Popielna Grań
-
Popielna Grań to nazwa zarówna dla pałacu, jak i dla miasteczka znajdującego się wokół niego. Miejsce to jest wyłączną własnością Azer-Khalit. Upadłym żyje się tu w miarę dobrze, garstka z nich zajmuje nawet wyższe urzędy, ale większość robi albo w armii, albo jako rzemieślnicy. Zwykli ludzie są niewolnikami, jednak ich traktowanie też nie jest aż tak złe, drowy traktują ludzi gorzej. Mimo to, zachowana jest ścisła hierarchia. Miasto utrzymuje się głównie z przetwarzania surowców i produkcji wyposażenia dla wojska. Pałac jest nie do rozpoznania w swym wnętrzu. Liczne aksamity i złoto, masa kamienia szlachetnych, wygodne kanapy i inne bogate zdobienia, sprawiają, że wygląda jak zamek królewski, a nie twierdza krwiożerczego demona. Pod pałacem znajdują się kwatery zwierzą… Upadłych służących panience Azer do celów wojskowych i innych. Jest ich dość mało, ledwie 50, ale są dobrze wyszkoleni i wyspecjalizowani. -
Sendemir obudził się na swoim łóżku. Wygodny materac z bawełny pokryty prześcieradłem dał mu wytchnienie po wczorajszej pracy. Ściągnął się całkowicie nagi, Złe Ziemie były zbyt gorącym miejscem by spać pod czymkolwiek z własnej woli. Zgodnie ze swoim porannym rytuałem, zrobił dziesięć pompek, brzuszków i przysiadów. Następnie ubrał się w swój ulubiony strój, ulubiony bo otrzymał go od swej panienki. Dopiął miecz do pasa i ruszył do kantyny po swój posiłek. Gdy już go spożył, jak zwykle w samotności, udał się do jednego z pokojów zebrań, który nosił numer siedem. Tam miał spotkać tą grupkę, którą dostał do dowodzenia i szkolenia. Tam też, panienka Azer zleci mu kolejną misję. Dla panienki wszystko.
-
//Panienka brzmi dziwnie, ale niech Ci będzie. Jak rozumiem, nigdy wcześniej na oczy nie widziałeś tych Upadłych czy może nie jest to Wasze pierwsze spotkanie?//
-
// Pierwsze spotkanie, nigdy na oczy ich nie widział
-
//Szykuje się większy post, muszę im jakiś wygląd ogarnąć i tak dalej, także odpiszę dopiero w dzień, teraz chcę skończyć odpisy w Pandemii i iść spać.//
-
// Ok.
-
Tak jak wiele potężnych Demonów tworzących Upadłych, tak wielu różnych spaczonych przez Piekło. Nie licząc kilku przypadków, kiedy to demoniczni panowie wręcz chcieli, aby uzyskać dwóch lub kilku takich samych wojowników, zawsze spod ich ręki wychodził ktoś bądź coś innego. Nie inaczej było w tym przypadku. Lartah był przerażającym Upadłym, jego aparycja nawet w Tobie wzbudziła nie tyle grozę, co zwykłą odrazę, choć na pewno nie należał do kiepskich wojowników, ponad dwa metry wzrostu, wielka siła i wytrzymałość robiły swoje, choć zachodziłeś w głowę, jak będzie sprawować się Upadły, który był wcześniej Orkiem lub Goblinem. Możliwe, że będziesz musiał siłą zmusić go do posłuszeństwa i uspokojenia wrodzonej żądzy krwi. Kerion był o wiele bardziej swojski, jeśli chodzi o wygląd, choć dziwiła Cię w nim jego blada skóra oraz kolce, o których początkowo myślałeś, że były wymyślną częścią zbroi, a tak naprawdę one rzeczywiście wyrastały z jego pleców i barków. O Melechisie już słyszałeś, nie był jakimś gołowąsem, to prawdziwy upadły czempion z krwi i kości, mający na swoim koncie wiele zwycięskich bitw i pojedynków ze znamienitymi wojownikami Wampirów, ludzi czy Krasnoludów, podobno aspirował też do roli jednego z Heroldów Piekła. Czemu trafił więc pod Twoją komendę? Dobre pytanie, ale na pewno, nawet jeśli się tego dowiesz, musisz na niego uważać, z całej grupy to ten wygląda najbardziej na potencjalnego zdrajcę czy uzurpatora, który w imię ambicji chciałby odebrać Ci dowództwo. Leari na pierwszy rzut oka wyglądała jak zwykła ludzka kobieta, dopiero później dostrzegłeś małe, spiralne rogi w jej gęstych włosach i kopyta pod suknią, zastępujące nogi, bo skrzydła dostrzegłeś od razu. Chyba stworzono ją na podobieństwo jednego z Demonów, Sukkuba.
Gdy tylko wszedłeś do pokoju, wszelkie rozmowy i inne czynności natychmiast ustały, a oczy całej czwórki wbiły się w Ciebie z oczekiwaniem. Wiesz, że to pora na dobre pierwsze wrażenie, a od tego, jak wypadniesz, może zależeć cała Wasza dalsza współpraca. -
Zamknął za sobą drzwi i uśmiechnął się do nich. Na wpół zawadiacko, na wpół tak, jakby miał wyrwać każdemu z osobna serce. - Witajcie. Jak zapewne wiecie, od dziś będziecie pod moimi rozkazami służyć panience Azer. Nie będę się rozwodził nad tym, jak wspaniała to będzie służba i ile to chwały zyskacie, gdy będziecie wierni. Robota jest ciężka, na froncie zabić może was wszystko, nawet zbłąkane strzały. Traktowani będziecie szorstko, nie ma tu miejsca dla słabych. A chwała nie należy się wam. I właśnie dla tego walczycie, dla chwały jaką zdobędziecie w imię naszej Pani. To ona jest wam katem i panaceum na wszelki ból, to do niej kierujecie pokłony i to jej zawdzięczacie wino, jakim opijamy zwycięstwa. Moją rolą jest wyszkolić i pokierować was tak, byście składali te pokłony jak najdłużej i byście nie stracili tego co ma ściąć ten kat zbyt szybko. Prosty układ, wykonujecie rozkazy, w zamian macie szansę na zdobycie mocy, potęgi i innych darów, jakie zaoferuje wam panienka lub tych, które sami pozyskacie. Łupy dzielimy wedle prawa Popielnej Grani. Połowa trafia do Naszej Pani Azer`Khalit, połowa z tego co zostało do demonów nadzorców, a resztę rozdziela dowódca, czyli ja, z tym, że zawsze otrzymacie minimum jedną dwudziestą z tego co zostało dla nas. Będziecie dobrze walczyć i nie będzie z wami problemów, zarobicie sporo i zyskacie potężny ekwipunek. Zawalicie, dostaniecie zardzewiały miecz i garść miedziaków. Wszystko jasne, czy mam jednak poszerzyć otwór w uchu któregoś z was przy pomocy miecza, żołnierze? - Przedstawił im sytuację, twardo, jak na wojownika przystało. Połowa i tak pewnie już wiedziała, jak to wszystko działa, ale w ten sposób może przemycić im do łba trochę autorytetu dla jego osoby. Może kojarzyli go z opowieści, nie każdy staje się Pierwszym. Pierwsi to inaczej dowódcy osobnych kompanii. On swoją dostał dopiero teraz, więc jest w niej poza nim ledwie cztery osoby, które znajdują się w tym pomieszczeniu, ale kompanie mogą liczyć nawet po kilkanaście tysięcy. Pozostałe tytuły, czyli Drugi, Trzeci i tak dalej, oznaczają kolejność przyjęcia do grupy, w małych kompaniach nie dają w ogóle do myślenia, ale w dużych, jeśli ktoś jest Trzeci i żyje od praktycznie początku kompanii, można się domyśleć, że jest niebezpieczny, albo ma cholerne szczęście. W jednym i drugim przypadku lepiej na takiego uważać.
Cóż, teraz pozostaje otrzymać misje i zaprezentować im w trakcie jej wartość dowódcy. -
Nikt nie miał żadnych pytań i obiekcji, wszyscy czekali jedynie na Twoje kolejne słowa, żaden Upadły nie przepadał za siedzeniem na dupie, wszyscy pewnie chcieliby teraz pochwycić swoją broń i ruszyć gdzieś, gdzie jeszcze tlił się opór przeciwko Demonom.
-
- Za chwilę przyjdzie panienka Azer i wręczy nam zadanie. Podobno ma być to coś specjalnego. - Stwierdził siadając na krześle. Przyglądał się swojemu mieczowi, porządna demoniczna robota.
-
Lartah i Melechis nawet nie starali się ukryć swojego rozczarowania, byli pewni, że nie będą tracić czasu i po krótkim wstępie zabierzesz ich na jakaś prawdziwą misję, a teraz musieli trawić tu kolejne minuty. Jednakże wszelkie obiekcje umilkły, gdy do pokoju weszła Demonica, Twoja, a teraz właściwie już Wasza, pani.
-
Wstał i ukłonił się tak nisko jak to tylko możliwe. - Panienka Azer. Jakże miło moją Panią widzieć. - Rzekł zgodnie z prawdą.
-
Skinęła Ci głową, ale nic ponad to. Doskonale widziała temperament innych Upadłych i chciała go jak najlepiej spożytkować, więc od razu przeszła do rzeczy:
- Wysyłam Was do Trzewi. - zaczęła i urwała na chwilę, jakby chciała napawać się tym zdziwieniem, złością, a nawet strachem na obliczach innych Upadłych, a potem wznowiła: - Pewien Demon wprost powiedział mi, że ma tam najlepszą drużynę gladiatorów na całych Złych Ziemiach. Tak się składa, że założyliśmy się o mały gród nieopodal Heresh i lokalne farmy niewolników, które należą do tego Demona. Jeśli wygracie, obsypię Was chwałą i nagrodami, tak jak i inni na widowi, ale jeśli zawiedziecie, to nie tylko ja będę na tym stratna, ale i Wy możecie poznawać wtedy Trzewia o wiele dłużej, niż byłoby to Wam normalnie pisane. -
- Twoje życzenie, choć dopiero wypowiedziane, może już zostać uznane za spełnione. - Stwierdził z dumnym uśmiechem. Będzie walczył z całych sił, byleby spełnić jej oczekiwania. - Ile mamy czasu na trening i przygotowanie, moja Pani? Jak nazywa się ta grupa? - Spytał wyliczając ile będzie im potrzeba na naukę współpracy i wyczucie swojego rytmu. Dwa dni starczą. Do tego trzeba by opracować jakiś plan i zrobić rozeznanie, z kim walczą.
-
- Ruszacie niezwłocznie. - odparł Demonica z uśmiechem, burząc wszystkie Twoje plany. - Szczegółów o przeciwnikach dowiecie się na miejscu.
Czyżby była to jakaś forma testu? Może to właśnie po ty wysłała Was do Trzewi, wszystkich razem? Abyście to tam osiągnęli najwyższy możliwy poziom współpracy, aby później nic Was nie mogło już zatrzymać? Rzecz jasna, o ile wszyscy przeżyją. -
- Dobra drużyna, zbierzcie ekwipunek, jak najszybciej spotykamy się pod budynkiem. Pani, dostaniemy jakiś transport? - Spytał ukrywając to, że czuł się zakłopotany tą decyzją.
-
- Zmory. - odparła, kiwając głową. Dobrze znałeś te wierzchowce, odpowiedniki zwykłych koni, powstałe podobno na podstawie ohydnych eksperymentów, jakim Demony poddawały Jednorożce, które jakimś cudem przeżyły zagładę swych lasów i puszcz. Miałeś już okazję dosiadać ich wielokrotnie, pozostali Upadli, którzy właśnie opuszczali pomieszczenie, zapewne również, dla takich jak Wy to podstawowy środek transportu po Złych Ziemiach.
//Rzuć okiem na Zmory w Bestiariuszu z Elarid, a ja siądę w dzień konkretnie do opisywania tych wszystkich potworków, żeby uniknąć później podobnych sytuacji.// -
// Spoko//
Ruszył do swojego pokoju i spakował cały swój sprzęt bojowy do tobołów. W zbroi jeździ się niewygodnie, zostanie w ubraniach. Wziął ze sobą te toboły i ruszył na plac. Podepnie je do zmory i tyle, są ognioodporne, więc nie będzie problemu.
-
Pozostali zrobili podobnie i po jakimś czasie udaliście się w podróż do Trzewi, niesieni przez niezwykle szybkie i wytrzymałe wierzchowce, które głód i pragnienie odczuwały jedynie w minimalnym stopniu.
//Zmiana tematu. Zacznę Ci jutro, gdy będziesz na miejscu.// -
Bulwa:
Wraz ze swoją zwycięską, choć nieco przetrzebioną, drużyną powróciłeś do jedynego miejsca na tym świecie, które mógłbyś uważać za dom, wraz z łupami, na które składało się nie tylko złoto i inne precjoza tego typu, ale również zbroje, pancerze i broń zabrane martwym wrogom, ludzcy niewolnicy, młodzi, obu płci, oraz nieco pomniejszych Demonów, w charakterze służby bądź wojowników. -
Ruszyli od razu do pałacu. Przed przekroczeniem jego wrót, obtoczył go wzorkiem, nie należał do najbrzydszych miejsc, spędził tu dobry czas. Teraz wraca z misji jako bohater. I tak też otworzył wrota, z szumem, krocząc dumnie, na przedzie hordy demonów niosącej dary, po bokach mając swój oddział. Nie odezwał się jednak, to gospodarz miał przywilej powitać ludzi do niego przychodzących. Sendemir czekał jeno, gotowy się ukłonić.
-
To, co od razu rzucało się w oczy, to pustki w pałacu, a wcześniej też w miasteczku, przez które przejeżdżaliście. Nie były to tereny szczególnie ludne, ale zawsze krzątali się tu jacyś Upadli, niewolnicy czy pomniejsze Demony, teraz jednak było tu o wiele puściej. Tym, co jednak dziwiło jeszcze bardziej, była obecność drowskich żołnierzy, w liczbie około setki, którym towarzyszył o połowę mniej liczny zastęp kuszników oraz dwóch budzących podziw, nawet wobec Ciebie, wojowników, być może samą gwardię władcy Mrocznych Elfów, Malekitha. Ci dwaj stali na warcie przed samymi wrotami pałacu, pozostali ustawieni byli w kilku równych szeregach na dziedzińcu nieopodal, wszyscy zamaskowani, milczący, ale na pewno nie umknęło im Wasze przybycie.
-
- Poselstwo? Kuźwa, ciekawie się zaczyna robić. - Powiedział pod nosem z uśmiechem. Albo poselstwo, albo wspólna kampania wojenna, jemu to obojętne, choć chciałby sobie gdzieś przez tydzień po leżeć i poobijać się. - Dobra gawiedzi, zawrzeć jadaczki, jak się któryś odezwie podczas rozmowy, przykuje język o łańcucha uprzęży mojego konia i będzie za nim biegał, bo inaczej go straci. Macie prawo się odezwać tylko gdy wydarzy się coś na prawdę ważnego. Poza tym, zejść na ziemię, siedzenie wierzchem podczas rozmowy z kimś stojącym jest niegrzeczne. Bądźcie uważni, może się okazać, że to nie są przyjaciele, ale jest na to mała szansa. - Wydał szybkie polecenia swoim najbliższym podkomendnym i zszedł ze swojego wierzchowca. Trzymając go za wodze, podszedł pewnie do dwóch wojowników. Wykonał głęboki ukłon, wręcz teatralny, zgodnie z etykietą demoniczną, choć z lekkimi naleciałościami gryfonów, w końcu kiedyś nim był. - Moja godność Sendemir dziesięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąty drugi, Pierwszy Kompanii Popielnej Grani, pokorny sługa Pani Azer`Khalit, świeżo upieczony czempion Trzewi, weteran wojenny. Mogę dowiedzieć się, co w mieście mojej właścicielki robią siły Drowów? - Przedstawił się całkowicie, nie pominął nawet numeru identyfikacyjnego.
-
Żołnierze stali tak, jak do tej pory, w równym szeregu, zwarci i milczący. Obaj Gwardziści skrzyżowali swoje długie włócznie, zagradzając Ci drogę do pałacu Twojej pani.
- Nie obchodzi nas, kim jesteś, ani jak wiele osiągnąłeś, Demonie. - odparł jeden z nich, z widoczną pogardą wymawiając ostatnie słowo. Nie chodziło jednak o to, że gardził Demonami, wręcz przeciwnie, gardził Tobą, bo byłeś Upadłym, wedle niego ledwie marionetką w dłoniach o wiele silniejszych i potężniejszych istot. - Nasz pan, Książę-Admirał Halekoth Viernen nie życzy sobie, by ktokolwiek mu przeszkadzał. -
Jak miło musi być będąc nieświadomym tego, że obrażając mnie, obraża też siebie. Czym tak na prawdę się różni ode mnie? Tylko tym, że moja wierność jest i fizyczna i mentalna, a jego tylko mentalna. Jest z marynarki, pewnie za dobrze nie idzie mu walka na lądzie, woli statki. Ale ja jestem lekko osłabiony po podróży, do tego, ze zniszczonym wyposażeniem. - Za pięć lat będziesz inaczej szczekał, długouchy psie. - Splunął po czym odszedł, uważny jednak, by nie zostać zaatakowanym w plecy. - Jakiś Halekoth Viernen wizytuje u naszej Pani i nie można im przeszkadzać. - Odrzekł z pogardą patrząc na długouchego. Lubił mroczne elfy, ale one jego już średnio. Spróbował porozumieć się telepatycznie, albo dać jakikolwiek inny mentalny znak obecności swej Pani. Skoro mogła ich karać i nagradzać na odległość, to coś takiego też powinno być możliwe.
-
//Zdanie, które do niego wypowiadasz, zaczyna się od początku wiadomości czy dopiero od fragmentu o długouchym psie?//
-
…od “za pięć lat” i kończy się na długouchym psie
-
Strażnicy w żaden sposób nie zareagowali, podobnie jak Twoi podwładni, ciekawi tego, co wyniknie z przybycia Mrocznych Elfów, oraz obawiający się ewentualnej kary za podpadnięcie gościom ich Pani. Tobie zaś udało się nawiązać telepatyczny kontakt, ale tylko na chwilę, później został on urwany. Cokolwiek działo się w środku pałacu,Twoja pani nie chciała, aby jej w tym przeszkadzano i pozostaje Ci liczyć, że zostaniesz przez nią zaproszony do środka, gdzie uzyskasz wyjaśnienia, tak szybko, jak to tylko możliwe.
-
Pozostaje mu czekać. Rozkazał swoim ludziom rozbić obóz, mógłby niby pozwolić im na wałęsanie się po mieście, ale potem cięzko by było ich zebrać z powrotem. Czekając tak, spojrzał na Leari. - Co powiesz na mały trening? Może i znamy magię w teorii na tym samym poziomie, ale mogę nauczyć cię kilku sztuczek, których u nikogo innego nie opanujesz. Na przykład efektowności, która jest niezbędna w przypadkach pojedynków. - Zaproponował na rozluźnienie atmosfery i zabicie czasu.
-
- Nie wydaje mi się, żebyś był w stanie nauczyć mnie wiele więcej, niż już umiem. - odparła z kpiącym uśmieszkiem. - To, że każdy Upadły ma naturalne predyspozycje do władania Magią Ognia nie oznacza od razu, że musi uczyć tego innych. Nawet jeśli jesteś oficjalnie moim dowódcą.
Cóż, nic dziwnego, wszyscy Upadli byli ambitni, butni i pewni siebie, a po zwycięstwie na arenie, z której jako jedyna, poza Tobą, rzecz jasna, wyszła o własnych siłach ta pycha wzrosła jeszcze bardziej. -
- W takim razie, zadam ci dwa pytania, które jakże wykształcona osoba powinna uznać za kpiące. Czym jest temperatura i jakie ma właściwości względem materii? Na czym tak na prawdę polega magia ognia w swych pierwotnych założeniach? - Zapytał z szyderczym uśmiechem. Sam by nigdy nie przytoczył teorii atomów i tego czym jest magia, gdyby uczył jej się tylko praktycznie, na szczęście miał wykształcenie jeszcze ze starego życia. Z tego co zauważył, to nawet demony tego nie wiedzą, albo po prostu nie przekazują tej wiedzy Upadłym. Odpowiedź jest prosta, temperatura to siła i prędkość materii lub jej drgań wewnątrz obiektu i siłą oddziaływania między ciałami o przeciwnym jej spektrum. Magia ognia polega na wprawianiu powietrza lub many w przypadku próżni do drgań, a następnie rozpoczynanie zapłonu many pomiędzy drganiami. To teoria akademicka wykładana u Gryfitów, a przynajmniej tak ją pamięta.
-
Prychnęła pod nosem, nie udzielając żadnej odpowiedzi.
- Zadaj to pytanie jakiemuś Orkowi na Dzikich Polach, może zanudzisz go na śmierć albo rozkojarzysz na tyle, że zdążę spopielić jego cielsko. - powiedziała wreszcie, udowadniając tym samym, że nic nie robi sobie z wykładanej przez Ciebie teorii, uważając ją za bezużyteczną podczas prawdziwej bitwy. -
- Więc jesteś tępą dzidą bez szkoły. - Odrzekł z uśmieszkiem. - Zacznijmy od absolutnych podstaw. Cała materia wokół ciebie złożona jest z atomów. Jak do tego doszliśmy? Pewien pfu! człowiek Zaczął dzielić rzeczy na pół, czekając aż dojdzie do najmniejszej możliwej cząstki. Z czasem okazało się, że nie może tego zrobić przez brak narzędzi, ale w teorii, taki element, którego nie da się już podzielić, nazywamy atomem. Poza tym w świecie są jeszcze energie, prawa i reguły, ale one są w modelu magicznym zbędne, wszystkie poza jedną. Maną. Mana potrafi w pewnym stopniu zastąpić wszelką materię, imitując jej właściwości lub na nią oddziaływać i rezonuje z naszymi umysłami, pozwalając nam kształtować rzeczywistość. To obsługiwanie się maną nazywamy magią. - Dał jej krótki i bardzo uproszczony model magiczny. Takiego uczy się piętnastolatków. - Temperatura to prędkość z jaką poruszają się atomy wewnątrz obiektów. Dwa ciała przekazują ją sobie, aż dojdzie do momentu całkowitej równowagi, gdzie ich temperatury będą równe. Dlatego ogrzany kamień traci z czasem ciepło, oddaje je po prostu powietrzu, które przekazuje je w nie dalej, aż będzie to nic nieznaczące. Ale co to znaczy dla magii ognia? Magia ognia opiera się głównie na spalaniu materii, czyli procesie w którym temperatura jest tak duża, że obiekty się utleniają. Potrzebne do tego są dwie rzeczy, powietrze i paliwo. Magia ognia opiera się na generowaniu many jako paliwa i jej właściwości tak, by zapaliła się od razu po uformowaniu w formie gazowej. Czasem, gdy panuje próżnia, na przykład w czasie walki z magiem powietrza, musisz także zastąpić powietrze maną, gdyż inaczej nie dojdzie do zapłonu. Wielu zbyt pysznych magów o tym zapomina i zdycha w walce z byle człowiekiem wiedzącym jak działa świat. Posiadając tą wiedzę, dowiedziałaś się, że przy odpowiednim skupieniu i wyćwiczeniu, ogień możesz zapalić WSZĘDZIE, nawet pod wodą. Na podstawie tych teorii + podstaw alchemii, jesteś w stanie opanować najcięższe techniki, w tym eksplozję wody. - Mówił z coraz większym zdenerwowaniem. Starał się wyprzeć tej głupiej wrodzonej dumy, był jeno narzędziem w rękach swej Pani, więc musiał mieć jako taki szacunek do świata, który przecież też miał się stać jej własnością. - Moim zadaniem jest wyszkolić was tak, by nasza Pani miała z was jak największy pożytek, więc usiądź na dupie i słuchaj, albo poznasz mój gniew i będziesz tu siedziała nie przez chęci, a przez brak nóg! - Wydarł się na nią, w końcu był dowódcą, musiał wymuszać takie rzeczy. Powinna spijać każdego jego słowo, albo przynajmniej udawać, że to robi, żeby dawać przykład reszcie.
-
Melechis opanował do perfekcji, innych rozmówców naprawdę by zmylił i rzeczywiście mogliby oni uważać, że nie tylko Cię słucha, ale nawet czyni to z zainteresowaniem. Niestety, w praktyce był od tego daleki, jedynie udawał, aby nie narazić się na Twój gniew. Larah natomiast nie miał zamiaru Cię słuchać, jego dawne orcze ja było w nim zbyt silne, prawdopodobnie nawet wola jakiegokolwiek Demona nie byłaby w stanie zmusić go do nauki czy uważnego słuchania, był zwyczajnie głupi, ale mogłeś mu to wybaczyć. Leari zaś podczas Twojego wykładu ziewnęła ostentacyjnie kilka razy, dopiero po tym, jak się na nią wydarłeś mina jej nieco zrzedła i spuściła głowę w geście pokory, nie miałeś jednak pojęcia, w jakim stopniu był on szczery, a w jakim podyktowany strachem czy potrzebą chwilowego uznania Twoich racji. Każdy Upadły był ambitny. Wszyscy widzieli się na Twoim miejscu, zwłaszcza Melechis, a ostatnio i Leari. Być może nawet Larah marzył o czymś takim?
-
Prychnął tylko i machnął ręką na znak tego, że odpuszcza jej grzechy. - Melechis, słyszałem, że miałeś szansę na zostanie Heroldem. Jakim cudem żeś tu trafił? - W trakcie zadawania pytania wykonał kilka prostych kata włócznią na rozgrzewkę. Z czasem przechodził do coraz bardziej wymyślnych ruchów, w tym podbić na włóczni czy kopów z wymachem czy ataków spod kolana, jednak gotów był słuchać historii swego podwładnego. Robił to nie tylko w ramach treningu, chciał też rozładować emocje spowodowane podważeniem jego autorytetu najpierw przez mrocznego elfa, a teraz przez jego własną podwładną, a przede wszystkim zdziwić trochę swoich ludzi i Mroczne elfy. Ponieważ różnił się trochę od reszty Upadłych. Zazwyczaj rytuał przemiany pozbawiał cię większości wspomnień, zostawiając tylko te najbardziej zakorzenione. Sendemir pamiętał więcej, niż to, co go deklaruje i wpłynęło na jego wygląd. Nie wyglądał tak fantazyjnie jak reszta przemienionych przez Demony, w drużynie najpewniej tylko Learii mogła się pochwalić mniejszym stopniem przemiany. Pierwszy Kompanii pamiętał rodzaje formacji, style walki, strategie, taktyki i teorie, których został nauczony za swojego pierwszego życia. Najpierw zaprezentował typową walkę włócznią Upadłych w formie kata oficjalnego, nie stosowanego w walce. Bardzo dziką, nastawioną na brutalność i efektywność, ale zapewniającą mniejszą dozę obrony. Potem dodał do swego ćwiczenia magię ognia, przedłużającym tym samym dźgnięcia i zostawiając zakrzywienie powietrze za wymachami. Potem zgasił ogień i zupełnie zmienił styl, przeszedł do Kata gryfitów, używanego jako pokazówka jego zakonu. Precyzja, szlachectwo i dostojność, idealne wyważenie pomiędzy obroną, atakiem i unikiem, ale brak sztuczek czy brudnych zagrań. Gdyby dalej władał magią metalu mógłby… Nie ma co myśleć o takiej herezji, to nie wróci i jest niegodne. Następnie dodał do tego stylu ogień, pokazując płonące koła w jakie zmienia się obracająca włócznią, kule ognia wychodzące z prostego sztychu, czysty i piękny pokaz siły. Następnie ponownie zgasił ogień i zaprezentował połączenie obu stylów, coś co wychodziło mu nadal średnio, więc zostawał przy podstawach. Jednak było to piękne. Jeśli pierwszy styl można nazwać wężem, gdyż był podstępny i zły, reprezentował podziemie, a drugi orłem, gdyż był czymś wyższym, dostojnym i “dobrym”, to do tego pasuje najbardziej połączenie tych obu, smok. A teraz smok zionie. Dodał ogień do swych ataków. Potem zaczął płynnie przechodzić z formy płonącego węża do ognistego orła, jako przejścia używając smoka właśnie, aż poczuł zmęczenie. Jako tło, słuchał historii swego pokomendnego.
-
Ten jednak milczał, odpowiadając dopiero wtedy, gdy skończyłeś swoje sztuczki:
- Zabiłem nie tego co trzeba. - odparł, zadziwiająco krótko i widać, że raczej wiele więcej z niego już nie wyciągniesz. Tymczasem drzwi do pałacu się otworzyły i pojawił się w nich jeden z Impów służących Twej pani, mówiący coś do jednego z gwardzistów Drowów, a ten z kolei skinął na Ciebie, abyś podszedł. -
Schował włócznie i podszedł do nich. - Jakie są rozkazy? - Spytał patrząc drowowi prosto w oczy.
-
Prosto w przyłbicę hełmu tak dokładnie, ale miałeś przeczucie, że akurat tacy wojownicy jak oni wytrzymaliby wzrok niejednego Demona, nie mówiąc o Upadłych. Niemniej, tym razem nie byli oni już tacy butni jak ostatnio, ten zapytany odparł tylko krótko:
- Możesz wejść i wziąć udział w naradzie. - powiedział i rzucił okiem na Twój orszak. - Sam. -
Bez powiadamiania swoich, ruszył do środka. Gdy tylko zobaczył swoją Panią, wręcz padł na kolana, ale się nie odezwał. Przywilej powitania należy do właściciela domu.
-
Spotkałeś ją w sali tronowej, jak lubiła nazywać to pomieszczenie. Wszystko wręcz biło tu w oczy od przepychu i luksusu: Futra i skóry dzikich zwierząt, wojenne lub łowieckie trofea w postaci wiszących na ścianie łbów zwierząt, potworów i przedstawicieli różnych ras, wspaniałe dywany i arrasy, płaskorzeźby, marmurowe kolumny, wszystko skrzące się od złota, srebra, bursztynu i cennych klejnotów. Poza tronem, również wspaniale zdobionym i złoconym, znajdował się tutaj niewielki stół i kilka krzeseł, służących przeprowadzaniu rozmów z najbliższymi zausznikami lub najważniejszymi gośćmi. Poza swą panią zastałeś tu jeszcze Elfkę, niewolnicę, przez wymieranie jej rasy bardzo drogi i luksusowy towar, oraz dwóch Mrocznych Elfów. Pierwszy z nich był kosarzem z osławionych Czarnych Ark, o których nawet tu słyszeliście, o czym dobitnie świadczył jego specyficzny pancerz. Drugi również miał dość ciekawą zbroję, ale w przeciwieństwie do swego kompana to on musiał być tym wysoko postawionym szlachcicem. Owszem, również był ogorzały od słonej wody, słońca i wiatru, z licznymi bliznami, śladami po walce, ale sama jego postawa, sposób poruszania się, siedzenia czy nawet mowa zdradzały, że do swojego tytułu nie dostał się tylko dzięki umiejętnościom i odwadze w boju, ale też rodzinnym koneksjom.
- Wstań, Sendemirze. - powiedziała do Ciebie Twoja pani, a później wskazała kolejno najpierw na szlachcica, później drugiego Drowa: - To nasi nowi sojusznicy, Książę-Admirał, Halekoth Viernen i jego najbardziej zaufany porucznik, Vertekt Ostrze Pogardy. Przybyli tu omówić z nami pewne interesy, co do których niezbędna będzie nam Twoja wiedza i rada. -
- Będę służył najlepiej jak tylko się da w celu rozwiania wszystkich wątpliwości. - Odrzekł wstając z kolan. Poszukał miejsca dla siebie przy ów stole, a jeśli nie było żadnego oznaczonego, stanął obok tronu swej Pani, jak zazwyczaj. Czekał jak rozwiną się sprawy.
-
Ona siedziała na tronie, Mroczne Elfy zaś stały bądź przechadzały się to tu, to tam, widocznie nie mogąc usiedzieć w miejscu.
- Jak dobrze pamiętasz swoje dawne życie? - zagadnęła Cię Demonica, co zawsze przywoływało wspomnienia. Nie żeby szczególnie było Ci żal tamtego życia, teraz pamiętałeś dawnego siebie jako kogoś innego, wspomnienia też przeżywałeś z perspektywy osoby stojącej obok. No i z roku na rok było ich w Twojej głowie coraz mniej… -
- Dużo jak na Upadłego, ale nie są to ogromne ilości danych. Pamiętam najważniejsze momenty od 11 roku życia i jako tak całokształt, z wieloma wyjątkami w stronę za równo niepamięci jak i pamięci. Poza tym, nie odczuwam już emocji we wspomnieniach, jestem tam obserwatorem. - Odpowedział zgodnie z prawdą, zastanawiając się, co elfy i jego Pani planują. Czyżby atak na gryfitów?
-
- Słyszałeś kiedyś o twierdzy, którą Twoi dawni pobratymcy nazywali Światłem Świtu? - zapytała, a Ty przypomniałeś sobie jedynie pogłoski, wychowywałeś się z dala od morza, gdzie ta forteca była umieszczona, jako jedna z niewielu poza państwem Stalowych, choć uznająca jego jurysdykcję i walcząca przeciwko Demonom.
-
- Terytorium Stalowych poza macierzą, morskie. Stawia nam zacięcie opór. Jest silnie broniona. Więcej nie wiem, mieszkałem z dala od wody, moja Pani. - Odrzekł przedstawiając całą swą wiedzę.
-
- Szkoda, bo to właśnie będzie Wasz cel. A dokładniej skarby znajdujące się w jego wnętrzu i więzień skryty w mrokach tamtejszych lochów.
-
- Wyruszamy od razu czy dostaniemy trochę czasu na odnowienie? Na arenie straciłem zbroję, włócznię i jednego idiotę, który nie słuchał rozkazów, to jest Keriona. Reszta albo już zdrowa, albo lekko ranna. - Podzielił się swoimi problemami. Szczerze nie obchodził go cel, mógłby nawet wybrać się na misję do stolicy Stalowych. Był wojskowym, nie ważne jaki był cel, musiał doprowadzić go do spełniania za wszelką cenę. A z takimi lukami w sile, raczej tego nie widzi.
-
- Nie obchodzi mnie jego los, liczy się to, że jest martwy i przez to w żaden sposób nie może się nam przysłużyć ani odpokutować za swoje winy. Los pozostałych też mnie nie obchodzi, bo nie wezmą udziału w tej misji, wyruszysz tam sam, z kilkoma zaledwie Demonami, które mają posłużyć Ci w charakterze dywersji, oraz tymi tutaj Drowami i ich ludźmi. Wyruszysz natychmiast, chyba że potrzeba Ci nowego oręża lub czegokolwiek innego, odpoczniesz na pokładzie Czarnej Arki Viernena. Zrozumiałeś?
-
- Twoje życzenie, choć dopiero wypowiedziane, może już zostać uznane za spełnione. Ale nowym orężem i zbroją nie pogardzę. - Odrzekł służalczym tonem.
-
Skinęła głową i odwróciła od Ciebie wzrok, co oznacza, że możesz odejść, ale równie dobrze zadać jakieś pytanie bądź porozmawiać z tymi Mrocznymi Elfami, na które, chcąc czy nie, będziesz skazany przez kilka najbliższych miesięcy, jeśli zsumować cały czas, jaki potrzebny jest na dotarcie do najbliższego portu, gdzie przybił ich okręt, dostanie się do fortecy Gryfów, powrót do portu, a później tutaj. Nikt rzecz jasna nie zmusza Cię, abyś zaczął ich szanować, jednak im lepiej będziecie się znać, tym większe szanse na to, że wszyscy osiągnięcie cele, których pragniecie.