Federacja Starej Huty
-
Kilka osób spojrzało po sobie niepewnie, jednak nikt nie protestował. Na przód wyszedł dowódca oddziału i poprowadził was dalej. Ewidentnie była to ciężka przeprawa, szczególnie że na końcu czekał na was zawał i musieliście potem przez to wszystko wrócić.
- Dlaczego nie mówiłeś, że przejście jest zawalone?! Niepotrzebnie tracimy czas, a oni mogą zaatakować od boku! - Krzyknął przewodnik, bardziej nerwowo, niż mogłoby to wynikać z zaistniałej sytuacji. -
— I nikogo kurwa nie wysłaliście, by w tym czasie to odgruzowali?! — Wydarł się w odpowiedzi na przewodnika, ale nie czekał na jego reakcję, tylko od razu zawrócił, bo o ile zirytowało go to, że nic z tym nie zrobili przez ten cały czas, gdy z Wikingiem i Hipem kwitli na klatce schodowej, to miał rację, dresy mogły zaatakować kiedy oni siedzieli w rzeźni.
-
Przez obecne widoki atmosfera zrobiła się gęsta niczym smog nad okolicznym kombinatem jeszcze kilkanaście lat temu. Nerwowość można byłoby kroić nożem, poczym nakładać porcjami na talerze i podawać na talerzach udekorowanych łuskami oraz ziarnami prochu bezdymnego. Mimo to całe to duże zgrupowanie wojsk zawróciło na pozycje wyjściowe, a gdy dowódca zdawała relację Wróblewskiemu, wtem wpadł zdyszany mężczyzna w średnim wieku, ubrany typowo po stalkersku.
- Panie kapitanie! Chorąży Kicińska zaginęła!
- Nosz do kurwy nędzy! Jakby mało było problemów! Gdzie?!
- Ostatni meldunek oddała ze swojego posterunku, potem Liga przecięła szlaki komunikacyjne. Mija już dziesięć godzin.
Zapakowała chwila nerwowego milczenia, poczym Jan się odezwałem głośniej, aby wszyscy w wysuniętym sztabie dowodzenia usłyszeli.
- Zluzować wszystkie siły wsparcia oraz oddziały Federacji uczestniczące w ataku na blok. Reszta ma zostać w gotowości, po zmroku przyjedziemy górą i zaatakujemy ich pozycje w ostatnim bloku. Co do Kicińskiej… Poszukaj stalkerów, myśliwych, kogokolwiek! Trzeba znaleźć osoby obyte w powierzchni, wysyłamy grupę szturmową. Ona jest nam potrzebna jak mało kto, jeśli cały ten syf ma się skończyć. -
Słuchając całej rozmowy, Marley podjął szybką decyzję.
— Zgłaszam się na chętnego. — Uniósł rękę w górę w uczniowskim geście. -
Żołnierz uniósł brew, jednak po chwili się odezwał.
- Dobra, pójdziesz ty i kilku naszych stalkerów. Formować oddział, reszta zna rozkazy. Rozejść się!
Zapanował spory ruch, w którym goniec momentalnie przepadł, zapewne niosąc kolejne meldunki. Już po chwili mieszkanie opustoszało, pozostawiając na miejscu kilku sztabowców oraz stalkerów. Pojawił się też jeden specjals, wyglądający o wiele lepiej, niż poprzednia grupa uderzeniowa, chociaż także widoczne były na nim świeże rany. -
Ustawił się razem z resztą oddziałów ochotników, w duchu licząc na to, że Wiking zadba o to, by Hip dotarł cały i bezpieczny na tereny nie objęte wojną.
— To co teraz? — Rzucił pytanie w eter. -
- Wychodzimy na ulicę, skąd przyszły posiłki z Galery, i idziemy wzdłuż, posterunek chorążej był na końcu ulicy.
Wyjaśnienie zdwakowe, mimo że faktycznie wyczerpujące. Plotki musiały się już rozejść, bo jakoś nikt nie miał ochoty śpiewać pieśni wojennych, świętując powodzenie kontruderzenia.
Grupa bojowa, jak psy myśliwskie szybko i sprawnie wróciła do pamiętnego okienka, przez które zaczęła się cała ta niechlubna przygoda. Od tej strony, marsz w prawo oznaczałby powrót na ziemie byłych policjantów, toteż siły Federacji ruszyły w lewo, ulicą mającą po bokach duże połacie brudnej ziemi, będącej kiedyś trawnikami z drzewami. Teraz trawy rosnąć nie chce, drzewa lata temu lokalsi wykorzystali na własne potrzeby, a powybijane okna z okolicznych bloków co chwila straszyły odbłyskami przypominającymi lunety karabinów snajperskich. Niczym puste mieszkania celujące lufami swych okiennic w grupkę powoli idących mężczyzn. -
Marley pozostawał czujny, idąc na tyłach grupy. Odblaski były odblaskami, ale w momencie, w którym któryś z nich okaże się wizjerem wroga, wolał być gotowy do padnięcia na ziemię przy najbliższej możliwej osłonie. Nie wiedział, w co się pakowali, dlatego ściskając hokej w dłoniach, chciał być przygotowany na najgorsze.
-
Najgorsze obawy się potwierdziły, jednak dopiero u szczytu ulicy, zaraz przed samym blokiem, w którym miała mieć posterunek Kicińska. Z jednego z okien po drugiej stronie posypały się strzały. Chaotyczne, niecelne, jednak wciąż stanowiące zagrożenie. Dudnienie, które przyszło ze strzałami, przypomniało ci czasy wielkiej wojny w mieście. Był to jakiś poważny sprzęt, może nawet WKM, broń której w okolicy nie widziało się już od lat.
-
Wtedy przez umysł Marleya przebiegła myśl, że konflikt w tym zakątku woli mógł prędko rozrosnąć się na tyle, by włączyć w siebie mniejsze frakcje - czy do lokalnej wojenki ktoś wyciągał by takie zabawki?! Szybko jednak strząsł z siebie ten pomysł, nie ze względu na jego prawdopodobieństwo, ale z względu na to, że wolał nawet nie myśleć o kolejnej wielko-skalowej wojnie.
Wraz z innymi pobiegł na klatkę bloku Kicińskiej, bo chociaż strzały jakie im podarowano nie trafiły, to wolał nie ryzykować sprawdzaniem celności kolejnych.
-
- A taka wasza mać! Możecie sobie w dupę wsadzić tego gorącego pręta! - Z góry usłyszałeś mocny, kobiecy głos, przypominający nauczycielkę w podstawówce strofującą niesfornych uczniów. Po czym z mieszkania nad wami padło kilka strzałów z muszkietów, broni z której produkcji Federacja jest słynna. Wymiana ognia zakończyła się równie szybko, jak się zaczęła, każda ze stron oszczędzała cenną amunicję.
- A wy co?! Kolejna gębą do wykarmienia?! Jak nie macie kilku konserw ze sobą, to wypierdalać mi z powrotem pod tego kaema! -
Wbrew wyobrażeniom Marleya, Kicińska wciąż żyła i sądząc po odgłosach, chyba nie zamierzała szybko zdechnąć - wreszcie jakieś pozytywne wiadomości! Rozejrzał się dookoła, co robiła reszta grupy?
-
Podobnie jak i ty, rozłożyli się na klatce próbując złapać oddech. U szczytu schodów pojawiła się kobieta niska, dość krępa, co było raczej rzadkim widokiem w obecnych czasach. Włosy miała czarne jak smoła, obcięte dość krótko ale jednak po kobiecemu, jak to było modne w tamtych czasach.
- Co, języki wam tam odstrzelili przy samej dupie?! Może to i lepiej, przynajmniej źryć nie będziecie za dużo! -
,Ona urwała się z podstawówki czy z obozu wojskowego?" Pomyślał, jednak wolał nie siedzieć dalej bezczynnie, by jeszcze bardziej nie prowokować wojskowej, Wstał, chwytając hokej oburącz, by pokazać że jest gotowy do działania.
-
- Pawelec, rozstaw ich na wartach, chłopaki już ledwo zipią!
Po chwili z góry zszedł mężczyzna w średnim wieku, ubrany w coś, co miało przypominać mundur, uszyte ze strzępów. Bez słowa zabrał was do kilku mieszkań na różnych piętrach, a tam kolejno zmienialiście żołnierzy, który już tylko podpierali się nosami. -
— Ranna szychta przybyła — Marley pozwolił sobie na odrobinę humoru, mijając zmienianego żołnierza.
Rozejrzał się po przydzielonym mu stanowisku. Skąd mógł przyjść wróg?
-
Żołnierze się rozbili obozami, nie starając się na żarty. Trafił ci się posterunek na pierwszym piętrze naprzeciwko bloku Ligii, jak większość.
- Pierwszy raz, co? Czekamy aż kibole wystrzelają pestki i idziemy bezpośrednio - Jeden z żołnierzy, co najmniej dwa razy młodszy od ciebie, ale wyglądający jakby przeżył ze trzy razy tyle, co ty. -
Marley zmarszczył brwi.
— Nie cierpię czekania… — Westchnął, opierając się na hokeju. — Ale mus, przewóz - trzeba. -
- Chcesz, to idź - Przewrócił oczami - Ja jednak wolę zachować naturalną ilość otworów w ciele. No chyba, że sytuacja jest poważna, to może podejdziemy do nich po zmroku.
-
— Myślisz, że ilu ich tam siedzi? — Wskazał wzrokiem na blok Kiboli.