Gospodarstwo na Równinie
- 
//To głównie strach przed nowymi i Rose. 
- 
// Jeżeli boi się nowych osób to czemu go przygarnęła?.// 
- 
//Nowi, że ta dłoń, nie nowe nowe osoby. Go chce, bo to mivvot, ale boi się reakcji nowych członków ich bandy. Chociaż ten Traper wydaje mi się coraz bardziej ok. 
- 
// A, kumam. 
- 
Mimo targających Tobą niepokojów, przygotowałaś posiłek bez żadnych trudności, aż za bardzo weszło Ci to w krew. Po kilku chwilach od tego momentu, usłyszałaś, jak Twój nowy znajomy spada na podłogę ze swojego legowiska, czyli już się najwidoczniej obudził. 
- 
Odłożyła wszystko i pobiegła do niego. Jak to dobrze, że jeszcze nie wracali… 
- 
Do tego czasu powinnaś znaleźć dobrą wymówkę, bo za trzymanie zbiegłych niewolników każda władza, legalna czy nie, karała. Zwłaszcza, gdyby kilku Konstabli wpadłoby na Wasze rancho i przypadkiem odkryło, z kim ma do czynienia. Poza tym ktokolwiek był właścicielem tego niewolnika, na pewno zechce go odzyskać i pościg może trafić aż tutaj. 
 Tak jak podejrzewałaś, młody Mivvot leżał na ziemi, tuż obok swojego leża. Ledwo był w stanie unieść się na łokciach, a co dopiero wstać o własnych siłach.
- 
Sama za silna nie była, ale i tak próbowała go ponownie położyć. 
 - Leż spokojnie - próbowała uspokoić młodzieńca cichym i spokojnym głosem. Każdy wyczułby jednak tę nutkę niepewności i strachu w jej głosie. Kiedy się nim zajmie, wymyśli jakieś wyjaśnienie. - Skąd jesteś?
- 
- Za daleko, by zliczyć kroki. - odparł łamaną ludzką mową. - Za daleko, by było gdzie wracać. Do trupów, do sępów, do spalonych chat. 
- 
Dzięki Ci losie - zbieg. Nie musi się martwić oprychami jakiegoś bogacza. 
 - Więc odpoczywaj. Tutaj jesteś bezpieczny. Za chwilę przyniosę coś do jedzenia. - Jeżeli nie protestował w jakikolwiek sposób i spokojnie leżał, poszła po jedzenie.
- 
Nawet gdyby chciał, nie miał na to sił, więc gdy powróciłaś do niego z posiłkiem, zastałaś go w tym samym miejscu, co wcześniej. 
- 
Wiewiur: 
 Powracając ze swoją ekipą i skradzionym dyliżansem pełnym pozornie bezwartościowych łupów, nie licząc samego pojazdu, koni i broni zabitych w zasadzce ludzi, zauważyłaś, że w samym gospodarstwie było niezwykle cicho i spokojnie. Niby dobrze, ale wszyscy wiedzą, jak to ostatnio się skończyło…
- 
- Jesteś w stanie samemu zjeść? - spytała się, z lekkimi obawami o jego stan zdrowia. Swoją magią mogłaby coś na to poradzić? 
 //Zapomniałem w sumie, że ją umie…
- 
Rose nieco się spięła w reakcji na nagła ciszę i mimowolnie sięgnęła po swoją broń, wyostrzając zmysły. 
 - Niepokoi mnie ta cisza - rzekła do swoich kompanów, chociaż chyba tylko traper jakkolwiek zareaguje na jej słowa, na co w sumie trochę liczyła.
- 
Max: 
 Mivvot wzruszył ramionami, najwidoczniej na temat Magii wiedział jeszcze mniej niż Ty, ale stanowczo przyjął posiłek z Twoich dłoni.
 - Dam radę.
 Wiewiur:
 Nie odpowiedział, drugi bandzior również. Obaj za to wyjęli swoją broń, idąc za Twoim przykładem, jakby również obawiając się, że nagle zza najbliższego budynku wyskoczy jakiś uzbrojony po zęby Ubairg.
- 
//O magii nie do niego, co bardziej do ciebie jako GMa. 
- 
//Tak.// 
- 
//Przepraszam za poślizg :V // 
 Rose rozpoczęła patrol po gospodarstwie, pokazując innym by zrobili to samo. po ostatnim ataku nie ma pewności, czy kolejny raz nie zostali napadnięci.
- 
- Nie ruszaj się - mruknęła, przyłożyła dłonie i zaczęła leczyć magią. 
- 
Wiewiur: 
 Wszystko było w jak najlepszym porządku. Ty zaś dostrzegłaś niespodziewanego gościa. Niespodziewanego, bo spodziewałaś się Liwiusza, a dostrzegłaś nikogo innego, jak Jannet, jej okazałej sylwetki nie mogłaś pomylić z niczym innym, jadącą powoli do gospodarstwa na prostym wozie, zaprzężonym w dwa konie.
 Max:
 Szło dość dobrze, kolejne siniaki, krwiaki i inne ślady po razach wymierzanych mu w niewoli znikały, a on widocznie czuł się lepiej, widać to było po jego wyrazie twarzy. Gdy miałaś zająć się leczeniem najgorszej rany, jakby symbolu wypalonego pomiędzy jego łydkami, czegoś na kształt znaku, jak u bydła pędzonego po Wielkich Równinach, sama poczułaś ból. Był to pierwszy taki przypadek, a zdziwienie i cierpienie sprawiły, że nagle przerwałaś leczenie.
 Radio:
 Po długiej, choć dość nieciekawej podróży, wróciłaś wreszcie do swojego gospodarstwa.
 



