Miasto Linest
-
Upił jeszcze ociupinkę i usiadł. Odetchnął, po czym postarał się w miarę jasno wyjaśnić elfowi, z czym przysłały go inne elfy.
-
Ferled
- Póki co nie wiem. Poinformuję Ristela/Zapomniałem przez ile l się to imię pisze :v/ o tym gościu i udamy się do portalu okrężną drogą. I tak miałem zamiar już stąd spadać… Rozglądaj się więc za czymś co zmieszczę do kieszeni i na czym można pisać. I ogólnie za czymś do pisania…
-
Hmmm… Przemyślane. I nie głupie. Zaczynał wątpić w ich nieuczciwość - są za mądrzy aby wsadzać takie rzeczy do banku. Chyba że chcieliby jakoś wyrobić bankiera… Sam ruszył ponownie, tą samą drogą którą przybył.
-
Abby:
- Nie wiem czy o tym zapomniałeś, czy im umknęło to, że powinni ci to przeszkadzać, ale mam zatargi z moimi krewniakami i na swój sposób mnie wygnano. Dlaczego miałbym im teraz pomóc?
Wiewiur:
Pióro, atrament czy węgielki były na pewno gdzieś do kupienia, ale nie zauważyłeś żadnego straganu z takowymi lub odpowiedniego przedmiotu stojącego na widoku, z podobnych względów, przez które nie mogłeś choćby odnaleźć papieru lub innego materiału do pisania.
Max:
//Ruszył tą samą drogą, ale gdzie? Do obozu tych typów? Czy do miasta?// -
//Do obozu.
-
— Nie mam pojęcia. Może mieli wrażenie, że pieniądze wystarczą, by zmienić twoje zdanie.
-
Max:
Tam też dotarłeś bez żadnych problemów, wciąż cię nie widzieli lub lazłeś prosto w pułapkę. Tak czy siak, niewiele możesz się dowiedzieć, bo widzisz jedynie stojącego na warcie Gnolla, reszta wraz z łupem zniknęła w jednym z namiotów.
Abby:
- To zależy ile ich masz. -
Wymienił sumę, jaką na dogadanie się z Kalandilem przekazały mu elfy.
-
- Jeśli przekażesz mi to teraz, to mogę ci pomóc… Na jakiś czas, bo dwieście złotników to o wiele za mało za takie usługi.
-
Przekazał mu pieniądze, w końcu nie miał zbyt wielu alternatyw.
-
- Niech będzie. - odparł, ważąc w dłoniach sakiewkę, którą po chwili przypiął do pasa. - Mogę wyruszyć choćby zaraz. Masz tu coś jeszcze do załatwienia? I jaki mamy właściwie plan?
-
— Na obydwa pytania mogę odrzec “nie mam”. Nie mam zielonego pojęcia co robić, a głupa rżnąć nie będę, bo i tak byś mnie przejrzał.
-
- Z jednej strony to dobrze, bo możemy wyruszyć od razu. Z drugiej to gorzej, bo to teraz ja muszę zająć się wszystkim… Dobrze. Na czym się właściwie znasz?
-
— Właściwie to na niczym. Trochę walczę mieczem, trochę sobie radzę z magią cienia, ale jestem tylko handlarzem.
-
-To zawsze coś. Łatwo będzie ci działać pod przykrywką, gdzie ja będę udawać twojego ochroniarza. Mam tylko nadzieję, że moja sława mnie aż tak nie wyprzedza i nikt nie zacznie podejrzewać czegoś, że największy łowca potworów w okolicy służy za obstawę pierwszemu z brzegu kupcowi… Bez obrazy.
-
— Prawda nie powinna boleć.
Uśmiechnął się słabo, wzruszając ramionami. Przeczesał włosy i odetchnął, próbując wbić sobie głowę, że to będzie przygoda. Fałszywy optymizm nie zaszkodzi.
— To co teraz? -
Ferled
W takim razie pozostało mu tylko skierować się w stronę części miasta, gdzie wykształcenie jest czymś o wiele częściej spotykanym. No, chyba że o wiele lepszą opcją wydaje się powrót do portalu drogą okrężną, tak by jakoś zmylić goniącego ich lichwiarza. Albo! Daleko do najbliższej tablicy ogłoszeń? Stamtąd skombinuje sobie kartkę, przyrząd do pisania i atrament będą już łatwiejsze, jakiś kawałeczek drewna czy coś, błoto i może da radę? -
Hmmm… Mógł się jakoś podkraść bliżej tego namiotu? Jakieś łatwe ścieżki dla nowicjusza w podkradaniu się? A może jednak lepiej zwyczajnie wyjść i być szczerym? I tak ich broń jest stalowa - starczy krótki i bezpieczny kontakt, a łatwo ją im stępi - a przezorność bankiera wobec dziwnych gości nie musi być nagle czymś nietypowym… Jednak dopóki będzie to możliwe, pozostanie w ukryciu.
-
Abby:
- Zajmij się czymś przez godzinę, muszę zebrać ekwipunek i zamknąć wszystkie swoje sprawy w mieście, wtedy będziemy mogli wyruszyć.
Wiewiur:
Tablic ogłoszeń w mieście było kilka, ale kojarzyłeś, że najwięcej takowych jest na tej, która znajduje się w pobliżu miejskiej bramy. Poza nią była też jedna w pobliżu ratusza i kolejna przy największej miejskiej karczmie, niestety nie tej, w której niedawno oszukiwałeś w kości. A może to i dobrze, bo jeśli Lichwiarz się tam wciąż kręcił, to pójście tam jest jak proszenie się o kłopoty. I to dość poważne.
Max:
Pozostanie w ukryciu i podejście bliżej gryzły się ze sobą, teren wokół obozowiska był wykarczowany, pozbawiony jakichkolwiek drzew czy krzewów, więc tylko użycie Magii mogłoby pozwolić ci podejść bliżej i pozostać niezauważonym. -
//nie pamiętam czy mam przy sobie jakieś jedzenie