tym, że w pewnym sensie sam ją tutaj zaciągnął. Na kolejną, bezsensowną wojnę. Może jeszcze jest szansa na przekonanie jej, by zawróciła. To była bitwa starych ludzi. Ona nie była tu potrzebna.
-
- Nie pierdol, tylko bierz się do roboty! - Wrzasnęła, dość histerycznie. Jednak zanim zdążyłeś zareagować, padł rozkaz i wszyscy powoli ruszyli przed siebie, samemu ciągnąć zapakowane wozy. Wściekłość dziewczyny była tak wielka, że sama złapała dyszel i dała radę pociągnąć przyczepę.
-
Spojrzał na to z boku. Dłonią roztarł szczękę.
“— I co żeś najlepszego narobił, chłopie? —” Westchnął bezgłośnie. “— Teraz już trzeba.”
Roztarł dłonie i strzelił kostkami szyi. Sam wziął jeden z wozów i pociągnął go, a jeżeli takiego nie było, to wzrokiem wyszukał osoby, która miałaby z tym ewidentne problemy. -
Stanąłeś w parze z Wikingiem, któremu najwyraźniej na złość też najlepiej pomagała ciężka praca. Ale gdy już mieliście z ogromnym trudem dociągnąć wozy do skrzyżowania z Popiełuszki, to wasz przewodnik was zatrzymał.
- Bierz tę swoją pannę i idziemy. Musimy się rozejrzeć na granicy. -
— Tajest, panie generale. — Zasalutował, siląc się na humor, po czym odszedł w kierunku Owcy,
— Słyszałaś przewodnika? Podobno mamy zrobić sobie spacerek po okolicy. -
Skinęła tylko głową, nie mając siły zaczerpnąć tchu. Jak tylko wróciliście do niego, to od razu was poprowadził na winkiel Białego Bloku i spojrzał w kierunku przejazdu kolejowego.
-
// Tam jest budka dróżnika czy coś? //
— Mamy się tam wybrać, ta? — Zagadnął Marley pół-głosem.
-
Ten post został usunięty!
-
- Za nasyp, obok Granatowych i na rondzie w lewo. Potem będziemy już na naszym terenie - Skinął głową - Dobra, chyba nikogo nie ma. Idziemy.
-
Ruszył za przewodnikiem, przezornie dobierając w dłonie hokej i upewniając się, że obrzyn dobrze leży w kaburze. Pochylił się i tak pobiegł za “generałem”.
-
Dobiegł do parkingu zaraz przed przejazdem i się zatrzymał za jednym z wraków. Wyjrzał ponad nim i chwilę obserwował, aż wreszcie powiedział.
- Skurwysyny… Właśnie naruszają granicę Kupiecką. -
Marley sam wspiął się na koniuszki palców by spojrzeć w tamtym kierunku.
-
Na samym szczycie, pośrodku torów było dwóch policjantów, i właśnie szli w waszą stronę.
- Ich jurysdykcja kończy się za pierwszą szyną! - Warknął wściekły. -
Zsunął się po karoserii wraku i westchnął.
-- Widzicie? Wiedziałem, że pały coś kombinują. Jakbym się założył o trzy kulki, to byłbym o trzy kulki bogatszy. A tak? – Westchnął z żalem, w tym samym czasie poprawiając łańcuchy na hokeju. Wystrzał zaalarmował by całą okolicę. – Jestem o trzy kulki biedniejszy. -
- I wyjdzie na to, że będziemy tu sterczeć jak chuj na weselu - Splunął we wszędobylski pył, a Granatowi wciąż się zbliżali wolnym krokiem.
-
Marley prędko rzucił okiem wokół. Czy było tu jakieś miejsce, w którym mogli skryć się przed wzrokiem gliniarzy i poczekać aż przejdą dalej?
-
Tylko pomiędzy wrakami, jednak decyzję należało podjąć natychmiast. Policjanci byli na tyle blisko, że mogliby zwrócić uwagę na jakiś ruch.
-
— Pozwólmy im minąć nas. Potem trzaśniemy ich od tyłu. — Wskazał delikatnym skinięciem głowy na hokej, jednocześnie powoli kuląc się tak, by zmniejszyć swoją sylwetkę za karoserią wraku.