Galera "Czarny Jastrząb"
- 
Vader, Max, Zohan: 
 //No, to bawcie się dalej, bo w końcu zapowiada się jakaś akcja.//
 Radio:
 Nie miał nawet takiego zamiaru, choć serce zabiło Ci mocniej, gdy zatrzymał się w pobliżu drzwi. Jednak w końcu odszedł, a jego kroki oddaliły się i wreszcie przestały być w ogóle słyszalne, więc jest zbyt daleko, żeby się nim teraz przejmować.
- 
//1, 2. Chwyci 
 3, 4. Nie chwyci
- 
//[*] 
 Chwycił jego rękę, chcąc zabrać mu jedzenie.
- 
Szeth “Kotal” Aogad 
 Dał sobie zabrać jedzenie, po czym klepnął go ręką w plecy. Nie po to ćwiczył latami, żeby to było przyjemne uderzenia dla złodzieja jedzenia.
 ///Specjalnie sprawdziłem sobie twoją KP, która ma numer 1844, żeby zobaczyć, co ci mogę zrobić w przyszłości, Max.///
- 
//O, dziękować. Samemu nie potrafiłem jej znaleźć… Numer na tym pasku postów, jak mniemam? 
- 
///Tak./// 
- 
Obserwował tę całą sytuację, mając nadzieję, że się to jakoś rozkręci. 
- 
Ktoś o Twojej posturze nie mógł wyprowadzić słabego ciosu, ale umyślnie nie było to coś, czym mógłbyś go trwale uszkodzić. Tak czy siak, siniak mu na pewno zostanie, a na dodatek jego twarz wylądowała w misce z jedzeniem stojącym przed nim. No, dokładniej to maska, za którą krył twarz. 
- 
O, kto by pomyślał, że maska mu się na coś przyda. Wyjął twarz z miski i palcem zdjął część jedzenia, zjadając je. 
 - Chce ktoś trochę? - zagadał do swoich towarzyszy, patrząc się na nich.
- 
Świetnie… Teraz mogła w spokoju rozejrzeć się po kajucie. Wodziła wzrokiem w poszukiwaniu złotych monet. 
- 
Szeth “Kotal” Aogad 
 - Nie zakrztuś się. - Wrócił do swojego jedzenia.
- 
//Zohan, rozkręć trochę tę imprezę.// 
- 
Napłuł mu do miski, w której przed chwilą maczał twarz. 
 – Nie, dzięki. – odparł. – Mam swoje.
- 
- Sztywniaki - rzucił krótko, powracając do jedzenia. Olbrzyma już prowokować nie chciał. Miękki jest. 
- 
Radio: 
 Monet nie było, przynajmniej nie na wierzchu, ale było wiele kufrów i skrzyń, w których mogłabyś znaleźć pożądane złoto. A także wiele innych precjozów: Srebrne puchary, inkrustowane złotem rogi, zapewne do picia, nie miałaś pewności, obrazy, mapy i wiele innych. Poza nimi znajdował się tu tylko srebrny świecznik, obecnie zgaszony, który stał na zagraconym biurku, oraz duże łóżko, nakryte kilkoma warstwami wygodnych skór i futer.
 Max, Vader, Zohan:
 Mimo mniejszych i większych problemów, uczta i tak szła sprawnie, choć pierwsi marynarze zaczęli ją opuszczać. Nie wiedzieliście co prawda czemu, ale to chyba oznacza, że i Wy możecie odejść od stołu, o ile będziecie chcieli.
- 
Darował sobie dalsze jedzenie i picie, ale został jeszcze przy stole. 
 – Kim ty tak w ogóle jesteś? – zapytał tego, który siedzi obok wielkiego. – Jesteś jakimś błaznem, który ma za zadanie zabawiać marynarzy na tym statku?
- 
- Patrząc na to, że zgadłeś, idzie mi to całkiem nieźle. Jak mnie oceniasz w skali od jeden do dziesięciu? 
- 
– Trzy. – ocenił. – Jak sprowokujesz tutaj bójkę między marynarzami, to ocenię cię wyżej. 
- 
- Jakieś konkretne wymagania? - spytał się, a jego rozmówca miał wrażenie, jakby się uśmiechał spod maski. 
- 
– Parę osób ma dostać po mordzie i tylko tyle. Żadnych trupów, żadnych ciężko rannych i bez latających stołów. 
 




