Federacja Starej Huty
-
Marley pozostawał czujny, idąc na tyłach grupy. Odblaski były odblaskami, ale w momencie, w którym któryś z nich okaże się wizjerem wroga, wolał być gotowy do padnięcia na ziemię przy najbliższej możliwej osłonie. Nie wiedział, w co się pakowali, dlatego ściskając hokej w dłoniach, chciał być przygotowany na najgorsze.
-
Najgorsze obawy się potwierdziły, jednak dopiero u szczytu ulicy, zaraz przed samym blokiem, w którym miała mieć posterunek Kicińska. Z jednego z okien po drugiej stronie posypały się strzały. Chaotyczne, niecelne, jednak wciąż stanowiące zagrożenie. Dudnienie, które przyszło ze strzałami, przypomniało ci czasy wielkiej wojny w mieście. Był to jakiś poważny sprzęt, może nawet WKM, broń której w okolicy nie widziało się już od lat.
-
Wtedy przez umysł Marleya przebiegła myśl, że konflikt w tym zakątku woli mógł prędko rozrosnąć się na tyle, by włączyć w siebie mniejsze frakcje - czy do lokalnej wojenki ktoś wyciągał by takie zabawki?! Szybko jednak strząsł z siebie ten pomysł, nie ze względu na jego prawdopodobieństwo, ale z względu na to, że wolał nawet nie myśleć o kolejnej wielko-skalowej wojnie.
Wraz z innymi pobiegł na klatkę bloku Kicińskiej, bo chociaż strzały jakie im podarowano nie trafiły, to wolał nie ryzykować sprawdzaniem celności kolejnych.
-
- A taka wasza mać! Możecie sobie w dupę wsadzić tego gorącego pręta! - Z góry usłyszałeś mocny, kobiecy głos, przypominający nauczycielkę w podstawówce strofującą niesfornych uczniów. Po czym z mieszkania nad wami padło kilka strzałów z muszkietów, broni z której produkcji Federacja jest słynna. Wymiana ognia zakończyła się równie szybko, jak się zaczęła, każda ze stron oszczędzała cenną amunicję.
- A wy co?! Kolejna gębą do wykarmienia?! Jak nie macie kilku konserw ze sobą, to wypierdalać mi z powrotem pod tego kaema! -
Wbrew wyobrażeniom Marleya, Kicińska wciąż żyła i sądząc po odgłosach, chyba nie zamierzała szybko zdechnąć - wreszcie jakieś pozytywne wiadomości! Rozejrzał się dookoła, co robiła reszta grupy?
-
Podobnie jak i ty, rozłożyli się na klatce próbując złapać oddech. U szczytu schodów pojawiła się kobieta niska, dość krępa, co było raczej rzadkim widokiem w obecnych czasach. Włosy miała czarne jak smoła, obcięte dość krótko ale jednak po kobiecemu, jak to było modne w tamtych czasach.
- Co, języki wam tam odstrzelili przy samej dupie?! Może to i lepiej, przynajmniej źryć nie będziecie za dużo! -
,Ona urwała się z podstawówki czy z obozu wojskowego?" Pomyślał, jednak wolał nie siedzieć dalej bezczynnie, by jeszcze bardziej nie prowokować wojskowej, Wstał, chwytając hokej oburącz, by pokazać że jest gotowy do działania.
-
- Pawelec, rozstaw ich na wartach, chłopaki już ledwo zipią!
Po chwili z góry zszedł mężczyzna w średnim wieku, ubrany w coś, co miało przypominać mundur, uszyte ze strzępów. Bez słowa zabrał was do kilku mieszkań na różnych piętrach, a tam kolejno zmienialiście żołnierzy, który już tylko podpierali się nosami. -
— Ranna szychta przybyła — Marley pozwolił sobie na odrobinę humoru, mijając zmienianego żołnierza.
Rozejrzał się po przydzielonym mu stanowisku. Skąd mógł przyjść wróg?
-
Żołnierze się rozbili obozami, nie starając się na żarty. Trafił ci się posterunek na pierwszym piętrze naprzeciwko bloku Ligii, jak większość.
- Pierwszy raz, co? Czekamy aż kibole wystrzelają pestki i idziemy bezpośrednio - Jeden z żołnierzy, co najmniej dwa razy młodszy od ciebie, ale wyglądający jakby przeżył ze trzy razy tyle, co ty. -
Marley zmarszczył brwi.
— Nie cierpię czekania… — Westchnął, opierając się na hokeju. — Ale mus, przewóz - trzeba. -
- Chcesz, to idź - Przewrócił oczami - Ja jednak wolę zachować naturalną ilość otworów w ciele. No chyba, że sytuacja jest poważna, to może podejdziemy do nich po zmroku.
-
— Myślisz, że ilu ich tam siedzi? — Wskazał wzrokiem na blok Kiboli.
-
- Ciężko powiedzieć, strzelają z jakiegoś kaema. To może być równie dobrze jeden desperat, jak i dziesięciu chłopa z oddziału wypadowego. Właśnie dlatego próbujemy brać ich na przeczekanie.
-
Ten post został usunięty!
-
— Czyli mus, przewóz. — Powtórzył swoje słowa sprzed chwili. — No to sobie poczekamy.
Przycupnął gdzieś pod ścianą, rzucając od czasu do czasu pobieżnym wzrokiem na swoich towarzyszy, ciekawy tego z kim przyjdzie mu szturmować kiboli. -
Obsada wyglądała na mocno zmęczoną. Nie wiadomo, od jak dawna trzymają ten posterunek. Z góry padło kilka pojedynczych strzałów, na co Liga odpowiedziała krótkim przeciągnięciem serii po ścianach. I tak sytuacja wyglądała przez kolejnych kilka godzin, aż o zmierzchu przyszedł jakiś podoficer i wezwał was do innego mieszkania na naradę.
-
Oficerowie, podoficerowie… W tych czasach, to wszystko przypominało Marleyowi zabawę w żołnierzy i nadawanie sobie tytułów. I faktycznie może byłaby to zabawa, gdyby nie to, że ludzie ginęli w niej i on sam miał na to szansę. Zebrał się i zgodnie z wezwaniem stawił się na naradę.
-
Jak można się było spodziewać, to Kicińska prowadziła zebranie.
- Jak się dowiedziałam od naszych nowych darmozjadów, sztab sra po łapach i mnie szuka jak czystej wody. Ale podle obecnej sytuacji, trzymamy te łyse pały w szachu. Więc wyjście jest jedno, po ciemaku wchodzi do tamtej ruiny, daje im w łeb i się zwijamy. W tym czasie goniec skoczy do naszych, a my zgodnie z planem wchodzi na Wielką Płytę i prosimy o tranzyt. Potem będzie z górki, zakończymy wojnę z siedem godzin. Pytania? -
— Żadnych, psze pani. —Mruknął pod nosem, śmiejąc się z dawki podstawówkowego humoru. Nie umiał się pozbyć z głowy obrazu Kicińskiej-nauczycielki. Pewnie gdyby był młodszy, a czasy inne, to zarobiłby od niej niejedną lufę z majcy. Jednak nie mógł jej odmówić swoistej charyzmy, baba umiała szybko i dosadnie przekonać do planu i to mu nawet imponowało.