[Metro-Zdzieszowice] Perła
-
- Pierwsze - Przewrócił oczami. Wychodzi chyba najczęściej ze wszystkich, a wiecznie odstawia tą samą szopkę. Poprawił tylko po raz kolejny cały sprzęt, już czując na sobie cały ten radioaktywny syf, w który już za chwilę się zanurzy. Jeszcze tylko musi się uporać z tym urzędasem.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Ponowne zamoczenie pióra w pojemniku z tuszem i wszystkie wymagane informacje znalazły się na kartce. Po tym urzędnik skinął głową na równie zaspanego odźwiernego. Ten ziewną i podniósł się z stołka, by otworzyć wrota. Nie było to wbrew pozorom łatwe zadanie. Wpierw mężczyzna musiał zdjąć dwie blokady, nie pozwalające na ruszenie bramy od zewnątrz. Gdy już to zrobił, złapał za uchwyt i zaparł stopy o ziemię - przy stękach odźwiernego i zgrzycie kół przesuwających się w suwnicy, wielki kawał blachy odsunął się, wpuszczając do wnętrza snop światła. Zimne, marcowe powietrze owiało Szprycera. Nie powierzchni nie było śladu deszczu ani opadów śniegu - połowa sukcesu. Jeżeli także nie dął żaden z groźnych wiatrów, dzisiejszy dzień mógł być naprawdę dobry dla Łazika. -
Aleksander pożegnał ich w milczeniu i od razu pognał na powierzchnię. Złapał w dłonie włócznię, zaciskając dłonie na rzemieniach. Obrał azymut na północ, czas zacząć wykonywać plan, który ułożył już dawno temu.
-
Zmiana tematu. Fabuła będzie kontynuowana w temacie “[Powierzchnia] Śródmieście”
-
Przynajmniej on zrobił na nim dobre wrażenie - nie ociekał biedą, nie wyglądał na jakiegoś przybitego lub zdołowanego. Właściwie, był przeciwieństwem jego wizji mieszkańca metra. No, oczywiście nie tyczy się to bezpośrednio wagi - chude osoby ma za lepsze od grubych, bo przynajmniej widać że o siebie dbają. Fakt, tusza symbolizuje dostatek, ale odpowiednia sylwetka zdrowy tryb życia, co było dla niego ważniejsze.
– Tak, ale nawet na tej stacji – odpowiedział. – Mamy już iść? – spytał się krótko, nie będąc wylewnym. Obecnie wolał ukrócić pogaduszki do minimum - wizja wyjścia na powierzchnię skutecznie do nich zniechęcały. -
Aleksander Opiumski
— Ta, ale nie na powierzchnię. — Chłopak najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego, gdzie chciałeś iść, bo w końcu był tutaj dla tego samego celu: — Przed chwilą był u mnie Gwardzista, ten, który będzie nami dowodził na powierzchni i wiesz co? Kazał mi was obudzić, bo za dwadzieścia minut mamy się stawić niedaleko bramy, dostaniemy broń i przeszkolenie! — Czarnowłosy był wyraźnie podekscytowany tą wiadomością, w jego oczach można było zobaczyć pokłady energii, która tylko czekała na zużycie: — Wiesz gdzie jest brama, co nie? — Zapytał już spokojniej, opanowując oddech. -
Aleksander Opiumski
— Ta, ale nie na powierzchnię. — Chłopak najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego, gdzie chciałeś iść, bo w końcu był tutaj dla tego samego celu: — Przed chwilą był u mnie Gwardzista, ten, który będzie nami dowodził na powierzchni i wiesz co? Kazał mi was obudzić, bo za dwadzieścia minut mamy się stawić niedaleko bramy, dostaniemy broń i przeszkolenie! — Czarnowłosy był wyraźnie podekscytowany tą wiadomością, w jego oczach można było zobaczyć pokłady energii, która tylko czekała na zużycie: — Wiesz gdzie jest brama, co nie? — Zapytał już spokojniej, opanowując oddech. -
I już na samym wstępie dostał złą wiadomość. Szybko jednak została lekko rozpogodzona dalszymi informacjami, które co prawda nic nie mówiły o wyjściu do miasta, ale był to kolejny krok ku temu. Niby dwadzieścia minut czekania na dalsze wskazówki, ale obecnie dla niego to było aż dwadzieścia minut. No nic, musi to przeboleć.
Zupełnie jak jego towarzysz niewiedzę Aleksandra. Obecnie nawet nie wiedział gdzie się znajduje i jak określić położenie domu, a co dopiero znać drogę do bramy… Chociaż patrząc na jego entuzjazm, pewnie średnio się tym przejmie.
– No… nie do końca – przyznał. – Jak mówiłem, jestem nowy, a obecnie nie miałem czasu się rozejrzeć. No i średnio mnie to interesuje, mimo wszystko. -
Aleksander Opiumski
— Ta, Perła zawodzi dużo ludzi. Ci, co ściągają tutaj z innych stacji, spodziewają się fontanów z śmietany i tańczących połysków. — Chłopak odpowiedział obojętnym tonem, jakby już kiedyś przerabiał tą historię: — Zaprowadzić Cię tam? Chyba, że wezmę jeszcze tego trzeciego i po Ciebie wrócę, bo tamten chyba też jest nowy. — -
– Może pójdę po niego z tobą? Przy okazji oprowadzisz mnie po stacji. Przyda mi się.
//Wybacz, że krótko, ale nie mam pomysłu co dopisać.
-
// Mniej roboty dla mnie. //
Aleksander Opiumski
— Mi pasuje. — Odpowiedział po czym podał mu dłoń: — Jestem Pikacz, a jak mówią na Ciebie? — -
Pikacz? Co do cholery za imię? Że niby pikał jak się rodził i stąd właśnie takie? Jak ono jest tu popularne? Czy to w ogóle jest tu typowe? Pierwszy raz poczuł dzielącą ich, olbrzymią przepaść… Stacje metra naprawdę mogą się aż tak różnić? Mieć tak odmienne kultury? A może to zwyczajnie jego braki w kontaktach społecznych? Pierwszy raz zadawał się z kimś zupełnie samemu po odejściu rodziców… no nic, może wymyśli coś poza obelgą?
– Aleksander Opiumski. – Uścisnął dłoń z lekkim uśmiechem. Mamuś często mu mówiła, aby się uśmiechał do innych, zwłaszcza na powitanie. No, może nie jest to jakiś szczyt i mistrzostwo w przedstawianiu się, ale każdy jakoś zaczynał, racja? -
// Zerknij czasem na charakter, jaki nadałeś Aleksandrowi. //
Aleksander Opiumski
— Fajnie Cię poznać. — Powiedział, zamaszyście potrząsając dłonią Aleksandra. Po tym odwrócił się i w dwie sekundy zbiegł po chybotliwych, wąziutkich schodach na sam dół baraku. Z dołu spojrzał na kolegę.
— To idziesz czy nie? — Zapytał, pewnie chcąc już biec po trzeciego towarzysza. -
//Meh, obecnie daję te charaktery aby były, jeśli są wymagane. Albo przynajmniej tak podchodzę do tego w obecnej chwili. I tak zamysł niemal zawsze jest inny niż to, co zapisano w tej rubryce. Chyba, że to była zbyt duża różnica, a do tego nawet względem poprzednich postów. Obecnie mam na niego nieco inny pomysł, niż wtedy. Na prowadzenie go, oczywiście.
Jest niezwykle energiczny… Aleks nie zszedł jednak tak szybko jak jego towarzysz, ale też nie zachowywał przy tym jakoś wybitnie mocnej ostrożności. Schodził raczej normalnie, tylko czasami się upewniając że z nich nie spadnie. Kiedy był już na dole, udał się za towarzyszem, przyglądając się raz jeszcze stacji.
-
// Gombar, w takim razie. //
Aleksander Opiumski
Stopnie utrzymały się na swoich pozycjach i żaden z nich nie oderwał się od konstrukcji, choć wiele sprawiało takie wrażenie. Jak tylko Aleks znalazł się na dole, Pikacz szybkim krokiem, stąpając raźnie i lekko, ruszył w głąb jednego z węższych korytarzy. Musiał biec przed teren dawnego sklepu czy restauracji, bo szersze przejścia na Perle, choć nie były rzadkie, to biegły jedynie dawnymi alejkami. Ten tutaj był z obu stron otoczony wysokimi ścianami mieszkań o dosyć ciekawej konstrukcji; w typowy barak mieszały się stare, poczerniałe od czasu i sadzy regały z poobrywanymi półkami. Gdzieś wyżej zrobiono podobny użytek z blaknącego loga głoszącego zupełnie nieznajome Aleksandrowie słowa “Cropp Town”. Chłopak nie mógł poświęcić zabudowaniom większej uwagi, bo droga przed nim wymagała ciągłej obserwacji; tu leżał stary monitor, tam przeciskał się kupiec z pocerowanymi obrywkami ubrań do kupienia, a siam kilka sapiących, pokrzywionych dzieciaków dźwigało stare kaloryfery. Nawet o poranku Perła tętniła życiem. Ciekawe czy stolica, o której opowiadał ojciec, też była tak ruchliwa? Tymczasem Pikacz wydostał się z korytarza i wszedł (wreszcie) w szerszą alejkę.
-
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!
-
Ten post został usunięty!