Federacja Starej Huty
-
- Lepsze to, niż piwnica - Wiking splunął - Chociaż jak patrzę na tych “dziarskich” federałów, to nie mam do końca pewności…
Wskazał ruchem głowy na przydzielonych żołnierzy, gdzie nie było takiego, co by nie miał założonego opatrunku. A kilku wyglądało jak mumie ze starych filmów. -
— Ci i tak mieli więcej szczęścia. — Mar stwierdził ponuro. — Jesteście gotowi do wyruszenia?
-
Pomruki i pokiwania głowami wskazały, że są gotowi. Inni także już zaczęli się zbierać i omawiać zgrubne plany. W pewnej chwili do pomieszczenia weszło dziesięć osób w o wiele lepszym sprzęcie. Nie był to widok jak wojskowych, nawet na Galerze były lepsze zabawki, ale i tak wyglądali nie najgorzej. Nawet pomimo faktu, że większość z nich była ciężko ranna.
- Specjalsi - Mruknął Hip - Chyba musimy iść, pewnie już się przygotowują do wymarszu. -
— I to nie pierwszego. — Dodał od siebie Mar, sprawdzając gotowość swojego samopału do działania. Po tym kiwnął głową na pozostałą dwójkę i ruszył w kierunku wyjścia. — Chodźcie, ferajna.
-
Broń była gotowa do strzału, a wy staliście przed drzwiami wyjściowymi na klatkę schodową. Pierwsi ludzie już zaczęli wychodzić i rozmieszczać się na stanowiskach.
- Tylko żebyś mi tam nie zdechł, nie mam zamiaru tachać twojego trupa do domu - Rzuciła ci w przelocie Owca i już po chwili zostałeś sam ze swoimi ludźmi. -
— I nawzajem, Owca. — Odpowiedział jej, choć wątpił, by z tak drobnej dziewczyny zostało cokolwiek, gdyby kibole położyli na niej swoje łapska. Nie chciał nawet o tym myśleć. — Nie daj się zabić. — Dodał już ciszej, pod nosem.
Nie chcąc pozostawać w tyle za pozostałymi zespołami, sam poprowadził swoich “podopiecznych” na parter, będąc w każdej chwili gotowym na to, że za najbliższym załomem będzie musiał zabić człowieka albo zostać zabitym.
-
Przed tobą znajdowały się dwa mieszania z przebitymi ścianami, prowadzące do pierwszej narożnej klatki. Wasz cel znajdował się w drugiej z nich, w czasie spokoju spacer na jakieś dwie minuty. Teraz ta trasa mogłaby zająć nawet cały dzień.
-
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
— Wiking. — Mar skinął na mikrego towarzysza. — Wejdziesz pierwszy, ja i Hip zaraz za tobą. Jeżeli ktoś czekałby przy ścianach, wyjaśnimy ich.
-
- Jak chujowa robota, to zawsze ja… - Mruknął Wiking ale jednak po krótkiej chwili pełnej napięcia, krzyknął - Grzmot, błyskawica, czy inny nibypies… Czysto!
Przed wami stała otworem droga od pierwszej klatki narożnej, do drugiej. I nie wiadomo, czy po drodze nie było zasadzki, skoro w drugiej klatce na ostatnim piętrze wciąż bronił się Achaj do ostatniej kropli krwi. -
Z tym trzeba było się liczyć… Mar postanowił pójść na odsiecz Achajowi. Jeżeli wbiliby się w dupy dresiarzy na drugiej klatce, złapali by ich w pułapkę.
— Idziemy do drugiej klatki, potem w górę. Oczy i uszy szeroko otwarte, mogą na nas czekać w okolicy. — Zarządził, w drugą rękę chwytając hokej. — Trzymamy się blisko, muszkieterzy.
Teraz sam prowadził, powoli posuwając się do przodu, wyostrzając słuch na każdy potencjalny ruch nieprzyjaciela.
-
Doszliście do pierwszej klatki przejściowej i nie niepokoiło was nic, poza pojedynczymi strzałami snajperów, którzy prowadzili pojedynek w obu skrzydłach bloku.
- Mieliśmy się trzymać swojej trasy… - Niezbyt nachalnie wtrącił Hip, gdy już tylko drzwi wyjściowe jednego z mieszkań oddzielały was od wejścia na drugą klatkę przejściową. Już tylko ona oddzielała was od drugiej narożnej. -
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
— Spokojna twoja głowa młody, upewnimy się, że tutaj nikt nam dupy nie odstrzeli. Krótki de-tour do Achaja i wracamy na nasze tory. — Odpowiedział, zgodnie z swoim zamysłem, po czym przystanął na moment i nastawił ucha, by nasłuchać okolicy.
-
Spojrzeli po sobie niepewnie ale koniec końców stanęli za tobą. Z góry dochodziło jakieś uderzanie, głuche odgłosy walenia czymś ciężkim. Ze strony dziedzińca za to wciąż padały suche strzały snajperskiego pojedynku.
-
“Chcą się przebić za wszelką cenę” pomyślał Mar, interpretując głuche walenia za odgłos dresiarzy starających się staranować ściany dzielące ich od Achaja.
Oparł palec na języku swojego pistoletu, gotowy do strzału w każdym momencie. Stąpając na koniuszkach palców, cicho jak mysz w ruinach kościoła, wszedł na klatkę przejściową.