Federacja Starej Huty
-
Twarz Marleya była zaciemniona. Myślał, myślał bardzo głęboko. Jednak wyszedł, od razu szukając w pamięci tego, czy spotkany wcześniej Wiking także szedł z ochotnikami.
-
Był w grupie ochotników, jednak trzymał się z dala, pielęgnując swoją nienawiść do mundury dziewczyny.
Wyznaczeni dowódcy zebrali się w kręgu, nie bardzo wiedząc, co teraz robić, więc Owca wreszcie zabrała głos.
- No dobra, największych karków biorę do siebie, a resztą już się jakoś podzielicie.
- A niby czemu do ciebie? - Burknął jeden z mężczyzn.
- Bo jestem najmniejsza, najdrobniejsza, najsłabsza i najbardziej potrzebuję opieki - Skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała na niego niechętnie. Nikt już się nie odezwał, ciężko się było z tym spierać. -
Owca nie była głupia, jeżeli rzeczywiście znajdzie sobie takich, to raczej jej własny tyłek będzie porządnie chroniony przed kibolami. Tymczasem Marley poszedł zagarnąć Wikinga. Może i był niski w butach, ale instynkt mówił mężczyźnie, że w walce poradzi sobie lepiej.
— Wiking, ta? — Podszedł do faceta. — Moje gratulacje, zostałeś zwerbowany. -
- Zwerbowany? A co ty pierdolisz, facet? - Popatrzył na ciebie z niekrytym zdziwieniem, podrapał się przy tym po szczecinie na brodzie. W okolicy zaczął się ruch, podobne słowa padały zewsząd.
Dopiero pojawienie się jakiegoś mężczyzny wzbudziło najpierw zamęt, a potem grobową ciszę. Z całą pewnością miał na sobie jakiś rodzaj mundury, jednak spod warstwy brudu, starej krwi i sadzy, nie sposób go było odróżnić od chodzącego trupa.
- Panie majorze! - Mężczyzna zawył to takim głosem, jakby miał zaraz umrzeć na miejscu. -
“Raport z sytuacji na froncie”? Marley spojrzał na biedaka, nie widząc czego się spodziewać. Sprawy z wikingiem załatwi za chwilę.
-
- Co tu się dzieje?! - Woliński wyszedł z przyległego pokoju chmurny. Gdy zobaczył żołnierza, natychmiast do niego podbiegł i zdążył przytrzymać, zanim ten upadł na twarz.
- Panie majorze… Przebili się…! - Jęknął mężczyzna płaczliwie.
- Jak się przebili? Mów dokładnie, żołnierzu!
- Kibole! Przeszli przez Wielką Płytę…! Chyba dostali tranzyt… - Facet chyba zaraz straci przytomność.
- Kto teraz dowodzi?!
- Esmeral… - Gdy wojak napotkał gniewny wzrok dowódcy, natychmiast się poprawił - Yyyy… W sensie… Pani chorąża Kicińska! Ostatni blok padł, kolejny ma odciętą pierwszą klatkę, w drugiej zajęli piwnicę i parter. Tam była chorąża. Odkąd mnie wysłali, prowadzili ciężkie boje, dwa razy wysyłaliśmy wsparcie, ale nie byliśmy w stanie odbić Esmer… Kicińskiej!
Przez chwilę głównodowodzący Federacji się zastanawiał, po czym orzekł.
- Posłaniec do lazaretu. Reszta! Wymarsz w ciągu godziny! Nie obsadzeni mają się do mnie zgłosić natychmiast! - Oddał gońca w ręce felczera, po czym znikł w pokoju narad. -
Sytuacja na froncie najwidoczniej nie wygląda za ciekawie. Ale hej, w końcu to ani, armia dobrych wojaków Szwejków przybywa, by zawalczyć z wrogiem! A przynajmniej zatrzymać go na tyle, by nie zalał reszty Woli…
— Wracając. — Ponownie zwrócił się do Wikinga. — Wychodzi na to, że awansowałem i teraz moim zadaniem jest zebranie Drużyny Pierścienia, z którą pójdziemy na spacer do Kiboli. I wychodzi na to, że ty masz niepowtarzalne szczęście zostać zaproszonym do tej drużyny bez możliwości odmowy. Fajnie, nie? -
- Tak, kurwa, zajebiście… Wręcz sram po łapach ze szczęścia… Już się nie mogę doczekać, żeby wycierać nos ten twojej durnej cipie, co ledwo dosięga klamki - Splunął, najwyraźniej wciąż miał w pamięci scysję sprzed ruszenia w drogę.
-
“Ona chociaż jej dosięga…” pomyślał, ale nie odważył się wypowiedzieć tych słów na głos.
— Tą przyjemność możesz sobie zostawić na później, a skoro to już jest ustalone, musimy znaleźć kolejnych herosów, którzy zasilą Drużynę Pierścienia. Jakieś pomysły? — Spojrzał na Wikinga.// Ile osób mogę sobie dobrać tak wgl? //
-
Ten post został usunięty!
-
- Najlepiej jakichś wielkich drabów, dresiarze lubią siedź bawić maczetami i pałkami - Strzelił karkiem i zaczął poprawiać oporządzenie, typowe dla każdego stalkera, chociaż zadbane. W okolicy robił się zamęt, reszta także dobierała sobie ludzi, federałowie biegali tam i z powrotem, szykując się do wykonania nowego rozkazu.
-
“Drab będzie się bił z drabem, ale nic z tego nie będzie.” Pomyślał.
Wspiął się na coś trochę wyższego i spojrzał z góry na cały tłum. Wzrokiem wyszukał tych osób, które były inne, wyróżniały się spośród szarego tulmutu. Interesowali go jedynie Ci, którzy jeszcze pamiętali tamten świat.
“Owca miała rację.” Pomyślał, szukając swojej Drużyny Pierścienia. -
Pradawnych było jeszcze sporo, jednak wszyscy pod wezwaniem Federacji. Stalkerzy i przydzielone im siły Huty składały się z nowego już pokolenia. Spośród nich, odznaczali się w zasadzie tylko ci ciężko ranni i tacy, których oporządzenie było warte więcej, roczny pobyt w najlepszych lokalach u Kupców.
Jedynie chłopaczek, na oko piętnastoletni, w zbyt dużym mundurze przypominającym ten od Kolejarzy, stał w kącie i z ciekawością przyglądał się krzątaninie. -
Marley zawahał się. Może był staroświecki, ale jakoś tak… Ni stąd, ni zowąd znowu zabolało go to, jak szybko młode osoby zostają zaślubione z wojną. Nie powinno tak być. O wiele łatwiej jest patrzeć jak umiera ktoś w jego wieku, a nie ktoś, kto przed tym całym tałatajstwem jeszcze nawet nie mógłby kierować samochodem. Źle, aj źle, ale Marley wcale nie dobry…
Po chwili jednak podszedł do chłopaka, zagadując:
— Na coś czekasz? -
Ten post został usunięty!
-
- Na przygodę - zawadiacko wyszczerzył zęby. Spojrzał na ciebie bystrym okiem, momentalnie cię ocenił i chyba szybko doszedł do wniosku, z kim ma do czynienia. Z bliska wyglądał na starszego, niż wcześniej, nawet wąs zaczął mu się puszczać.
-
// Wybacz. W kwietniu przeniosłem się z laptopa na PC i Stalowa Wola zniknęła mi z zapisanych kart. Do tego doszedł mętlik z nadchodzącą wtedy maturą, później szukaniem pracy i załatwianiem wszystkiego do niej i tak jakoś zupełnie wyleciało mi to z głowy. //
Przewrócił oczami.
— A która to będzie z twoich “przygód”, jeżeli pana — oOtatnie słowo wymówił z wyraźnym przekąsem. — Można spytać? -
Wzruszył ramionami.
- Odpowiednia - Wymijająco rzucił odpowiedź - To chcesz mojej pomocy czy nie? Nie mamy dużo czasu, a ja się też młodszy nie robię.
Skinął głową w kierunku już formujących się grup bojowych. -
Niechętne westchnięcie wyrwało się z jego ust.
— Uznajmy, że chcę. Jak mam Cię nazywać? -
- Zwykle mówią mi “Hip”. Którędy idziemy? - Schylił się i wyciągnął z jakiejś dziury dość porządny plecak i coś, co na pierwszy rzut oka przypominało rurę od odkurzacza. Dopiero po chwili można było skojarzyć, że to jakiś samopał, ale na pewno nie był to dość elegancki muszkiet tworzony przez Federałów.