Miasto Linest
-
Wymienił sumę, jaką na dogadanie się z Kalandilem przekazały mu elfy.
-
- Jeśli przekażesz mi to teraz, to mogę ci pomóc… Na jakiś czas, bo dwieście złotników to o wiele za mało za takie usługi.
-
Przekazał mu pieniądze, w końcu nie miał zbyt wielu alternatyw.
-
- Niech będzie. - odparł, ważąc w dłoniach sakiewkę, którą po chwili przypiął do pasa. - Mogę wyruszyć choćby zaraz. Masz tu coś jeszcze do załatwienia? I jaki mamy właściwie plan?
-
— Na obydwa pytania mogę odrzec “nie mam”. Nie mam zielonego pojęcia co robić, a głupa rżnąć nie będę, bo i tak byś mnie przejrzał.
-
- Z jednej strony to dobrze, bo możemy wyruszyć od razu. Z drugiej to gorzej, bo to teraz ja muszę zająć się wszystkim… Dobrze. Na czym się właściwie znasz?
-
— Właściwie to na niczym. Trochę walczę mieczem, trochę sobie radzę z magią cienia, ale jestem tylko handlarzem.
-
-To zawsze coś. Łatwo będzie ci działać pod przykrywką, gdzie ja będę udawać twojego ochroniarza. Mam tylko nadzieję, że moja sława mnie aż tak nie wyprzedza i nikt nie zacznie podejrzewać czegoś, że największy łowca potworów w okolicy służy za obstawę pierwszemu z brzegu kupcowi… Bez obrazy.
-
— Prawda nie powinna boleć.
Uśmiechnął się słabo, wzruszając ramionami. Przeczesał włosy i odetchnął, próbując wbić sobie głowę, że to będzie przygoda. Fałszywy optymizm nie zaszkodzi.
— To co teraz? -
Ferled
W takim razie pozostało mu tylko skierować się w stronę części miasta, gdzie wykształcenie jest czymś o wiele częściej spotykanym. No, chyba że o wiele lepszą opcją wydaje się powrót do portalu drogą okrężną, tak by jakoś zmylić goniącego ich lichwiarza. Albo! Daleko do najbliższej tablicy ogłoszeń? Stamtąd skombinuje sobie kartkę, przyrząd do pisania i atrament będą już łatwiejsze, jakiś kawałeczek drewna czy coś, błoto i może da radę? -
Hmmm… Mógł się jakoś podkraść bliżej tego namiotu? Jakieś łatwe ścieżki dla nowicjusza w podkradaniu się? A może jednak lepiej zwyczajnie wyjść i być szczerym? I tak ich broń jest stalowa - starczy krótki i bezpieczny kontakt, a łatwo ją im stępi - a przezorność bankiera wobec dziwnych gości nie musi być nagle czymś nietypowym… Jednak dopóki będzie to możliwe, pozostanie w ukryciu.
-
Abby:
- Zajmij się czymś przez godzinę, muszę zebrać ekwipunek i zamknąć wszystkie swoje sprawy w mieście, wtedy będziemy mogli wyruszyć.
Wiewiur:
Tablic ogłoszeń w mieście było kilka, ale kojarzyłeś, że najwięcej takowych jest na tej, która znajduje się w pobliżu miejskiej bramy. Poza nią była też jedna w pobliżu ratusza i kolejna przy największej miejskiej karczmie, niestety nie tej, w której niedawno oszukiwałeś w kości. A może to i dobrze, bo jeśli Lichwiarz się tam wciąż kręcił, to pójście tam jest jak proszenie się o kłopoty. I to dość poważne.
Max:
Pozostanie w ukryciu i podejście bliżej gryzły się ze sobą, teren wokół obozowiska był wykarczowany, pozbawiony jakichkolwiek drzew czy krzewów, więc tylko użycie Magii mogłoby pozwolić ci podejść bliżej i pozostać niezauważonym. -
//nie pamiętam czy mam przy sobie jakieś jedzenie
-
Ferled
A więc postanowione. Uda się do tej przy największej karczmie, łatwiej będzie mu się tam ukryć niż w innych miejscach. No i łatwiej będzie mu coś przydatnego skombinować… Jeszcze jedna sprawa. Jak daleko od portalu znajduje się ta karczma?
-
Hmm… Na warcie jest tylko jedna osoba… Wytworzył powiew wiatru, mający ruszyć krzakami gdzieś daleko od obozu. Blisko położenia jego samego, ale nie na tyle żeby go wykrył. Jeśli zainteresuje to strażnika, to ruszy po cichu naokoło, zbliżając się do namiotu. Nie jakoś bardzo frontalnie.
-
Abby:
//Możemy uznać, że tak, żeby nie przedłużać.//
Wiewiur:
Na oko to jakieś sto metrów, choć biegnąc uliczkami możesz zmniejszyć tę odległość wydatnie, nawet do siedemdziesięciu lub sześćdziesięciu.
Max:
Odwrócił się na chwilę przelotnie, szybko tracąc zainteresowanie. Nie zdołałeś pokonać całej odległość do celu, ale szczęśliwie w porę skryłeś się w zaroślach, nim tamten zdołał cię zauważyć. -
Postanowił więc znaleźć sobie odpowiednie miejsce, usiąść, zjeść i polamentować nad życiem. Chciał jeszcze zamówić trochę piwa, ale się powstrzymał.
-
Na tym też zleciał ci czas oczekiwania na powrót Elfa. Gdy wrócił, miał na sobie dokładnie ten sam strój, choć wzbogacony o solidny płaszcz z kapturem, który zapewne przyda się w drodze, tak aby ochronić się przed deszczem i mrozem, jak i ukryć swoją tożsamość, jeśli będzie trzeba. Poza tym miał przy sobie podróżny worek, zapewne z prowiantem na drogę i tego typu przedmiotami, a także dwa miecze jednoręczne przy pasie, kołczan pełen strzał i łuk na plecach, sztylet przy pasku i drugi, w cholewie buta, oraz kilka noży do rzucania.
- Jestem gotów, możemy wyruszać. -
Przełknął ślinę i zebrał się w sobie. Postarał się nie pokazywać po sobie stanu przedzawałowego. No dobra, może nie przedzawałowego. Aramis po prostu był podenerwowany. Skinął głową. I ruszył z tym całym elfem.
-
- Tamci powiedzieli ci gdzie albo kogo szukać? Tak na dobry początek?