Federacja Starej Huty
-
Po tym całym bałaganie, oddział już nie bawił się w subtelności, poległego towarzysza zostawili na miejscu, dziewczynę zabrali ze sobą na noszach zrobionych z prześcieradła. Najpewniej podali jej jakieś narkotyki. Biegli po korytarzach, nie zważając praktycznie na nic, strzelając w biegu i na oślep, a kibole odpowiadali równie nieskładnie. Po drodze poległo kolejnych dwóch, ale teraz oddział miał poważniejsze zmartwienia na głowie.
Dostaliście się do magazynu wypełnionego olejami, benzyną i wszelkim dobrobytem dzisiejszych czasach, które paliły się aż miło. Szybko porozrzucali, co się dało, żeby na podłodze zrobiło się bajoro, po czym Kicińska złapała za kanister i zaczęła wylewać z niego ścieżkę.
- Do wyjścia! Ruchy, kowboju, czas ucieka! Najkrócej jak się da! I znajdź mi jeszcze jakiś ogień! -
— To w tą stronę! — Zawołał i biegiem poprowadził cały oddział ku najbliższemu wyjściu z stadionu.
Biegnąc, wyciągnął z kabury obrzyna. Ostatniej kuli pozbył się przed chwilą, ale nawet bez prochu na panewce, pociągnięcie za spust powinno wytworzyć iskrę potrzebną do zapalenia benzyny, którą był gotowy dać gdy tylko Major wyda rozkaz.
-
Po drodze straciliście kolejnego, i chociaż opór był nieskoordynowany, to jednak zaciekły. W boju dotarliście wreszcie do wyjścia, gdzie Kicińska rzuciła kanister, wyrwała broń z twojej dłoni i zapaliła “ścieżkę”. Ogień momentalnie pobiegł w podziemia.
- W nogi, do Dychy! - Krzyknęła i popędziła prosto do głównej bramy, licząc na to, że mrok was ukryje. Im bliżej byliście linii frontu, tym jaśniej zaczęło się robić, jednak do wschodu zostały co najmniej dwie godziny. Zaczynaliście się rzucać w oczy przed ostatnim blokiem Federacji, który właśnie był okupowany przez kiboli. -
— Kurwa, lecimy prosto na kiboli! — Wysapał nie zwalniając ani na moment biegu, nie biorąc nawet pod uwagę tego, że w tym bloku sytuacja mogła wyglądać podobnie jak w wcześniejszym z gromadą śpiących karków.
-
- Ja bokiem zapierdalać nie będę, rób co chcesz - Nie zwolniła biegu, wciąż prąc na budynek. Wokół robiło się coraz jaśniej i zobaczyłeś, jak kibole wysypali się z bloku i ruszyli biegiem w waszą stronę. Jednak zamiast zaatakować, tylko krzyczeli i machali rękami.
- Wracać, idioci! Przecież trybuny się palą! Wszyscy do gaszenia!
Po chwili pomieszaliście się z nimi, kilka rąk próbowało was pochwycić i zawrócić, inni wpadali w ciemnościach pod wasze nogi, kolejni tylko przeklinali bez używania innych słów. -
,Więcej szczęścia niż rozumu." Pomyślał Marley, a mogłoby to odnosić się do całej tej wojny. Nie zamierzał dać się ponieść stadionowej fali, więc spróbował przebić się w stronę bloku i biec dalej.
-
W tłumie ludzi musieliście się przepychać łokciami ale w końcu minęliście blok i stanęliście na wprost Dychy. Ściana, przy której jeszcze niedawno usłyszałeś o zaginięciu chorąży, leżała zawalona. Jednak nikt nie to nie zwracał uwagi, dotarliście do wewnętrznego podwórka i Kicińska skoczyła głową wprzód do okienka piwnicznego, krzycząc przy tym.
- Grzmot!
Kolejno schodziliście w dół, gdzie Federacja już zagospodarowała odzyskane tereny. Kobieta szybko zdała rozkazy, rozdysponowała ludźmi i oddała ranną w ręce lekarzy na koniec podeszła do ciebie z wyciągniętą ręką, ale zamiast uściskać ci prawicę, to stanęła obok i objąłe cię ramieniem.
- A teraz bratku… - Powiedziała spokojnie, i poczułeś, jak coś owalnego wbija ci się pod żebra - Lepiej szybko gadaj, coś za jeden. -
Nie musiał spoglądać w dół, by domyślić się, że cokolwiek właśnie znalazło się pod jego żebrami, było mniej lub bardziej subtelnym narzędziem perswazji, więc bez względu na to, czy miał na to ochotę, musiał mówić…
O czym miał jej jednak powiedzieć? Pewnie po prostu chciała wiedzieć co łączy go z kibolami. Ale z drugiej strony, czy powinien powiedzieć o tym, co zrobił 20 lat temu? Po wszystkim, co zaszło na stadionie, czuł, że od dawna zaschnięta krew na jego dłoniach znów zwilgotniała i ciężkimi kroplami spływa po opuszkach palców. Znów poczuł ogromny ciężar, który płonął gdzieś w środku jego ciała, bólem gotowym by zgiąć go w pół. Może…
—…Ja…Ja… Kurwa. — Trudno było mu mówić, a jego oddech przyspieszył. — Byłem kibolem. Kilkanaście lat temu. A-ale odłączyłem się od nich! Później nie miałem z nimi nic wsp-wspólnego… Kurwa. — Czuł, jakby jego żołądek miał zaraz zwrócić swoją zawartość.
-
- Słabe te twoje negocjacje jak na kogoś, kto ma lufę przy boku. Jesteś stalkerem, chyba nie muszę Ci tłumaczyć, jak długa i bolesna jest śmierć od wystrzału z tej odległości i pod tym kątem - Pokręciła głową z dezaprobatą - Konkrety, bracie, konkrety. Stawką jest Twoje życie, nie wypłata.
Wszyscy dookoła byli tak pochłonięci swoimi sprawa oraz powrotem zaginionego oddziału, że nie zwracali na was uwagi. Nawet jeśli ktokolwiek by się za tobą wstawił, to i tak nie było szans, żeby was zauważył. -
Konkrety… Jakie konkrety on miał jej dać?!
— …Marley. Marley Berber jestem. L-lat 42. W Stalowej Woli od urodzenia. — Mówiąc to, miał ochotę zgiąć się i wyrzygać nie tylko wcześniejszy posiłek, ale wszystko łącznie z wnętrznościami. — I…I… Ja pierdolę, przepraszam… — Był o krok od wyrzucenia z siebie najbrudniejszej prawdy o własnej osobie, ale sama myśl o tym była dla niego jak seria ciosów nożem w podbrzusze, mimo starań by wytrzymać czuł jak jego nogi wiotczeją, twarz blednie i pokrywa się zimnym potem, a on sam zaczyna osuwać. -
- Jak dla mnie, to możesz być nawet z Kongo - Mówiła dość spokojnym głosem jak na kogoś, kto byłby gotów zabić cię bez najmniejszego zawahania - Interesuje mnie Liga. Oraz to, że potencjalnych szpiegów się wiesza.
-
— Nie jestem z Ligi! Nie jestem z Ligi, do cholery! — Prawie wrzasnął, ożywiając się na nowo gdy jego myśli zboczyły z parszywego tematu. — Z Galery tutaj przyszedłem, z Owcą! Jestem z Galery, Stalkerem! Mar!
-
- A ten pasiasty kutas znał cię tylko z widzenia? Jak chcesz żyć, to mnie przekonaj, że Twoje życie odmieniło się na tyle, by splunąć na zielono-czarny szalik bez zawahania - Sytuacja zaczynała się robić nerwowa. Nikt kompletnie nie zwracał uwagi na waszą dwójkę, a Kicińska miała taką minę, że nawet drobny grymas twojej twarzy lub spięcie mięśni mogły poskutkować pociągnięciem za spust.
-
— Podaj mi go, to zrobię to. Z przyjemnością, kurwa! Myślisz, że na czym spędziłem ostatnie kilkanaście lat mojego życia?! Próbowałem zrobić coś dobrego na tym zadupiu! Myślisz, że dlaczego w ogóle dołączyłem do tej wojny? Przeciwko kibolom?! Bo chciałem zrobić coś dobrego, do cholery! Bo nie jestem pierdolonym kibolem!
-
Dłuższą chwilę patrzyła na ciebie w ciszy, oceniając sytuację. W końcu schowała broń i odeszła w swoją stronę, rzucając tylko.
- Lepiej nikomu się nie chwal, coś za jeden - A gdy spojrzała na kilku specjalsów, którzy wyglądali jeszcze gorzej, niż przed wyruszeniem w piwnice, to krzyknęła - Kto mi tak chłopców zmasakrował?!
Znów zostałeś sam, pomimo tonięcia w tłumie ludzi. Znowu nikt nie był zainteresowany, kim jesteś ani co tu robisz. Mimo mocno rodzinnych więzi Federacji, nie czułeś nic, co by cię tu dłużej trzymało. -
Mimo wszystkiego, teraz Marley najbardziej w świecie potrzebował po prostu chwili oddechu, dojścia do siebie po tym… wszystkim. Kicińska może odeszła, ale zostało w nim to, co powiedział i czego powiedzenia był blisko. Oparł się słabo o najbliższą ścianę i powoli usiadł przy niej, głęboko oddychając. Twarz ukrył w dłoniach, czując jak waga wszystkiego znów miażdży jego pierś, pozbawia go oddechu. To co widział na stadionie… To było dawno temu. To wszystko było tak dawno temu. Nie chciał o tym myśleć. Miarowo oddychał, starając się nie wpaść znów w panikę.
-
Okolica zaczęła się budzić do życia. Tym razem, narastająca jasność faktycznie zwiastowała nastanie świtu. Zmiana wart oraz pierwsze rozkazy dla zluzowanych oddziałów znowu wypełniły okolicę hukiem.
- Nieźle się spisałeś. Chorąży Kicińska także mocno cię chwali - Nad tobą stanął ten sam facet, od którego cała ta wątpliwa moralnie przygoda się zaczęła - Zwalniamy najemników. Zgłoś się do piwnicy, którą tu weszliśmy, a otrzymasz zapłatę. Mówiłem, że Federacja spłaca swoje długi. Tylko w miarę możliwości, weź sprzęt, kulek nam brakuje, a musimy mieć też coś w zapasie. I tak idąc do Galery będziesz musiał przejść przez tereny Kupców. Poza tym… Za taką pomoc masz coś ekstra. U Kupców jest taki jeden bar, Złota Mila, idź tam i powiedz, że przysyła cię Żółtek. Dostaniesz wtedy wszystko, co będziesz chciał. Nocleg, kolację, drinki… Tylko staraj się za bardzo nie szaleć, będę ręczył za ciebie nazwiskiem. -
— Dzięki. Doceniam to. — Odpowiedział, powoli przetrawiając słowa posłańca. Wstał na obie nogi. — A słuchaj… Pamiętasz tą dziewczynę, z którą tu przyszedłem? Owcę? Widziałeś ją gdzieś tutaj?
-
- Ta mała, pyskata? Pewnie, ciężko jej nie zauważyć - Przewrócił oczami - Jest w szpitalu, też niedaleko wyjścia. Znajdziesz bez problemu.
-
Kamień, jaki zaciążył mu na sercu jakiś czas temu, częściowo opadł. Tylko częściowo, bo wiadomość o tym, że Owca jest w szpitalu nie napawała go optymizmem, ale nie mogło być źle, skoro wciąż określano ją pyskatą.
— Jeszcze raz dzięki. — Skinął mężczyźnie głową i udał się do wspomnianego miejsca.